Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Niby się uśmiechają, ale za tym często kryje się dramat
Żyją w złotej klatce, bo mają benefity, zarabiają dobre pieniądze, jeżdżą po świecie. Ale rodzina ich męczy, wakacje są przygnębiające i nic nie sprawia im radości.
ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Blisko 70 proc. osób na stanowiskach kierowniczych w Polsce doświadcza wypalenia zawodowego. Tak wynika z badań, jakie w lutym przeprowadziła firma Pluxee. Dlaczego ta grupa zawodowa jest tak bardzo narażona na spadek chęci do pracy? MALWINA PUCHALSKA-KAMIŃSKA:
Do tego typu badań należy podchodzić z dystansem, ponieważ wiele osób myli wypalenie zawodowe z depresją, złym samopoczuciem, problemami ze zdrowiem, sfrustrowaniem czy zwykłym zmęczeniem. Objawy wypalenia zawodowego są niezwykle dotkliwe i – co najważniejsze – rozłożone w czasie. A bezpośrednim i jedynym ich źródłem jest praca.
A wracając do pańskiego pytania. Z jednej strony pracownicy wyższego szczebla często mają więcej obciążeń, więc są bardziej, niż inni narażeni na wypalenie. Z drugiej strony mówimy o grupie zawodowej, która ma środki finansowe i kapitał kulturowy. To sprawia, że w większości przypadków mogą lepiej poradzić sobie z trudnościami, mogą podejmować odważne decyzje, mają więc większy wpływ na to, jak wygląda ich życie zawodowe.
Czy to oznacza, że lepiej sobie poradzą z wypaleniem zawodowym niż pracownicy niższego szczebla?
– Nie zawsze. Menedżerowie czy kierownicy mają więcej obowiązków, są obciążeni większą odpowiedzialnością niż ich podwładni. Mają poczucie, że odpowiadają za motywację i zdrowie psychiczne swoich pracowników, którzy też doświadczają licznych trudności. I w konsekwencji swoje potrzeby spychają na dalszy plan, rzadziej proszą o pomoc. Uważają, że nie mogą mieć gorszych momentów w pracy. A wiemy z badań, że najważniejszym lekiem na wypalenie zawodowe jest wsparcie społeczne, czyli poczucie, że wokół nas są osoby, na które mogę liczyć.
Osoby, które zajmują eksponowane stanowiska w wielkich firmach odniosły sukces, zarabiają dużo pieniędzy, cieszą się społecznym prestiżem. I mimo wszystko mogą poczuć się wypaleni?
– Oczywiście, że tak. W tej grupie znajdują się też osoby, które nie mają predyspozycji do zajmowania stanowiska lidera. Są świetnymi specjalistami, ale ze względu na zarobki i prestiż przyjęły propozycję awansu. Praca nie jest do nich dopasowana, nie jest związana z ich kompetencjami, wartościami, po prostu ich nie interesuje. Zdarzają się też sytuacje, w których jesteśmy wypaleni, ale coś nas trzyma w pracy, jakiś jeden projekt albo realna możliwość pomocy ludziom. W takim wypadku podjęcie decyzji o zwolnieniu jest trudniejsza.
Naturalnym rozwiązaniem jest zmiana miejsca pracy?
– Tak, ale wcześniej zalecany jest dłuższy odpoczynek od pracy. Terapeuci często rekomendują nawet półroczny urlop zdrowotny.
Ale czy to nie jest odbierane jako porażka?
– W Polsce zajmowanie wyższego stanowiska wiąże się właściwie nie tylko z dobrymi zarobkami, ale też z ważniejszym miejscem w społecznej hierarchii. Dlatego wiele z osób z syndromem wypalenia zawodowego uważa, że nie może wrócić na niższe stanowisko, ponieważ byłoby to odebrane jako klęska. Do tego dochodzą liczne zobowiązania: rodzina żyje na odpowiednim poziomie, kredyty trzeba spłacić, koszty życia znacząco wzrosły w ostatnim czasie... Wypalony zawodowo menedżer najpierw zadaje sobie pytania o sytuację swoich najbliższych i często nie
jest w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której zarabia mniej. Po drugiej stronie tej opowieści są mieszkańcy Skandynawii, z którymi zdarza mi się pracować. Spotykam osoby, które zamieniły eksponowane stanowisko na niższe, specjalistyczne. Opowiadają, że przerosło ich zarządzenie ludźmi, ich emocjami, potrzebami czy urlopami. W Skandynawii nie postrzega się tego typu zmiany w kategoriach „porażki”. Trzeba jednak pamiętać, że szwedzkie czy norweskie społeczeństwa są mniej zhierarchizowane, a różnice między zarobkami są stosunkowo niewielkie.
Jakie objawy związane z wypaleniem zawodowym powinny zwrócić uwagę? Co powinno mnie zaniepokoić?
– Musi pan pamiętać, że wypalenie zawodowe to proces rozłożony w czasie. Od pierwszych objawów aż po stan, kiedy nie jesteśmy w stanie wstać z łóżka mogą minąć lata. I nie zawsze wypalenie przyjmuje aż tak drastyczne scenariusze, ponieważ po drodze możemy po prostu zmienić pracę. Ludzie na początku odczuwają coraz większe zmęczenie. Nie potrafią się zregenerować ani w ciągu nocy, ani podczas wolnych weekendów czy długich urlopów. Coraz trudniej wykonuje się obowiązki, zajmują coraz więcej czasu. Popełnia się błędy, które mają duże konsekwencje dla otoczenia. Jest się mniej uważnym, ma się mniejszą motywację.
Z tego, co pani mówi wynika, że wypalenie zawodowe można łatwo pomylić z depresją.
– To prawda, dlatego warto skorzystać z pomocy specjalisty. W przypadku wypalenia zawodowego przyczyna zawsze leży w pracy. Kontrowersyjna definicja Światowej Organizacji Zdrowia mówi, że wypalenie bierze się z przewlekłego stresu, z którym człowiek nie potrafił sobie poradzić.
Dlaczego kontrowersyjna?
– Ponieważ sugeruje, że wypalenie jest winą człowieka, który nie poradził sobie z przeciążeniem. A przecież często mamy do czynienia z patologicznymi środowiskami pracy. Wypalenie zawodowe nie jest chorobą jednostek, tylko całych organizacji. Jeżeli w pańskiej firmie jedna osoba ma symptomy wypalenia zawodowego, to za nią pójdą kolejne. To „choroba zakaźna”, która świadczy o jednym: chore jest środowisko pracy, a nie pracownik.
Gdzie najczęściej spotyka się wypalonych menedżerów w Polsce?
– Mam wrażenie, że od czasów pandemii COVID-19 o wypaleniu zawodowym mówi się coraz więcej, szczególnie w dużych korporacjach. To popularny temat wśród pracowników biurowych w dobrze opłacanych miejscach. Kiedyś dużo mówiło się o wypaleniu wśród nauczycieli czy pielęgniarek i lekarzy, czyli wśród osób, które zajmują się innymi. W trakcie pandemii utraciliśmy kontakty ze swoimi współpracownikami, siedzimy kilka godzin przed komputerem, nie widujemy innych ludzi niż własna rodzina. Do wypalenia często dochodzi też w miejscach, w których panuje spory chaos organizacyjny, a pracownicy dostają coraz więcej obowiązków, które nie są dostosowane do ich możliwości.
Ale mamy też zachodnie korporacje, które na pierwszym miejscu stawiają dobrostan pracowników, zapewniają im owocowe czwartki, poniedziałki z sushi, dłuższe urlopy, wolne piątki i pakiety benefitów. I w takich miejscach też dochodzi do wypalenia?
– Tak, ponieważ ludzie mogą mieć tam poczucie, że ich praca jest bez sensu. Menedżerowie mają świadomość, że kilometry danych wpisywanych do excela niczemu nie służą, a oni żyją w złotej klatce: mają owoce i inne benefity, panuje przyjemna atmosfera, zarabia się dobre pieniądze, mają wyjazdy integracyjne, wszyscy się uśmiechają, ale na koniec dnia przychodzi zwątpienie. Jednak na nasz dobrostan w pracy wpływa to, czy to, co robimy, nas rozwija, czy wyzwania są po prostu ciekawe i czy mamy poczucie, że robimy coś wartościowego.
Wypalenie zawodowe nie jest chorobą jednostek, tylko całych organizacji. Jeżeli w firmie jedna osoba ma symptomy wypalenia zawodowego, to za nią pójdą kolejne. To „choroba zakaźna”, która świadczy o jednym: chore jest środowisko pracy, a nie pracownik
Jakie mogą być konsekwencje nieleczonego wypalenia zawodowego?
– Chociażby takie, że poczucie bezsensu rozleje się na inne obszary życia. Rodzina nas męczy, wakacje są przygnębiające, nic nie sprawia nam radości. Ważne jest coś jeszcze: wypalenie zawodowe nie jest czymś strasznym, może się przytrafić każdemu, nie należy się tego wstydzić, tylko w odpowiedzialny sposób zareagować na najbardziej niepokojące objawy.