Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Zamiast cmentarza willowe osiedle
Diecezja Ewangelicko-Augsburska postanowiła sprzedać teren, a deweloper zaczął już przygotowania do ekshumacji grobów. Sęk w tym, że o pracach nie powiadomił ani władz dzielnicy, ani konserwatora zabytków.
Nieco ponadhektarowy teren dawnego cmentarza luterańskiego przy ul. Kamykowej na Białołęce stał się przedmiotem sporu między władzami Kościoła ewangelickiego a okolicznymi mieszkańcami i urzędnikami. Powodem jest planowana ekshumacja grobów i zabudowa nekropolii.
Wycinka na cmentarzu na Białołęce
Radny dzielnicy Waldemar Roszak pierwsze informacje o trwającej na cmentarzu wycince drzew odebrał w sobotę, 23 marca. – Skontaktował się ze mną jeden z mieszkańców. Od razu wezwaliśmy straż miejską. Mieszkam kilkaset metrów dalej, więc też tam poszedłem. Na miejscu było już sporo ludzi. Od pracującej ekipy dowiedzieliśmy się, że drzewa są wycinane pod ekshumację, aby na tym terenie wybudować osiedle domów jednorodzinnych – relacjonuje.
Sąsiedzi z okolicy cmentarza byli oburzeni, bo od dawna miało tu powstać nie willowe osiedle, ale park wraz z miejscem upamiętniającym dawną nekropolię.
Roszak powiadomił o wszystkim władze dzielnicy. Okazało się, że w urzędzie nikt nie miał pojęcia ani o wycince, ani o planach ekshumacji szczątków zmarłych. – Urzędnicy pojechali więc na miejsce i potwierdzili, że robotnicy wycięli kilka drzew, które wymagały zgody na usunięcie – opisuje rzeczniczka prasowa dzielnicy Marzena Gawkowska.
Z czasem wyszło na jaw, że zgoda na ekshumację co prawda była – wydał ją sanepid – ale to i tak zbyt mało, by ją zacząć. Wcześniej potrzebne jest pozwolenie na wycinkę drzew. A tej urząd nie wydał. – Nie dostaliśmy także żadnej informacji o przyszłych planach inwestycyjnych w tym miejscu. Nie wpłynął do nas wniosek o warunki zabudowy – dodaje rzeczniczka.
Gdyby wpłynął, byłaby to kolejna niespodzianka w tej sprawie. A to dlatego, że jesienią zeszłego roku wyłożono do publicznego wglądu projekt miejscowego planu zagospodarowania dla rejonu Brzezin, w którym znajduje się dawny cmentarz ewangelicki. Przewiduje on w miejscu nekropolii zieleń urządzoną. – Na tym etapie zaawansowania przygotowań do uchwalenia planu miejscowego, ustawodawca każe już liczyć się z jego projektem. Wnioski o warunki zabudowy, które zakładają inwestycję o innym charakterze [niż wynika z projektu planu – red.] są zawieszane na 18 miesięcy – tłumaczy Gawkowska. A jeśli plan zostanie uchwalony, warunki są umarzane.
Mimo braku zgód na wycinkę, drwale z piłami i siekierami w ostatni piątek znów byli widziani na terenie cmentarza.
Biskup: Zgodne z prawem
Cmentarz przy Kamykowej należy do diecezji warszawskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Jak przekonuje stojący na jej czele biskup Jan Cieślar, wszystko odbywa się zgodnie z prawem, zarówno kościelnym, jak i cywilnym. – To jest teren pocmentarny. Od prawie 80 lat nie było tam pochówku. Zgodnie z prawem po 40 latach od ostatniego pogrzebu, można przekształcić status [cmentarza] – mówi. – Rada diecezjalna wystąpiła do synodu diecezjalnego o zbycie nieruchomości. W celu poszanowania tradycji, uchwalono, że potencjalny nabywca będzie musiał dokonać ekshumacji na swój koszt i zgodzić się na umieszczenie tutaj tablicy pamiątkowej o treści ustalonej z diecezją.
Ekshumowane szczątki wraz z pozostałościami nagrobków miały być przewiezione na cmentarz ewangelicko-augsburski w Żyrardowie, gdzie pochowane będą we wspólnym grobie z tablicą upamiętniającą.
Bp Cieślar zauważa, że teren przy Kamykowej przez dziesiątki lat „popadał w zapomnienie i nie licował z godnością nekropolii”. Ale nikt się wtedy losem cmentarza nie przejmował. Przypomina też, że w 2012 roku nagrobki, które nadal tam się znajdowały, zostały przeniesione do nieodległego cmentarza przy ul. Ruskowy Bród, gdzie powstało lapidarium pamięci tzw. Olędrów, czyli osadników holenderskich i niemieckich, zamieszkujących tę dzielnicę przed II wojną światową.
Pamiątka po poprzednikach
Wyznający w większości luteranizm Olędrzy zamieszkiwali te okolice Warszawy od XVII wieku. Byli pierwszymi stałymi mieszkańcami Saskiej Kępy czy tzw. Urzecza. Z czasem osadnictwo rozszerzyło się, czego pamiątką są trzy białołęckie cmentarze ewangelicko-augsburskie, a także opuszczony cmentarz na Aleksandrowie. Po 1945 r. potomkowie tych osadników byli stopniowo wysiedlani do Niemiec.
W 2012 r. cmentarz został wpisany do gminnej ewidencji zabytków i rozpoczęto procedurę wpisu do rejestru wojewódzkiego. Dlatego stołeczny konserwator Michał Krasucki nie ma wątpliwości – diecezja powinna skonsultować prace na terenie nekropolii także z instytucjami ochrony zabytków. – Prowadzenie prac ziemnych, a więc również ekshumacja, wymaga wcześniejszych badań archeologicznych. Poza tym, jeżeli trwa procedura wpisu do rejestru zabytków, to bez zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków nie można na tym terenie podejmować żadnych działań – przypomina.
Zapytany o to bp Cieślar broni się, że wszystkie formalności diecezja scedowała na inwestora, z którym – jak udało się nam dowiedzieć – księża podpisali przedwstępną umowę sprzedaży działki. I to inwestor miał zgłosić wycinkę. Wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tego nie zrobił.
Czy na zabytkowej nekropolii powstaną domy jednorodzinne?
Skąd pośpiech?
Radny Roszak: – Jeżeli miejscowy plan zostanie uchwalony, powstanie tu park, a nie osiedle. Diecezja straci szanse na sprzedaż działki. Może stąd pośpiech z wycinka i ekshumacją? – zastanawia się. Przyznaje, że teren cmentarza był zaniedbywany przez nią od lat, o czym wspomniał biskup. – Mieszkam w okolicy od 2003 roku. Działka nie była ogrodzona, zalegały na niej śmieci, pozostałości grobów dewastowano. Dzielnica wielokrotnie zwracała się do diecezji o zabezpieczenie i uporządkowanie terenu – opisuje.
Cmentarz był więc sprzątany na koszt białołęckiego ratusza. – Jesteśmy niewielką wspólnota, nie mamy pieniędzy na ogradzanie i pielęgnowanie tak dużego terenu – odpowiada na to bp Cieślar.
Dzielnica wciąż czeka na oficjalną odpowiedź diecezji ws. robót na cmentarzu.