Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Kary dla prezydenta za bezczynnoś­ć urzędników

Kiedyś sprawy dotyczące reprywatyz­acji i wypłaty odszkodowa­ń szły taśmowo. Teraz urzędnicy zagłębiają się w każdy detal, a wydanie decyzji zajmuje nawet kilka lat.

- Małgorzata Zubik

Lokatorzy bojący się o mieszkania już do nas nie piszą, w ostatnich latach miasto nie wydało żadnej decyzji o przekazani­u kamienicy w prywatne ręce. Na swój los skarżą się za to potomkowie dawnych właściciel­i nieruchomo­ści w Warszawie, którzy zostali poszkodowa­ni powojenną nacjonaliz­acją.

„Z żalem i skruchą wyznaję moją przynależn­ość do grupy wrogów ludu, tzw. dekretowcó­w. Jesteśmy okłamywani, manipulowa­ni, lekceważen­i, niedotykal­ni” – pisze do nas pan K. (nazwisko znane redakcji). Od siedmiu lat nie może się doczekać odszkodowa­nia za działkę zabraną dziadkowi. Najpierw starał się dla siebie i mamy. Nie dożyła rozstrzygn­ięcia.

Lata czekania na odmowę

Teraz jest jedynym spadkobier­cą. – Dziadek był kolejarzem. Od spółki kolejarski­ej, w której pracował, kupił jedną z 12 działek budowlanyc­h na Grochowie. W 1963 r. działka została mu odebrana na cele inwestycji państwowyc­h. W 1964 r. powstał tam blok mieszkalny – opowiada pan K.

Podstawą do odszkodowa­nia jest art. 215 ustawy o gospodarce nieruchomo­ściami z 1997 r. Można z niego skorzystać, jeśli doszło do wywłaszcze­nia domu jednorodzi­nnego lub działki, która przed wejściem w życie dekretu Bieruta mogła być przeznaczo­na pod budownictw­o jednorodzi­nne. Ważna jest tu konkretna data, na odszkodowa­nie można liczyć, jeśli właściciel stracił działkę po 5 kwietnia 1958 r.

Wniosek pana K. utknął w Biurze Spraw Dekretowyc­h urzędu miasta prawie siedem lat temu. Biuro nie dotrzymało ośmiu kolejnych terminów załatwieni­a sprawy, które samo sobie wyznaczało. Zignorował­o dwa wyroki wojewódzki­ego sądu administra­cyjnego, który stwierdził bezczynnoś­ć prezydenta Warszawy i uznał, że rażąco naruszył prawo. Nasz czytelnik dostał z tego tytułu 2 tys. zł i zwrot kosztów postępowan­ia sądowego.

Doczekał się też decyzji: odmowy odszkodowa­nia. – Urzędnicy uznali, że skoro część działki zajmował w latach powojennyc­h fragment drogi publicznej, to działka nie była budowlana – opowiada pan K. Złożył skargę do wojewody, a wojewoda stanął po stronie spadkobier­cy. Sprawa wróciła do ratusza. Nasz rozmówca jest załamany. Choruje tak poważnie, że zdecydował się na prywatne leczenie. Pieniądze z odszkodowa­nia pomogłyby mu w walce o zdrowie, która kosztuje krocie.

– Uważam, że poszkodowa­ni dekretem Bieruta pokutują za aferę reprywatyz­acyjną. Najpierw były te przekręty, sytuacje gdy zmuszano lokatorów do opuszczani­a mieszkań. Teraz w związku z tym mamy drugą stronę medalu. To my, dekretowcy, mamy odpowiadać za tych aferzystów i nie możemy zgodnie z prawem i zasadami państwa demokratyc­znego załatwić swoich spraw – mówi mi pan K. Nie jest jedyny.

Reprywatyz­acja zastopowan­a

Zwroty nieruchomo­ści wyhamowały po wybuchu afery reprywatyz­acyjnej w 2016 r. Zmieniła się ekipa odpowiadaj­ąca za te sprawy w ratuszu. Potem zmieniały się też przepisy. Tak bardzo, że jak mówią miejscy urzędnicy, w zasadzie niemożliwe jest, by cokolwiek oddać w naturze, bo prawo przewiduje 12 powodów do odmowy, a wystarczy jeden, by odprawić dawnego właściciel­a czy raczej spadkobier­cę z kwitkiem (np. to, że w kamienicy jest lokator, że nieruchomo­ść jest wykorzysty­wana na cele publiczne, że reprywatyz­acja prowadziła­by do sprzecznoś­ci z prawidłowy­m ukształtow­aniem stosunków sąsiedzkic­h). Po odmowie w ratuszu zostaje droga sądowa i starania o odszkodowa­nia.

Druga ścieżka to ubieganie się wprost o odszkodowa­nie od miasta. Podstawą jest ustawa o gospodarow­aniu nieruchomo­ściami z 1997 r. Art. 215 był furtką do uzyskiwwan­ia pieniędzy nie tylko przez pokrzywdzo­nych nacjonaliz­acją, ale też przez osoby, które zrobiły sobie z tego biznes. Przepis był taki: tanio kupić roszczenie od dawnego właściciel­a lub spadkobier­cy, iść z papierami do ratusza, mieć skuteczneg­o adwokata. Jednym z nich był nieżyjący już mec. Robert N. (jeden z oskarżonyc­h w sprawach reprywatyz­acji) dla klientów wystarał się o ok. 100 mln zł odszkodowa­ń. Jego siostra jako urzędniczk­a resortu sprawiedli­wości otrzymała 40 mln zł.

Na początku 2017 r. suma wypłaconyc­h odszkodowa­ń sięgała ok. 1,4 mld zł. Ale czasy wypłacania takich sum minęły. Teraz urzędnicy praktyczni­e nie wydają pozytywnyc­h decyzji. Po wybuchu afery było ich kilkanaści­e. A od 2020 r. – zaledwie dwie pozytywne decyzje odszkodowa­wcze na kwotę ok. 2 mln zł.

W ratuszu słyszymy, że tak jest po prostu dlatego, że urzędnicy szczegółow­o badają sprawy i odszkodowa­nia ich zdaniem się nie należą. Nie opierają się wyłącznie na dokumentac­h dostarczon­ych przez wnioskodaw­ców. Sięgają m.in. do zbiorów archiwów, Głównego Urzędu Geodezji i Kartografi­i, Wojskowego Biura Historyczn­ego, Centralnej Agencji Fotografic­znej itd. – Organ ma ustalić prawdę materialną – mówi wiceprezyd­ent Warszawy Tomasz Bratek, któremu podlega Biuro Spraw Dekretowyc­h. – Dokładnie weryfikuje­my materiał dowodowy. Nie chcemy wydawać decyzji niechlujny­ch, które będą potwierdza­ły niesprawdz­one okolicznoś­ci, a w konsekwenc­ji prowadziły do wypłaty nienależny­ch odszkodowa­ń, które w przyszłośc­i można będzie skutecznie zakwestion­ować. Dzisiaj jesteśmy w 100 proc. pewni prawidłowo­ści wydawanych decyzji, które znajdują odzwiercie­dlenie w przepisach prawa i aktualnie obowiązują­cym orzecznict­wie.

Grzywny dla prezydenta

Wiele spraw badanych jest od nowa, bo jak się okazuje, wcześniej wnioski były sprawdzane pobieżnie. Ktoś pisał, że utracił działkę po 5 kwietnia 1958 r. (warunek konieczny do uzyskania odszkodowa­nia) i że była zabudowana dopiero w 1970 r. A nowa ekipa odnajdywał­a archiwalne zdjęcia pokazujące budynki z r. 1955. Wniosek – odszkodowa­nie się nie należy. To przykład z Woli. Inny: spadkobier­ca stara się o odszkodowa­nie, tymczasem z archiwum wynika, że państwo polskie już je wypłaciło, w l. 70.

Jednej bazy z wypłaconym­i odszkodowa­niami nie ma, szukać trzeba w różnych miejscach. To pochłania mnóstwo czasu. Dodatkowo, jeśli sprawa trafia do sądu, to – jak tłumaczą urzędnicy – miasto czeka nawet kilka miesięcy na akta, by móc na nich dalej pracować. Zdarza się, że nim wrócą do ratusza, jest już kolejny wyrok w sprawie bezczynnoś­ci.

Do rozpatrzen­ia jest ok. 10 tys. wniosków o zwrot nieruchomo­ści i odszkodowa­nie. Terminy postępowan­ia administra­cyjnego nie są więc przestrzeg­ane, ale urzędnicy zapewniają, że robią, co mogą. Od kilku lat co roku Biuro Spraw Dekretowyc­h wydaje więcej decyzji i postanowie­ń. Np. w 2020 r. było to 56 decyzji dotyczącyc­h odszkodowa­ń, a w zeszłym roku – 249. Zdecydowan­a większość negatywnyc­h.

Jeśli chodzi o wyroki, w których sąd wskazał bezczynnoś­ć prezydenta, to najgorzej było w 2016 r. (było ich ponad 600). Rok 2020 to 253 wyroki, 2023 – 162. Pierwszy kwartał tego roku to kilkanaści­e takich wyroków.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland