Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Recepta na blanta
W 2023 r. Polacy wypalili ponad 4,6 tony legalnej marihuany. Korzysta z niej już ponad 100 tys. Polaków. – Dilera obchodzą pieniądze, lekarz patrzy na pacjenta – mówi ekspert.
Od półtora roku palimy medyczną marihuanę – opowiadają Filip i Dominika. Razem są trzy lata, decyzję o przejściu na marihuanę na receptę podjęli spontanicznie. – Ktoś kiedyś o tym powiedział. Nasze życie zmieniło się na lepsze.
Spotykamy się w Królikarni, jest marzec, w powietrzu zapach wiosny. Filip kręci blanta. Marihuanę wyjmuje z medycznego opakowania, w którym musi znajdować się susz, by w razie kontroli policji nie było wątpliwości co do źródła pochodzenia. Trzeba też mieć przy sobie receptę, może być w telefonie lub w rządowej aplikacji.
Na opakowaniu Filipa gramatura – 15 g. – Mamy to od roku i jeszcze sporo zostało – opowiada para 23-latków. Choć medyczną marihuanę może przypisać każdy lekarz, to de facto każdy, komu zależy na recepcie, kieruje się do poradni wyspecjalizowanych w leczeniu kannabinoidami. Idąc tam, można mieć niemal pewność, że dostanie się receptę. Placówki oferują też teleporady.
Lekarz przeprowadza wywiad z pacjentem i na podstawie konsultacji przypisuje receptę na konkretny lek. Medyczna marihuana to termin zbiorczy określający produkty konopne zawierające THC [substancję psychoaktywną] dostępne na receptę. W zależności od potrzeb zdrowotnych pacjenta lekarz wypisuje receptę na konkretną odmianę marihuany. A tych wiele i mają różne efekty terapeutyczne.
– Marihuany nie traktuję jak używki, tylko jak lek. Wcześniej mój dzień zaczynał się od niechętnego stoczenia ciała z łóżka i szybkiej kawy na czczo. W pewnym sensie każdy dzień zaczynałem i kończyłem depresyjnie. Zmęczenie i smutek mąciłem piwkiem ze znajomymi czy dwoma pod wieczór – opowiada Filip, który zmagał się też z problemami ze snem. Zdarzało mu się zbyt regularnie sięgać po alkohol i marihuanę z ulicy, po której czuł się źle. – Bo dilerzy dodają tam dużo twardych narkotyków, żeby zagwarantować odlot.
– Umówiłem teleporadę, przeszedłem 45-minutowy wywiad i z receptą poszedłem do apteki, w której kupiłem marihuanę. Po niej poczułem spokój, którego od tak dawna potrzebowałem – mówi Filip.
MARIHUANA W APTEKACH
Analityk Rafał Mundry opublikował dane udostępnione mu przez Centrum
e-Zdrowia. W 2023 r. w Polsce sprzedano łącznie 4 658 759 g konopi medycznych. To ponad 4,6 tony, czyli niemal cztery razy więcej niż w 2022 r. W 2023 r. zrealizowano aż 276 807 recept. To ponad dwa razy więcej niż rok wcześniej.
W okresie od 1 stycznia 2019 r. do 13 czerwca 2023 r. wydano recepty dla ponad dla 100 tys. pacjentów.
Pacjenci w 90 proc. stosują lek bezpośrednio poprzez waporyzację lub palenie, ale istnieją apteki specjalizujące się w tworzeniu leków na bazie marihuany. Medyczna marihuana sprzedawana w aptekach jest surowcem farmaceutycznym do sporządzania leków recepturowych. Lekarz może zapisać medyczną marihuanę w postaci kropel czy czopków.
Sprzedawca medycznej marihuany musi mieć pozwolenie na obrót lekami narkotycznymi. Nie zawsze jest dostępna od ręki. Wszystko zależy od dostępności surowca. Wpisując np. nazwę konopnego produktu medycznego z THC w wyszukiwarce leków, widzę, że ma je w ofercie 19 warszawskich aptek.
Dominika i Filip marihuanę kupili w aptece na Namysłowskiej. – Tu jest najtaniej – przekonuje Dominika. Popularność apteki wynika też z tego, że jest czynna całodobowo.
BEZ RECEPTY – PRZESTĘPCA
Bartłomiej Zalewa, farmaceuta, właściciel KonopnyMed, centrum medycznego specjalizującego się w terapii kannabinoidami oraz popularyzator wiedzy z zakresu medycznej marihuany, tłumaczy, że marihuana bywa ostatnią rzeczą, która pomaga. – W masie pacjentów medycznej są osoby, które cierpią, a lek konopny przynosi im ukojenie i pozwala funkcjonować – tłumaczy, ale zaznacza także, że nie można lekceważyć „rekreacyjnych” użytkowników medycznej marihuany. Czyli tych, którym udało się zdobyć receptę, choć nie zmagają się z przewlekłymi chorobami.
Bo trudno nie przyznać, że część osób korzystających z medycznej marihuany nie jest ciężko chora, a korzysta z legalnego źródła narkotyku w celach rekreacyjnych.
– Konsekwencją zażywania ulicznego suszu są kłopoty zdrowotne. Bo susz spoza apteki jest zanieczyszczony – tłumaczy Zalewa, zaznaczając, że nawet w przypadku „rekreacyjnego” palenia medycznej marihuany jest się zawsze pod opieką lekarza. – Zawsze można się z nim skontaktować. To zupełnie zmienia paradygmat, bo dilera obchodzą
tylko pieniądze, a lekarz jednak patrzy na dobrostan pacjenta – tłumaczy ekspert.
O rozróżnieniu na pacjentów i rekreacyjnych użytkowników medycznej marihuany z dystansem opowiada Beata Maciejewska, była już posłanka Lewicy i w latach pracy w Sejmie przewodnicząca parlamentarnego zespołu ds. legalizacji marihuany. – Skoro komuś zioło poprawia dobrostan, koncentrację czy nastrój, to używa go rekreacyjnie czy do celów leczniczych? Mamy do czynienia z absurdem, bo medyczność determinuje dziś tylko recepta. Ktoś ma receptę – jest pacjentem, nie ma recepty – jest przestępcą – mówi Beata Maciejewska.
Stąd już krok do pytania o dekryminalizację narkotyku, którą 1 kwietnia wprowadziły choćby Niemcy. O północy wydarzenie to tysiące osób świętowało pod Bramą Brandenburską w Berlinie.
– Dla mnie legalizacja marihuany to kwestia prawno-człowiecza, cywilizacyjna. Co to znaczy, że nie mogę zajarać sobie zioła u siebie w domu i że zaraz może wpaść jakiś policeman i mnie aresztować?! To jest chyba jedyne przestępstwo, gdzie nie ma ofiary. Kryminalizuje się indywidualne decyzje dorosłych – mówi Maciejewska.
Projekty zmian prawnych, które przygotował jej zespół, zawierał m.in. dekryminalizację posiadania do 5 g marihuany i 4 krzaków. Zostały odrzucone. – Największy beton po stronie ówczesnej opozycji był w SLD. Dla starej lewicy wolność polega na noszeniu strzelby na polowania i zabijaniu zwierząt, a nie na dawaniu obywatelom prawa do korzystania z dobrodziejstw z rośliny – wypomina Maciejewska.
W Niemczech właśnie wprowadzone prawo zezwala każdej pełnoletniej osobie na posiadanie do 3 roślin i do 50 g marihuany lub haszyszu w domu. Ustawa zabrania palenia w szkołach i obiektach sportowych, a palenie marihuany będzie legalne z zachowaniem min. 100-m odległości od tego typu budynków.
Wg ministra zdrowia Karla Lauterbacha zmiana przyczyni się do zmniejszenia liczby uzależnionych od marihuany.
Z ZIOŁEM TRZEBA UWAŻAĆ
Dominika i Filip protestują, gdy słyszą, że marihuana jest przez niektórych stawiana obok innych używek takich jak alkohol czy papierosy. – Oczywiście od niej można się uzależnić i mieć problemy, zwłaszcza jak korzysta się z marihuany od dilera. Ale też problemy nie znikną wraz z zaciągnięciem się jointem. Trzeba układać sobie rzeczy w głowie, badać się, być autokrytycznym. Palenie może w tym pomóc, ale może też zaszkodzić, jeśli marihuana staje się metodą ucieczki od rzeczywistości – przekonuje Dominika.
– Z ziołem trzeba uważać – dodaje Bartłomiej Zalewa, który zajmuje się też pomocą uzależnionym. – Najbardziej narażeni są pacjenci niepełnoletni, im mało który lekarz przypisze ten lek.
ZMIANY PRAWNE
Wraz z rzeszą nowych użytkowników legalnej marihuany pojawiają się nowe problemy. Zespół ds. legalizacji marihuany w poprzedniej kadencji Sejmu złożył propozycję zmian prawnych, które uregulowałby kwestię obecności THC we krwi. Dziś śladowa choćby obecność substancji naraża pacjentów na konsekwencje prawne, np. jeśli prowadzą samochód. THC utrzymuje się w organizmie znacznie dłużej niż efekt terapeutyczny, tzw. haj.
– Większość pacjentów 12 godz. po przyjęciu leku poddana narkotestowi będzie miała wynik pozytywny. Wtedy pacjent jest klasyfikowany, jakby jechał po spożyciu, czyli był w dalszym ciągu pod wpływem – zauważa Zalewa. I dodaje, że w tej sytuacji nawet recepta i pełna dokumentacja medyczna nie chronią pacjentów przed konsekwencjami prawnymi. – Teoretycznie będąc pacjentem medycznej, nie powinno się prowadzić w ogóle samochodu. W sytuacji wypadku drogowego w przypadku pozytywnych wyników narkotestu ubezpieczenie nie obejmuje szkody. Prawo jest zerojedynkowe i nie uwzględnia, że w Polsce są pacjenci leczący się marihuaną – tłumaczy farmaceuta.
– Nie jestem zwolenniczką narkotestów na obecność THC w organizmie – mówi Maciejewska. Według niej, skoro THC może utrzymywać się do wielu tygodni po zażyciu substancji, to nie jest to dobra miara. – Powinno badać się wpływ na zdolność prowadzenia, a nie stężenie u kierowcy, który korzysta z legalnej marihuany leczniczo.
Na terenie Warszawy policja w ub.r. poddała 2151 kierowców narkotestom. Funkcjonariusze nie gromadzą jednak danych statystycznych w zakresie tego, u ilu z kierowców test faktycznie wykrył obecność THC w organizmie.