Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Koniec eldorado
Przez lata słyszeliśmy, że nie było wyjścia. I że miasto musiało oddać kamienicę, szkolne boisko, skwer, kawałek parku, bo sprawa przeszła już przez różne instytucje. Potem się okazywało, że w zreprywatyzowanej kamienicy przy Poznańskiej nowe porządki zaprowadza nie dawny właściciel, ale mecenas ze wspólnikiem, a przy Kazimierzowskiej były wysoki urzędnik ratusza.
Że działka pod dawnym adresem Chmielna 70 tuż obok Pałacu Kultury i Nauki poszła w ręce urzędniczki ministerstwa, przedsiębiorcy i adwokata, a inna, po drugiej stronie PKiN, dostała się biznesmenowi. Itd.
Beneficjentami reprywatyzacji w wielu wypadkach byli nie dawni właściciele ani ich spadkobiercy, tylko kupcy roszczeń.
Nic im nie „zwrócono”, bo nic nie stracili. Z kupionymi roszczeniami wchodzili w buty dawnych właścicieli i tak byli traktowani przez lata m.in. przez samorządowe kolegium odwoławcze, sądy, urząd miasta. Czyli tam, gdzie odbywały się kolejne etapy postępowania reprywatyzacyjnego. Gdy nie mogli dostać nieruchomości, szli do miasta po odszkodowanie. Była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości (ta z Chmielnej 70) dostała ponad 38 mln zł. Nie ucierpiała z powodu dekretu, ale jej brat adwokat specjalizował się w reprywatyzacji i wiedział, jak zrobić z niej biznes. Roszczenia kupowali jego konkubina, wspólnik i konkubina wspólnika.
Sprzedawali je często sędziwi, schorowani, zmęczeni długimi i nieudanymi staraniami o reprywatyzację dawni właściciele. Często śmiesznie tanio. A przejmowane działki były cenne, odszkodowania milionowe.
Nie wiadomo dokładnie, jaki jest udział kupców roszczeń w reprywatyzacji. Po wybuchu afery urzędnicy sprawdzili pod tym kątem wszystkie decyzje dotyczące zwrotów tylko z lat 2015 (21 proc.) i 2016 (19 proc.).
Wczoraj (10 kwietnia) Naczelny Sąd Administracyjny przyjął uchwałę, w której określił, że kupcy roszczeń nie są stroną postępowania administracyjnego. Prawo nie zabrania handlu roszczeniami. Ale ten, kto je kupił i chce na podstawie dekretu Bieruta starać się o grunt, nie ma na co liczyć. Poza decyzją o umorzeniu postępowania.
Wielka szkoda, że dopiero teraz uchwała NSA mówi, jak należy czytać dekret z 1945 roku. Jakie będą jej skutki, dopiero się dowiemy. Wszystko rozbija się o szczegóły uzasadnienia pisemnego i o to, jak dokładnie wyglądają różne sprawy reprywatyzacyjne. Trzeba poczekać, ale jedno jest pewne: eldorado łowców okazji reprywatyzacyjnych dobiega końca.
NSA przyjął uchwałę, że kupcy roszczeń nie są stroną postępowania administracyjnego. Prawo nie zabrania handlu roszczeniami, ale ten, kto je kupił, nie ma na co liczyć