Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Skoda, która obnaża absurdy
– To już nie pl. Pięciu Rogów, tylko Skody Felicji – żartuje Szymon Nieradka. Zaparkował auto na środku placu, by zwrócić uwagę na absurdy przepisów parkowania, które sprawiły, że ich łamanie opłaca się bardziej niż przestrzeganie.
Ciemnozielona, nieco skorodowana Skoda pojawiła się na pl. Pięciu Rogów w sobotę 13 kwietnia. Za przednią szybę ma włożony mandat, informację, że samochód jest popsuty oraz szereg postulatów zmian prawnych.
Właściciel auta, Szymon Nieradka od lat walczy z nielegalnym parkowaniem. Jest twórcą strony StopCham Szczecin i platformy uprzejmiedonosze.pl, która ułatwia zgłaszanie przypadków łamania przepisów na drodze.
W sobotę Skodą Felicią, rocznik 1997, wcisnął się między ławki u wylotu ul. Zgoda na pl. Pięciu Rogów. Po jakimś czasie pojawiła się przy niej straż miejska. Strażnicy wystawili kierowcy mandat w wysokości 100 zł za postój w miejscu niedozwolonym. I na tym się skończyło.
Pojazd stoi w tym miejscu do momentu publikacji tego artykułu. Nie ma nawet założonej blokady na koło. – Zaparkowałem nielegalnie by oszczędzić. Przepisy nie pozwalają na ponowne wystawienie mandatu za ten sam czyn. Gdybym chciał
stanąć tuż obok, w strefie płatnego parkowania, to za jeden dzień postoju zapłaciłbym tyle samo. Jestem tu już trzecią dobę, więc można powiedzieć, że łamiąc przepisy zaoszczędziłem 200 zł – mówi Szymon Nieradka. Według taryfikatora na stronach ZDM, 24-godzinny postój w SPPN to koszt 106 zł. O 6 zł więcej niż mandat.
Na dodatek ryzyko kary jest znacznie mniejsze: – Po strefie cały czas kursują samochody z kamerami, sprawdzające czy nikt nie zaparkował bez płacenia. Jeśli jednak staniesz na chodniku albo trawniku, to możesz liczyć, że nikt cię nie zgłosi, a straż miejska nie zauważy. Korzyść jest podwójna – komentuje Nieradka. Choć jest po godz. 12, wokół nas kursują auta dostawcze. Ktoś odwozi pasażera pod bramę. Wszystko wbrew przepisom.
Odholować się nie da
Auto może stać tam w nieskończoność, bo prawo nie pozwala na wy
stawianie dwóch kar za to samo wykroczenie. Potwierdza to sprawa z 2017 r., gdy ze skargą wystąpiła do Straży Miejskiej mieszkanka Białołęki, która znalazła za szybą dwa mandaty za nielegalny postój. Strażnicy przyznali, że jeżeli pojazd nie był przeparkowany między wystawieniem mandatów, to jeden z nich musi zostać unieważniony. Na ten sam przepis powołuje się teraz Nieradka.
Auta nie da się też odholować. Zarząd Dróg Miejskich odmawia komentarza do sprawy, odsyłając nas do straży miejskiej. Ta twierdzi, że sytuacji nie zna. W przepisach ruchu drogowego czytamy, że holowanie odbywa się z dwóch artykułów kodeksu drogowego – 50a i 130a. Mówią one o możliwości odholowania pojazdu, który albo stwarza niebezpieczeństwo dla ruchu, albo też wyglądają na opuszczony. – Stoję na środku strefy pieszej więc zagrożenia nie stwarzam, jestem tuż obok samochodu, więc nie można go stąd zabrać także z tej drugiej przyczyny – opowiada Nieradka.
Niskie mandaty wbrew prawom obywatelskim?
W Warszawie przyjęło się, że przy granicach płatnej strefy parkowania najpierw zapełniają się miejsca nielegalne, a dopiero potem te wyznaczone. Bo jeżeli już uda się komuś wystawić mandat, to jest on kuriozalnie niski. Przykładowo – kara za zaśmiecanie przestrzeni publicznej to maksimum 500 zł. W przypadku „zaśmiecenia” chodnika dwutonowym autem, będzie to wspomniane 100 zł.
Jazda komunikacją na gapę grozi mandatem w wysokości kilkuset złotych. Ale już zostawienie auta na środku trawnika, to ponownie groźba tylko stuzłotowej kary. Właściwie można powiedzieć, że parkowanie na zieleni jest premiowane, bo nie grozi za nie ani odholowanie ani blokada kola: – Słowo „zieleń” nie występuje w przepisach ruchu drogowego. Niszczenia zieleni zakazuje natomiast kodeks wykroczeń. To absurdalny dualizm prawny. Poza tym, jak dowieść, że dany kierowca zniszczył zieleń, skoro już wcześniej była ona rozjeżdżonym klepiskiem? – tłumaczy Nieradka.
Niskie kwoty mandatów to według niego wręcz łamanie praw obywatelskich, a dokładnie – równości wobec prawa. Osoba za kółkiem automatycznie staje się bowiem uprzywilejowana. Ostatni raz ustalano stawki mandatów w 2003 r. kiedy pensja minimalna wynosiła 800 zł. Dziś to jest ponad 4,2 tys. zł. Bochenek chleba kosztuje 5 razy więcej, wzrosły kary za inne przewinienia. Tylko mandaty nie ulegają inflacji – tłumaczy. Pismo w tej sprawie skierował do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Będzie nowelizacja przepisów?
Oprócz podwyższenia stawek za mandaty Nieradka chce wypromować swoją akcją całą serię zmian w przepisach, nazwał ją Miejską Agendą Parkingową. Powstała w wyniku współpracy aktywistów parkingowych z kilku polskich miast. Do Warszawy Nieradka przyjechał szukać poparcia politycznego. Na wtorek 16 kwietnia zapowiedziana jest konferencja prasowa z udziałem posłanek Klaudii Jachiry (KO) i Pauliny Matysiak (Razem), w sprawie reformy przepisów parkowania w Polsce.
– My naprawdę nie chcemy stawiać ich na głowie. Wiele z artykułów wymaga po prostu doprecyzowania. Dopisania kilku słów. Tylko w ten sposób można zakończyć patoparkowanie – argumentuje. Stołeczną straż miejską zaś nawet chwali. – W innych miastach bywa znacznie gorzej. W Warszawie jest ona najlepiej dofinansowana. Ale nawet przy kilkukrotnie większej liczbie strażników nie da się zapobiec dziurawym przepisom.
Ile Skoda postoi na placu? Tego właściciel nie jest pewien. Nie wyklucza, że potrzyma ją do przyszłego tygodnia. A dokładnie do rozpoczęcia kolejnego posiedzenia sejmu, w czasie którego zamierza zaprosić posłów na spacer śladem patoparkowania z finałem przy skodzie. I pokazać im, że kierowcy wcale nie są najbardziej prześladowaną grupą w Polsce.