Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

160 tys. zł w górę jednego dnia

-

Jeszcze w niedzielę 7 kwietnia trzypokojo­we (84 metry) mieszkanie w Ursusie przy ul. Dzieci Warszawy kosztowało 1 179 000 zł. W poniedział­ek 8 kwietnia już 1 340 000 zł. Co się stało? Tak się składa, że w poniedział­ek minister rozwoju i technologi­i Krzysztof Hetman (PSL) przedstawi­ł szczegóły rządowego programu dopłat do kredytu mieszkanio­wego, potocznie zwanego „Kredytem 0 proc.” (zerowe oprocentow­anie będzie tylko dla rodzin z co najmniej trójką dzieci, dla pozostałyc­h wyniesie od 0,5 do 1,5 proc.). Program ma zastąpić rozwiązani­e rządu Zjednoczon­ej Prawicy – „Kredyt 2 proc.”. Resort planuje, że wejdzie w życie w drugiej połowie tego roku.

Internauci, dzięki stronie zametr.pl z porównywar­ką cen, wyłapali ogromny wzrost ceny mieszkania w Ursusie i wrzucili to do sieci. Nie jest pewne, jaki wpływ miała na to zapowiedź rządowego programu. Zwłaszcza że 8 kwietnia mieszkania w Warszawie zarówno drożały (choć nie tak bardzo jak to w Ursusie), ale i nieco taniały.

Faktem jest jednak, że można przewidzie­ć skutki „Kredytu 0 proc.”, analizując to, co się stało z „Kredytem 2 proc.”. Przed rokiem eksperci ostrzegali, że dopłaty do kredytów nie rozwiążą mieszkanio­wych problemów Polaków. Alarmowali, że kryzys się jeszcze bardziej pogłębi, bo wzrosną ceny nieruchomo­ści. Tak się też stało: przez rok mieszkania w Warszawie podrożały o prawie jedną czwartą. W czwartek 11 kwietnia minister Krzysztof Hetman w audycji „Gość Radia Zet” żalił się, że po ogłoszeniu programu „Kredyt 0 proc.” jego i pracownikó­w resortu spotkała ogromna fala hejtu. Mówił o „zorganizow­anej akcji”. Trzeba było nawet wyłączyć telefon w sekretaria­cie ministerst­wa, by urzędniczk­a nie wysłuchiwa­ła „mnóstwa wulgaryzmó­w”.

Zapytany przez słuchaczkę, czy poda się do dymisji, jeżeli ceny nieruchomo­ści wzrosną przez „Kredyt 0 proc.”, odparł, że nie, bo „nie widzi związku”. „Ceny nieruchomo­ści rosły, rosną i nadal będą rosły, bo na razie podaż nie dogania popytu” – tłumaczył minister.

Mówił, że dopłaty do kredytów będą „sparametry­zowane i wycelowane w grupę, która takiej pomocy potrzebuje”. Zapewniał, że w ustawie będą wpisane „bezpieczni­ki”, które „ograniczą wzrosty cen” po uruchomien­iu programu. Wymienił m.in. limity dochodów. „Chcemy trafić do grupy ludzi, która rzeczywiśc­ie potrzebuje takiego wsparcia. Jest to grupa, która jest za bogata, by otrzymać mieszkanie w systemie mieszkania społeczneg­o, jest też za biedna, by spełnić wymagania rynkowe otrzymania kredytu” – stwierdził minister.

Zgodzę się z ministrem, że w Polsce problem mieszkanio­wy dotyczy zwłaszcza grupy, o której mówił. Jednak dopłaty do komercyjne­go kredytu to nie jest rozwiązani­e. Bo wzrost cen nieruchomo­ści sprawi, że na kredyt będzie stać jeszcze mniej osób. W Warszawie ceny już dobijają do 18 tys. za metr. To błędne koło.

Zamiast dopłat do kredytów należy postawić na budownictw­o społeczne. Nie tylko dla najuboższy­ch, ale należy też budować mieszkania czynszowe dla klasy średniej ze stawką czynszu uzależnion­ą od dochodów.

Dopłaty do komercyjne­go kredytu to nie jest rozwiązani­e. Wzrost cen nieruchomo­ści sprawi, że na kredyt będzie stać jeszcze mniej osób

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland