Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Kładka przez Wisłę Krupówkami Warszawy
Jechałam w sobotę Wisłostradą. W rejonie kładki pieszo-rowerowej był korek. Miałam czas, żeby podnieść wzrok i na kładce zobaczyłam nadmuchiwanego goryla, takiego King Konga. Był ogromny, górował nad tłumem ludzi – relacjonuje pani Elżbieta.
– Słyszałem o King Kongu. Sam go nie widziałem, aż żałuję. Ale widziałem za to kogoś w przebraniu białego misia, jak tego z Zakopanego – mówi Jan Piotrowski, pełnomocnik ds. Wisły. – Są sprzedawcy truskawek, jest stragan z hot dogami... Wszystko się odbywa spontanicznie, bez żadnych zgód.
Długa na 450 m zygzakowata kładka – czy, jak mówią miejscy urzędnicy: most pieszo-rowerowy – od chwili otwarcia stała się największą atrakcją turystyczną Warszawy. Zarząd Dróg Miejskich tylko w ciągu pierwszego tygodnia za pomocą urządzeń pomiarowych doliczył się, że przez most przewinęło się ok. 200 tys. osób. W tym tygodniu zrobiło się zimno i mokro, tłumy na kładce zelżały. Cieszą się z tego rowerzyści, bo teraz przez most mogą w końcu przejechać. Gdy było cieplej, był tam taki tłum, że kładka siłą rzeczy stawała się piesza, a nie rowerowa. Ale i tak, wbrew kasandrycznym przepowiedniom jakoś nie słychać o tym, żeby na kładce dochodziło do potrąceń pieszych przez rowerzystów.
Pochodną tłumów spacerowiczów są muzycy czy handel obwoźny. Już w pierwszy weekend otwarcia pojawili się uliczni grajkowie. Kiedy spacerowałem tam w Wielkanoc, rozstawili się naraz aż w czterech miejscach. Otaczały ich grupy spacerowiczów, którzy przystawali, słuchając muzyki. – I dostawaliśmy skargi od rowerzystów, że robi się tak gęsto od ludzi, że trudno im przebrnąć – przyznaje Piotrowski.
Przy wejściu na kładkę od strony bulwarów rozstawiają się też wózki z watą cukrową czy hot dogami. – Nie wydawaliśmy żadnych pozwoleń na handel obwoźny – zaznacza Karolina Kwiecień-Łukaszewska, rzeczniczka prasowa Zarządu Zieleni m.st. Warszawy, który zarządza bulwarami. Samą kładką opiekuje się Zarząd Dróg Miejskich. Też nie wydaje żadnych zgód. Jakub Dybalski, rzecznik prasowy ZDM, wskazuje na regulamin Dzielnicy Wisła, w którym napisano, że na prowadzenie działalności handlowej trzeba mieć zgodę administratora terenu, a kto jej nie ma, ryzykuje, że zapłaci grzywnę i przepadnie mu towar.
Wszyscy urzędnicy dość zgodnie przyznają jednak, że przy wszystkich uciążliwościach, a czasami także estetycznych wyzwaniach, jakie powoduje pęd do biznesowego wykorzystania przez małych przedsiębiorców ruchu na kładce, trudno to jednoznacznie potępić. Bo to oznacza, że most żyje. Dlatego pełnomocnik ds. Wisły apeluje o cierpliwość. Przekonuje, że potrzeba czasu, by wszyscy użytkownicy kładki – rowerzyści, piesi, muzycy i mali przedsiębiorcy – nauczyli się wzajemnie szanować swoje potrzeby. Na bulwarach jakoś się to udaje, lepiej czy gorzej.
A co z białym misiem czy nadmuchiwanym King Kongiem? Pewnie pozostaną na kładce tak długo, jak długo będą czuć, że jest na to popyt. Ile osób, tyle opinii.
Ja traktuję to jako pewien folklor będący pochodną frekwencyjnego sukcesu kładki. Bardziej martwiłbym się pustką na tym moście.
Uliczni muzycy, sprzedawcy hot dogów i truskawek, biały miś, a nawet nadmuchiwany King Kong. Ich wszystkich spotkacie na nowym moście w Warszawie