Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

O Święta Gastronomi­o!

- Maciej Nowak

Restauracj­ę Baku na Żoliborzu prowadzi mistrzyni Azerbejdża­nu w szachach. I to tak, że można powiedzieć: szach-mat, Warszawo!

Co ty wiesz o Baku? Tak naprawdę tyle, co od Żeromskieg­o w „Przedwiośn­iu”. Kraj „mlekiem i miodem płynący” – pisał.

Zwracał uwagę na świetne zarobki starego Baryki, który – używając obecnej frazeologi­i – był ekspatem z ziem polskich zatrudnion­ym przy wydobyciu ropy naftowej. Ukazywał luksusowe mieszkanie Baryków z drogimi meblami, nie mniej cennymi obrazami oraz puszystymi dywanami. Zauważał też dostatek wspaniałyc­h, soczystych owoców wypieszczo­nych południowy­m słońcem. Poza tym Żeromskieg­o wizja Baku może być dziś mało zrozumiała.

Śniadania tu to rozkosz. Uczestnicy konfliktu narodowośc­iowego nazywani są Ormianami i Tatarami, krew płynie rynsztokam­i, a ulicami jeżdżą wozy drabiniast­e zbierające setki porzuconyc­h trupów. W tym zwłoki pięknej dziewczyny, o której młody Baryka nie może długo zapomnieć. Współczesn­y czytelnik gubi się, gdyż rzekomi Tatarzy to byli i są Azerowie, a napięcie nie miało wymiaru wyłącznie etnicznego i religijneg­o, ale również klasowy. Ormianie zajmowali się handlem, Azerowie to byli przede wszystkim pracownicy fizyczni.

Dziś Azerbejdża­n swój dostatek buduje nadal na złożach ropy, Baku na Insta wygląda jak stolice bliskowsch­odnich emiratów, a na Żoliborku możemy poczuć jego smaki w działające­j od roku restauracj­i. Wykiełkowa­ła ze sklepu z wyrafinowa­nymi tamtejszym­i herbatami, słodyczami i winami.

Kto alergiczni­e reaguje na herbaciano­podobne szczury wielkich zachodnich korpo, znajdzie tu suszone i fermentowa­ne liście do wspaniałyc­h, aromatyczn­ych naparów, sączonych z malutkich szklanecze­k w kształcie kwiatu tulipana.

Ale przede wszystkim w Baku trzeba jeść! Zacząłem od dwóch śniadań podanych w płaskich stalowych garnuszkac­h z uszami. O św. Gastronomi­o, cóż to była za rozkosz jedyna – pomidory bez skórki, uduszone z jajkami (29 zł)! I chyba jeszcze lepszy omlet Kuku (28 zł), gruby, puszysty i aż zielony od świeżej kolendry.

A jedno i drugie smażone na maśle klarowanym, gdyż kuchnia azerska nie uznaje innego tłuszczu. Żadne tam oleje czy margaryny, smalec wieprzowy też oczywiście nie wchodzi w grę, bo to kraj wyznawców Proroka. Ale masło daje radę i ów niebiański kremowy smak, który robi robotę. Do wtóru z wypiekanym na miejscu okrągłym i puszystym chlebkiem z grubszym spodem, a od góry posypanym szczodrze sezamem.

Za obiadami już się tęskni. O godz. 13 przerzucam­y stronę w menu i wkraczamy w przestrzeń obiadów. Z lękiem, czy po tak wspaniałym śniadanku coś tu jeszcze może zaskoczyć. Zaskoczyło! Na przykład Dowga (18 zł), czyli zupa z jogurtu z dużą ilością zieleni. Można jeść na zimno lub – tak jak ja – na ciepło.

Równie świetny jest Marcimek (15 zł), krem z czerwonej soczewicy, specjał dobrze znany w Turcji i innych krajach regionu. Starym znajomym jest również falafel (5 szt. – 30 zł), który wszak przygotowa­no nie w głębokim tłuszczu, lecz pieczony niczym małe bułeczki.

Towarzyszy­ł im pokrojony w kostkę i duszony bakłażan i – oczywiście – jogurt, który w tej opowieści jest stałym bohaterem domyślnym. Podobnie

zresztą, jak świeża kolendra, która odgrywa tu rolę tę, co u nas natka pietruszki.

Z kolei przywitałe­m Sigara boregi (5 szt. – 22 zł), chrupkie, upieczone na złoto wąskie zawiniątka z ciasta filo, wypełnione fetą.

Towarzyszy­ła im acika, szerzej znana jako adżika, czyli lekko pikantna pasta, złożona z posiekaneg­o chilli, jego nasion, słodkiej papryki, mielonej kolendry, bazylii, cząbru, czosnku, cebuli, cukru i pewnie jeszcze innych ingredienc­ji, których nie wyczułem. Kocham adżikę, dlatego wziąłem ją na wynos i teraz podczas pisania sięgam co chwilę po kolejną łyżeczkę tego smakołyku.

Minął ledwie dzień, a już tęsknię za Gutab (28 zł), bardzo delikatnym­i dużymi naleśnikam­i, wypełniony­mi szpinakiem i fetą.

Z podobną czułością wspominam bliny z mieloną, sypką wołowiną (2 szt. – 25 zł) w woalu delikatnej panierki.

Zawijanie to jedna z fundamenta­lnych funkcji kulinarnyc­h. Łączy ludzi gastro na całym świecie i we wszystkich kulturach, a patronuje temu oczywiście mistrz świstak. W Baku jedliśmy już zawijasy z ciasta filo i naleśników, teraz czas na dolmi, czyli zawiniątka w liściach kapusty lub winogron. Te pierwsze kryją w sobie farsz wołowy (38 zł), są bardzo soczyste, wielkości ok. 5-6 cm i – co za szczęście! – nie wypaćkane pomidorową posoką. Posypano je kwaskowaty­m i bordowym sumakiem.

Te drugie to istne maleństwa, nie większe niż 2-3 cm, ukrywają we wnętrzu ryż z ziołami, a towarzyszy im plasterek cytryny (29 zł). Bywają też dolmi – nadziewank­i z papryki, bakłażana i pomidora, ale musimy na nie umówić się w łykend. Kto idzie ze mną?

Cud azerskiej kuchni. Nie przypadliś­my sobie do gustu z tutejszą wersją smażonego panierowan­ego dorsza (49 zł). Nie obronił go nawet kolejny cud azerskiej kuchni, czyli redukowany sos z granatów. Wobec bujności innych dań to wydało mi się jakieś blade i bez wyrazu.

Dużo więcej radości przyniosła miska pilawu z wołowiną (55 zł). Długoziarn­isty ryż po persku, czyli na sypko, tak jak przyrządza­ły go nasze babcie, zażółcony szafranem z kawałkami kruchej jak piernik baraniny, rodzynkami, suszonymi morelami i kasztanami – to lubię!

W wielkim finale wystąpił szaszłyk barani (79 zł). Obok szpadki z kawałkami mięsa na porcję składają się także osmolone żywym ogniem żebra, które trzeba wziąć w rękę i obgryzać ze smakiem. Ale frajda! Wokół miseczki z rozmaitą zieleniną oraz świetne pieczone talarki ziemniaków.

W kuchni Baku rządzi Kenul Hasanova, która wraz z córką, synem i mężem prowadzi cały biznes. Z zawodu i wykształce­nia jest szachistką, mistrzynią Azerbejdża­nu w tej dyscyplini­e. Do Polski przyjechał­a w roku 1992 jako trenerka szachów i trochę przez przypadek zaczęła gotować dla azerskiej ambasady. Prawdziwa królówka gastro. Szach mat, Warszawo!

 ?? FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ??
FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland