Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Wielki powrót Gronkiewicz-Waltz
Start byłej prezydent Warszawy do Parlamentu Europejskiego to jedna z największych niespodzianek tych wyborów. Czy może być wzmocnieniem listy wyborczej KO, skoro wlecze się za nią odium afery reprywatyzacyjnej?
Wiadomość, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wystartuje z drugiego miejsca warszawskiej listy Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego, zelektryzowała politykę. W połączeniu z informacją o tym, że jedynką na tej liście będzie Marcin Kierwiński, minister spraw wewnętrznych i administracji, to polityczne trzęsienie ziemi.
Oznacza rekonstrukcję rządu, bo jedynka KO w Warszawie to praktycznie pewny mandat. A także całkowitą wymianę delegacji KO ze stolicy – Danuta Huebner nie będzie starać się o reelekcję, Andrzej Halicki przenosi się do okręgu mazowieckiego, a Włodzimierz Cimoszewicz najprawdopodobniej wystartuje z listy Lewicy. Oznacza to też, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wraca z politycznej emerytury. Mało kto wierzył, że po tzw. aferze reprywatyzacyjnej jest to w ogóle możliwe. A jednak.
Hanna Gronkiewicz-Waltz była prezydentem Warszawy przez 12 lat, do 2018 r.
Rządy kończyła w cieniu afery reprywatyzacyjnej, która wybuchła w 2016 r., po sprawie tzw. działki Duńczyka – gruntu obok Pałacu Kultury, który zwrócono, choć nie wolno było tego zrobić. Udowodniono, że urzędnicy jej administracji w wielu wypadkach co najmniej nie wykazali się starannością w rozpatrywaniu wniosków reprywatyzacyjnych, co doprowadziło do przejęcia nieruchomości przez fałszywych spadkobierców. Grupie urzędników postawiono zarzuty.
– W świetle dzisiejszej wiedzy prezydent Gronkiewicz-Waltz uważa, że w stołecznym ratuszu mogła działać grupa urzędników, której celem było osiągnięcie korzyści majątkowej – oświadczył podczas obrad komisji weryfikacyjnej w lipcu 2017 r. mec. Bartosz Przeciechowski, reprezentujący ratusz. Ta grupa urzędników działała przez długie lata w urzędzie, któremu szefowała Gronkiewicz-Waltz. Więc czemu jednak ściągnięto ją z politycznej emerytury? Powodów jest kilka.
Najbardziej podstawowy, to rozpoznawalność. Po 12 latach stołecznej prezydentury jest bardzo dobrze znana wśród warszawiaków. A w wyborach do Parlamentu Europejskiego to jest kluczowe. Większość wyborców ma bardzo mgliste pojęcie o kompetencjach tej instytucji, więc wybory do niej nie budzą emocji takich, jak do Sejmu.
– Tak, jak mówił Donald Tusk: sprawa jest poważna, wszystkie ręce na pokład – powiedziała Gronkiewicz-Waltz w rozmowie z Interią. – Ci, którzy układali listy, wyszli z propozycją. Zgodziłam się, żeby wzmocnić listę.
W tym miejscu część czytelników może się zdziwić: co to za wzmocnienie listy, skoro karierę Gronkiewicz-Waltz przekreśliła afera reprywatyzacyjna? Otóż nie przekreśliła, a przynajmniej nie wśród wszystkich wyborców. Na zakończenie jej rządów w listopadzie 2018 r. w sondażu tzw. Barometru Warszawskiego na pytanie: „Jak Pan(i) ocenia działania Prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz?” aż 58 proc. respondentów odpowiedziało: „dobrze”, a tylko 34 proc. – „źle” (7 proc. nie potrafiło odpowiedzieć). To było, przypomnijmy, po dwóch latach zmasowanej krytyki w podporządkowanych PiS mediach publicznych i po rekordowo długiej kampanii wyborczej, w której kandydatem PiS na prezydenta Warszawy był Patryk Jaki, szef komisji weryfikacyjnej, który zbudował cały swój wizerunek na tropieniu reprywatyzacyjnych przekrętów.
Trzeba uczciwie przyznać, że afera reprywatyzacyjna
to tylko jeden z elementów spuścizny rządów Gronkiewicz-Waltz w Warszawie. Za jej czasów w mieście zrealizowano wielomiliardowe inwestycje, takie jak centralny odcinek drugiej linii metra, oczyszczalnię ścieków Czajka czy bulwary wiślane, a także Centrum Nauki „Kopernik”. Komunikacja publiczna rozwinęła skrzydła, stała się pierwszym wyborem dla wielu warszawiaków.
Pamięć ma to do siebie, że z czasem spoglądamy wstecz z większym sentymentem. Jest duże grono warszawiaków, które nie doświadczyło skutków afery reprywatyzacyjnej, bo nie musieli się wyprowadzić z kamienicy przejętej przez biznesmenów, ani pod oknami ich domu nie wyrósł blok na zreprywatyzowanym skwerze. A chodzą na bulwary, jeżdżą mostem Marii Curie Skłodowskiej albo drugą linią metra. Wśród tych warszawiaków znaczącą część stanowią pewnie wyborcy KO.
Oś narracyjną sporu o dorobek Hanny Gronkiewicz-Waltz naszkicowano już w lipcu 2022 r., kiedy Rada Warszawy przyznała byłej prezydent tytuł honorowego obywatela miasta. Na żywiołowe protesty aktywistów i Lewicy politycy KO odpowiadali recytowaniem listy jej osiągnięć. Tak pewnie zresztą będzie i w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
To być może jest też sposób na wykorzystanie w niej Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy. Nawet nie musi organizować z Hanną Gronkiewicz-Waltz wspólnej konferencji na bulwarach wiślanych, choć pewnie to też nastąpi. Wystarczy, że na swoich konferencjach zacznie przypominać o inwestycjach z jej czasów, z których dziś korzystają warszawiacy.
W tle decyzji o wystawieniu Hanny Gronkiewicz-Waltz może też stać przekonanie,
że skuteczna kampania wyborcza nie polega na przekonywaniu nowych wyborców, co mobilizowaniu swojego elektoratu. To podejście jest skuteczne zwłaszcza w twierdzy wyborczej, jaką jest Warszawa.
Wokół wyborów do Parlamentu Europejskiego trudno wykrzesać emocje, więc nie do pogardzenia dla KO jest mrugnięcie okiem do najtwardszego elektoratu i zaoferowanie tym wyborcom możliwości zagłosowania na Gronkiewicz-Waltz niejako na przekór, może nawet w zemście na Patryku Jakim, który do dziś działa na nich jak płachta na byka.