Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
To ja wnuczkę ochrzczę po kryjomu!
W zeszłym roku przeprowadzono w Polsce najmniej chrztów, od czasu kiedy Kościół prowadzi statystyki. – Nie złożę mojej córki na ołtarzu w imię dobrych relacji z rodzicami – mówi Szymon.
Kasia wyjmuje z torebki kwadratowy notatnik z roślinnym motywem na okładce. „Numer 75. Wy mieliście prawo do życia w zgodzie ze swoimi przekonaniami, my też chcemy mieć prawo dokonywania wyborów w zgodzie w wartościami naszej rodziny” – czyta słowa napisane zgrabnym odręcznym pismem. Wertuje gęsto zapisane kartki i zatrzymuje się na stronie, gdzie wielkimi, drukowanymi literami zanotowała: „NIE JESTEM GRZECHEM.”.
Zeszyt miał być pamiętnikiem z czasów ciąży, ale szybko przeistoczył się w zbiór argumentów, które Kasia przygotowała na wypadek rozmowy ze swoimi rodzicami o chrzcie jej córki. A w zasadzie to o chrzcie, którego nie będzie.
– Trochę mi zajęło, żeby zrozumieć, że mnożenie argumentów to nie jest najlepsza droga. Zdałam sobie sprawę, że świat, w którym mój 101. argument na nich zadziała, po prostu nie istnieje – mówi dzisiaj Kasia.
„Rozpoznasz mnie po brzuchu Obeliksa” – żartuje w wiadomości przed spotkaniem w kawiarni na Mokotowie. Ma 34 lata, jest w 9. miesiącu ciąży, do terminu porodu pierwszego dziecka zostało jej kilkanaście dni.
NIE CHCĄ ŚLUBÓW, NIE CHCĄ CHRZTÓW
Do kościoła przestała chodzić na studiach. – Kiedy jeszcze mieszkałam w Poznaniu, to lawirowałam tak, że przyjeżdżałam do nich na obiad w niedzielę po południu. Oni już byli po mszy, zakładali pewnie, że ja też, więc nie było tematu – opowiada Kasia. Lawirowanie stało się trudniejsze, kiedy przeprowadziła się do Warszawy i zaczęła wpadać do rodzinnego domu na weekendy.
– Byłam wtedy takim dziwnym człowiekiem, który zostaje w domu, kiedy wszyscy idą w niedzielę na mszę – opowiada. – Zaczęły się przytyki: że są rozczarowani, że nie pójdę do nieba. Sądziłam, że są jednak bardziej liberalni. Założyłam, że skoro obydwoje mają wyższe wykształcenie, są z dużego miasta, to nie będą aż tak konserwatywni. Zwłaszcza, że mi nie zależało, żeby ich przekabacić na swoją stronę, chciałam tylko, żeby zaakceptowali moją decyzję.
Nie wiedziała wtedy, że prawdziwy konflikt o Kościół dopiero ją czeka.
Kasia ułożyła sobie życie w Warszawie, znalazła pracę z misją w międzynarodowych organizacjach pozarządowych, poznała chłopaka z Kolumbii, który po kilku latach się oświadczył. O swoich planach zamierzali powiedzieć jej rodzicom osobiście. – Chcieliśmy zrobić miły gest, zaaranżowaliśmy sytuację, że Carlos poprosi tatę o moją rękę. Wyszło bardzo wzruszająco – wspomina Kasia.
Poranek następnego dnia nie jest już tak miłym wspomnieniem. – Przy kawie powiedziałam: „Chciałam tylko dać znać, że nasz ślub będzie cywilny – opowiada Kasia. – Cały czar zaręczyn prysł w sekundę.
„Co to w ogóle znaczy? Jak wy będziecie żyć? Jakie wy macie wartości?” – to kilka pytań, które zapamiętała z kłótni. – Tato powtarzał, że „nie został uwzględniony w procesie decyzyjnym” – mówi Kasia. – Nie odzywaliśmy się do siebie przez blisko pół roku. Bałam się, że nie przyjdą na ślub, ale na szczęście przyjechali.
PONAD SETKA ARGUMENTÓW
W styczniu tego roku Kasia zaczęła panikować – zaraz miał zacząć się trzeci trymestr ciąży, a ona zorientowała się, że od tygodnia nie myśli wyłącznie o chrzcinach. Nie zamierza ochrzcić córki, nie wiedziała, jak zareagują na to jej rodzice. – Jak widziałam na telefonie esemesa od mamy albo że dzwoni, bałam się, że zaraz zapyta o chrzest. To były paraliżujący lęk – opowiada Kasia.
Wtedy zaczęła prowadzić zeszyt z argumentami, dlaczego nie ochrzci córki. Jest ich blisko setka. Najważniejsze: chce aby jej córka sama podjęła decyzję o swojej duchowości i nie chce kłamać, czyli brać udziału w sakramencie, w który nie wierzy.
Czuła się osamotniona, bo nie znała nikogo, kto byłby w podobnej sytuacji. Opisała swoje doświadczenie w poście na Facebooku – dostała kilkadziesiąt komentarzy ze zwierzeniami, poradami i słowami otuchy. – Teraz myślę, że w gruncie rzeczy doszła u mnie do głosu bardzo podstawowa potrzeba wspólnoty. Paradoksalnie lepiej rozumiem teraz rodziców, którym to poczucie zapewnia Kościół – mówi Kasia.
Jedną poradę spod posta na Facebooku wzięła sobie do serca: poszła na terapię. – Po tych kilku miesiącach widzę, ile w moim myśleniu było perspektywy córki, a nie matki, którą za chwilę przecież będę – mówi. – Zdziwiłam się jednak, że nie ma terapeutów, którzy specjalizowaliby się w pracy z ludźmi, którzy odchodzą z Kościoła. Przydałyby się takie grupy wsparcia, bo przecież to jest trudne doświadczenie: wychodzisz z jednego ugruntowanego systemu wartości, nowy musisz sobie zbudować sama.
KOŚCIÓŁ W KRYZYSIE
Ze kościelnych rytuałów rezygnuje coraz więcej Polaków, choć Warszawa zdaje się wieść tutaj prym. Widać to w danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego: w diecezji warszawskiej odsetek uczniów, którzy chodzą na religię spadł poniżej 60 proc. i jest najmniejszy w kraju. Dla porównania, największy jest w diecezji przemyskiej – aż 96,5 proc.
Z badań prowadzonych przez CBOS wynika, że w okresie od marca 1992 roku do czerwca 2022 roku odsetek dorosłych deklarujących wiarę zmniejszył się z 94 proc. do 84 proc., a liczba osób regularnie praktykujących (co najmniej raz w tygodniu) spadła z prawie 70 proc. do prawie 42 proc. Kto rezygnuje z udziału w praktykach religijnych? Z analiz CBOS wynika, że najczęściej są to mieszkańcy dużych miast (37 proc.), zdecydowanie częściej młodsze pokolenia niż starsze (38 proc. wobec 13 proc.) oraz nieco częściej ludzie z wyższym wykształceniem (22 proc.).
Kryzys w Kościele widać też w statystykach dotyczących chrztów. Z najnowszego rocznika statystycznego Kościoła Katolickiego w Polsce wynika, że w 2022 roku (nie ma nowszych danych) przeprowadzono najmniej chrztów od czasu, kiedy zbierane są dane. W całym kraju było ich niewiele ponad 300 tys. – w diecezji warszawskiej niecałe 12 tys., a w warszawsko-praskiej niespełna 10 tys. W obydwu to mniej niż przed rokiem.
NIE ZŁOŻĘ CÓRKI NA OŁTARZU
– Bozia istnieje, bozia patrzy, bozia lubi, jak się wypełnia przykazania – mówi 35-letni Szymon, kiedy pytam go, jak wyglądało jego „katolickie wychowanie”. W zasadzie nazywa się Szymon Piotr, bo takie biblijne imiona nadali mu przy chrzcie rodzice. Jak daleko nie sięgnąłby w pamięci, zawsze znajduje tam sceny, jak całą rodziną odmawiają pacierz. Na liście zaliczonych sakramentów: chrzest, komunia i bierzmowanie.
– Byłem gorliwym katolikiem. Nie byłem ministrantem, ale pomagałem przy eucharystii, czytałem liturgię. To było coś, co porównałbym chyba do medytacji. W kościele mogłem się zamyślić, wyciszyć – opowiada Szymon. – W liceum wpadły mi w ręce książki Richarda Dawkinsa. Zaczytywałem się w tych jego ślepych zegarmistrzach, efektach fenotypowych. Jak zacząłem zgłębiać ewolucjonizm, to katolicka wizja stworzenia świata przestała mi się kleić. Wyjechałem do innego miasta na studia, rodzice utracili władzę nad tym, co robię w niedzielę, a ja nie miałem już potrzeby słuchać kazań i padać na kolana. Oczywiście, jak wracałem do domu na weekend, to jak na grzecznego synka przystało szedłem z nimi na mszę.
Aż w końcu nie poszedł. Przy stole siedziała cała rodzina, na talerzach był indyk, parowały tłuczone ziemniaki, ogórki szkliły się w mizerii – jak co niedziela. Rodzice i bracia poszli do kościoła, a Szymon i jego partnerka zostali. Nie było o tym wielkiej rozmowy. Szymon obserwuje też, jak ewoluuje katolicyzm jego mamy. Coraz częściej uderza w antyklerykalne tony, ale Kościół nadal jest jej potrzebny jako „pośrednik świętych sakramentów”. O ojcu Szymon mówi „katolicki beton”.
– Jak dowiedział się, że planuję ślub z partnerką i mamą naszej córki, ale cywilny, powiedział: „To ja nawet się nie muszę na tym pojawiać” – opowiada Szymon. – Ten temat nigdy nie zniknie, mój ojciec zawsze będzie przekonywał, nawracał. Ale jak słyszę od niego, że jeśli my córki nie ochrzcimy, to on ochrzci ją sam, to mi ręce opadają.
Wielu jego znajomych żyje podobnie. Pochodzą z katolickich domów, ale sami nie mają już żadnej relacji z Kościołem. Mimo to część z nich zdecydowała się ochrzcić dzieci i posłać je do pierwszej komunii dla „świętego spokoju”. – U mnie nie ma takiej opcji, żebym złożył swoją córkę jak jakąś ofiarę na ołtarzu, żeby mieć za wszelką cenę dobrą relację z rodzicami – podkreśla Szymon.
Zauważył ostatnio, że kiedy jego ojciec zabiera jego córkę na spacery, dziwnym trafem zawsze trasa prowadzi szlakiem kościołów. – Pewnie wchodzą też i do środka. Nie będę mu tego zabraniał. Nie mam nic przeciwko, żeby jej opowiedział o Jezusie, ale nie życzę sobie indoktrynacji – mówi.
Dodaje: – Gdybym nie miał oparcia w partnerce i nie był na terapii, pewnie czułbym się cholernie samotny w stawianiu granic rodzicom. Dopiero przed 30. zebrałem się w sobie, żeby powiedzieć im, że nie chcę Kościoła w swoim życiu.
A MOŻE LAICKI CHRZEST?
Mama w końcu zapytała Kasię o chrzest. – Powiedziałam, że nie planujemy. Nie było kłótni, ale zapytała, czy byśmy nie mogli zorganizować laickiego chrztu, jakiejś uroczystości, na której moglibyśmy świętować przyjście na świat nowego członka naszej rodziny. Ciekawy pomysł, doceniam, że szuka jakichś rozwiązań – mówi Kasia.
Już nie panikuje. Ale ma świadomość, że może czekać ją jeszcze walka o prawo do wychowywania córki w zgodzie z własnymi wartościami. Pytam ją, co czuje, kiedy myśli o rodzicach.
Kasia: – Złość. Jeszcze przez jakiś czas na pewno najpierw będę czuła złość za to, jak podchodzą do moich wyborów życiowych.