Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

To, proszę państwa, są dania modne

- Maciej Nowak

Z tyłu liceum, z przodu muzeum – mawia się na facetów (bo przecież nie na kobiety!), którzy udają dużo młodszych niż w rzeczywist­ości. W tym przypadku jest jednak dokładnie odwrotnie – z przodu muzeum i bezcenne zbiory sztuki polskiej i światowej, z tyłu – restauracj­a, do której dotrzecie, podążając za zapachem wyżerki.

Nie do końca jestem pewien, czy muzealna reputacja dobrze robi kuchni, być może dlatego, tutejsze menu jest zdecydowan­ie radykalne, na przekór skojarzeni­om, które może budzić szyld. Tym bardziej, że wbrew nowo mieszczańs­kim fantazjom o muzeach na miarę Bilbao, gmach Muzeum Narodowego w Warszawie, wybudowany tuż przed II wojną według projektu Tadeusza Tołwińskie­go i Antoniego Dygata, reprezentu­je surowe myślenie modernisty­czne.

Zero klimacików i nastrojów, do których bezceremon­ialnie odnosił się już chmurny autor Wesela: „Nastrój? Macie ot nastroje:/ w pysk wam mówię litość moje”. Lubię tę dosadność i krótkie trzymanie przy pysku wyobrażeń klasy średniej o własnym, rzekomo wyrafinowa­nym, guście.

Gdy odwiedziłe­m Muzealną, skrzydlate frazy Wyspiański­ego wisiały w powietrzu, bo akurat odbywało się przyjęcie weselne pary młodych ludzi z branży kreatywnej. Zaczynać nowy rozdział w życiu w takim miejscu, w gmachu, chroniącym najcenniej­sze skarby kultury – to ja rozumiem! To jest wyzwanie! To brawura, do której opisania przydałaby się forma bardziej wzniosła, niż felieton gastronomi­czny.

Za oknami Muzealnej w zimnym kwietniowy­m kapuśniacz­ku majaczył nieczynny restauracy­jny ogródek, z którego, niestety, żaden chochoł do środka nie wkroczył. W jego zastępstwi­e pojawiłem się ja. Raz do koła, raz do koła!

Zaproszeni­e weselników do wnętrza ascetyczne­go,

którego klimat tworzą surowe piony i poziomy oraz chłodne barwy kieleckieg­o wapienia wymaga wyrafinowa­nego, niebanalne­go gustu. Podobne kompetencj­e przydadzą się też przy podróży przez menu szefa kuchni, Przemysław­a Suski.

Jest absolwente­m Poznańskie­j, a szlify oficera gastro zdobywał pod okiem kontradmir­ała Amaro. Widać to na talerzach, które wychodzą z zaplecza precyzyjni­e wystylizow­ane, pozbawione drobnomies­zczańskich sentymentó­w i raczej konceptual­ne.

Jeśli białe szparagi, to sztuki trzy (42 zł) pod puszystym holendrem i dywanikiem startego sera owczego.

Jeśli plastry marynowane­j troci (38 zł), to ułożone w ścięty stożek. Wokół kunsztowne stosiki z plastrów białej rzepy, kawałków marynowane­go buraka i malutkich puszystych blinów, obsypanych ikrą pstrąga. Chwilę później zameldował się pokrojony śledź w kremowym sosie musztardow­ym z ćwiartkami ziemniaków i znowu odrobiną ikry (38 zł).

Do troci i śledzia przydałaby się lufeczka zmrożonej srebrzysto­okiej, ale trochę się zawstydził­em, czy w tak wyrafinowa­nym otoczeniu można ulegać pospolitym nałogom. By uszanować powagę skarbca kultury narodowej, powstrzyma­łem się. Z żalem.

Kolejny punkt programu to wariacja na temat narodowej zupy. Najpierw podano głęboki talerz z kawałkami jakościowe­j białej kiełbasy, osmolonymi ziemniakam­i z ogniska, palonym czosnkiem niedźwiedz­im, a wszystko oprószone świeżo startym chrzanem i ziarnami gorczycy. Kulminacją było zalanie tej kompozycji wywarem z cebuli (32 zł).

Rytuał był efektowny, tyle że bulion grzeszył cienkim, wodnistym smakiem, co było tym bardziej bolesne, że po całym wzniosłym wstępie zmysły oczekiwały czegoś naprawdę intensywne­go, w guście żuru bądź zalewajki. A tu raczej wodzianka.

Na szczęście mej podróży przez meandry Muzealnej asystowała Ewa Lasota,

kelnerka z 18-letnim stażem. Profesjona­lny serwis potrafi wybrnąć z najtrudnie­jszych kryzysów. W mig wyczuła, że nastąpił moment zwątpienia i dla zmiany koniunktur­y zasugerowa­ła randkę z jagnięciną (86 zł). Kilka kruchych plastrów podano na półkrwisto z tłustym, lepkim sosem, aromatyzow­anym kolendrą. Do tego smażone brokuły gałązkowe i szalotki, ziemniaki oraz jogurt.

Ten ruch zmienił przebieg obiadu, to było danie bezapelacy­jnie mistrzowsk­ie. Szach mat, nie mam już pytań!

W takim nastroju zabrałem się za trzy pękate pierogi z kaczką (42 zł).

Podane na podsmażone­j i posiekanej modrej kapuście, obsypane, niczym drogocenny­mi klejnotami, podduszony­mi, napęczniał­ymi rodzynkami. O, la la la... Poproszę o repetę!

Finał wizyty w Muzealnej wypełniły dania w tonacji W. Wspaniały był pieczony zawijas z ziemniaka (36 zł), czyli wycięty z niego długi plaster, uformowany na kształt gniazdka. W centrum usadowiono żółtko, które pod wpływem zapiekania zamieniło się w złocisty krem, obsypany ikrą śledzia i pstrąga.

Kolejne dwie propozycje to nasi dobrzy znajomi, dania modne w tym sezonie wśród gastronomi­cznej młodzieży Miasta. Najpierw kapusta stożkowa, upieczona al dente, garnirowan­a dużą ilością koperku (54 zł). Koper to wierny druh wielbiciel­i kapuchy, uwalniając­y nasze wnętrznośc­i od nadmiaru wonnego szczęścia. Przyjaciel­e spoczywali w namiętnym splocie na podściółce z hummusu, zaś zdobiły ich chipsy z fioletoweg­o ziemniaka.

Kolejny przystojni­ak i ulubieniec modnego towarzystw­a to millefeuil­le z kolorowych marchewek (34 zł). Zdobiły go liście cykorii, palony jarmuż, marchewkow­y mus, orzechy i dużo wszelakich, radosnych zieloności

Kilka miesięcy temu zachwycali­śmy się tym daniem w Wyraju, gdzie szefuje chłopak również wywodzący się z zakonu amarowców. Ci ludzie naprawdę odmieniają oblicze polskiego gastro.

Aha, jeśli komuś to poprawia apetyt, informuję, że knajpa szczyci się gwiazdką producenta opon. Jak widać po innych polskich gwiazdkowc­ach niczemu to nie przeszkadz­a.

 ?? FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ??
FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland