Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
„Macie grzyb na ścianie? To trzeba wietrzyć”
– W najgorszych koszmarach nie mogłem wyśnić tego, co nam się przytrafiło – mówi pan Kamil, który kupił mieszkanie na nowym osiedlu w Wawrze.
Ceny mieszkań pędzą w górę w zastraszającym tempie, a na horyzoncie nie maluje się perspektywa wyhamowania trendu. Jest wręcz przeciwnie. Rząd ustami ministra rozwoju i technologii Krzysztofa Hetmana (PSL) przedstawił szczegóły programu dopłat do kredytu mieszkaniowego, potocznie zwanego „Kredytem 0 proc.”, który ma zastąpić rozwiązanie rządu Zjednoczonej Prawicy – „Kredyt 2 proc.”. Resort planuje, że projekt wejdzie w życie w drugiej połowie 2024 r. Gdy minister Hetman ogłaszał to w studiu Radia Zet, w biurach firm deweloperskich wystrzeliły szampany. Wśród nich są patodeweloperzy, którzy marzenia Polaków o własnym M zmieniają w koszmar.
ROBERT, Praga Południe, 48 m kw. Koszt: 520 tys. zł. Zakup: koniec 2022 r.
Robert jest po trzydziestce. Pracuje jako menedżer w jednym z warszawskich hoteli. Na wkład własny do kredytu zbierał kilka lat, dorabiając na kuchni w restauracji u znajomych. Kredyt na mieszkanie brał pod koniec 2022 roku. To nie była dziura w ziemi, budynek w okolicach dworca Warszawa Wschodnia już stał. Deweloperowi zostały dwa ostatnie mieszkania. – To było dla mnie kluczowe. Nie chciałem czekać kilku lat. Zależało mi też na mieszkaniu w stanie deweloperskim – mówi.
Transakcja przebiegła sprawnie. Schody zaczęły się potem. – Odbiory miały się zacząć pod koniec stycznia 2023 r., mniej więcej w momencie pierwszych zapowiedzi „Kredytu 2 proc.” Jednak nie dostawałem żadnych wiadomości od dewelopera. Nie odbierali telefonów, nie odpowiadali na maile. Miałem zamówioną ekipę remontową, zapłaciłem zaliczkę i czekałem, sam nie wiem na co – zżyma się Robert.
W połowie marca 2023 r. dostał wiadomość, żeby przyjechał do swojego przyszłego mieszkania. Gdy pojawił się na miejscu, zdziwił się, że część osiedla jest już zasiedlona. Jak wspomina, pracownik dewelopera nie miał ze sobą ani projektu instalacji, ani ogólnego rzutu mieszkania. Na dzień dobry wręczył mu dokument do podpisania, w którym zrzeka się potencjalnych roszczeń. – Bardzo się zdenerwowałem, a pracownik dewelopera tylko się uśmiechnął – opowiada. – Wieczorem, gdy w akcie desperacji doszedłem do wniosku, że zrywam umowę z winy dewelopera i zacząłem przeszukiwać internet za nowym mieszkaniem, trafiłem na ogłoszenie o kupnie mojego mieszkania! Cena wywoławcza ponad 120 tys. zł wyższa!
Robert zrozumiał, że ceny tak poszybowały, że deweloper chciał wziąć go na przeczekanie i sprzedać nieruchomość drożej. Przepychanki trwały ponad pół roku. Wreszcie postawił na swoim. Umowy nie zerwał, jest już po odbiorach technicznych. Opóźnienie blisko roczne, ale ma nadzieję, że za chwilę gehenna się skończy.
ADRIAN, Michałów, 37 m kw. Koszt: 250 tys. złotych. Zakup: koniec 2020 r.
– Mieszkanie kupowałem na przełomie 2020 i 2021 roku. To była jeszcze dziura w ziemi. Na umowie było zobowiązanie, że do końca roku będziemy już mieszkać – mówi pan Adrian. Gdy podpisywał umowę kredytową, miał 25 lat. Pracuje w sektorze bankowym. W mieszkaniu, na które wciąż czeka, będzie mieszkał z narzeczoną. O ile się doczeka.
Deweloper, który od dwóch lat nie wydaje kluczy do mieszkania pana Adriana, reklamował się, że brał udział w budowie Złotych Tarasów. Miała to być gwarancja bezproblemowej budowy i oddania mieszkań. Gdy wszystko zaczęło się sypać, firma zapomniała o rzekomym udziale w budowie centrum handlowego w centrum Warszawy. – Gdy nadszedł umowny czas oddania mieszkań, firma utrzymywała, że wszystko idzie zgodnie z planem – wspomina pan Adrian.
Jednak deweloper nie informował klientów o postępach, nie udostępniał żadnych dokumentów. A skoro wszystko się przedłużało, przyszli mieszkańcy zaczęli węszyć. Okazało się, że deweloper ukrył przed nimi, że oczyszczalnia ścieków, z której miało korzystać osiedle, należy do sąsiedniej gminy, która niespecjalnie miała ochotę podłączyć nowe osoby do sieci. Alternatywa? Podłączenie do sieci miejskiej. – Ale deweloper uznał, że to za drogo i dalej czekał – relacjonuje pan Adrian.
Wreszcie, pod koniec 2023 roku, doszło do odbiorów technicznych. Rzeczoznawca w obecności dewelopera oraz klienta ocenia stan mieszkania i zleca mu naprawę usterek. Ten ma na to miesiąc. Stan lokalu pana Adriana? Popękane tynki, pęknięta podłoga, brakujące płytki na balkonie, źle osadzone okno, co powodowało, że w mieszkaniu hulał wiatr. – Podczas odbiorów deweloper podsuwał mi papiery do podpisania, które zobowiązywały do niewypowiadania się na temat jego firmy oraz zrzeczenia się roszczeń – wspomina. – Oczywiście nie podpisałem.
Firma, która wybudowała blok, przestała odpisywać na maile i telefony. W międzyczasie na jaw wyszło, że nie zapłaciła podwykonawcy i w momencie odbiorów technicznych robota po prostu nie była skończona. – Wreszcie zadzwoniłem z innego numeru. Odebrali od razu. Zaczęli się wykręcać, że zgubili mój protokół – mówi pan Adrian. – Nie wiedziałem: śmiać się czy płakać. Powiedziałem, że mogą skorzystać z mojego egzemplarza protokołu. Wtedy firma stwierdziła, że to niedopuszczalne, bo zachodzi podejrzenie matactwa, więc dokument trzeba sporządzić jeszcze raz.
Na kolejne spotkanie pan Adrian przyszedł z prawnikiem. Firma zaczęła powoli wywiązywać się z warunków umowy. – Ale nadal nie mam swojego mieszkania – mówi.
KAMIL, Wawer, 86 m kw. Koszt: 700 tys. zł. Zakup: początek 2021 r.
– W najgorszych koszmarach nie mogłem wyśnić tego, co nam się przytrafiło – zaczyna swoją historię pan Kamil. Mieszkanie przy Trakcie Lubelskim wziął na kredyt razem z żoną. Mają dorastającą córkę, na dotychczasowych 40 m kw. było im za ciasno. Wszystko szło jak z płatka. Kredyt, znalezienie dewelopera, podpisanie umowy, harmonogram prac i odbiory. A potem zaczął się koszmar.
Osiedle, na które wprowadziła się rodzina pana Kamila, nie ma wiat śmietnikowych, a zgodnie z projektem miały być. Mieszkańcy gromadzą więc śmieci w garażach czy na balkonach. – Ostatnio na osiedlu pojawiły się szczury, w planach jest deratyzacja. Oczywiście na nasz koszt – mówi pan Kamil.
Deweloper nie wybudował też 12 tarasów na parterach mieszkań. Mieszkańcy wychodzili z nich prosto na piach. Trasy musieli zbudować sami, koszt jednego to około 30 tys. zł. Zasilanie bramy i furtki deweloper podłączył do jednego z mieszkań. W efekcie właściciel lokalu pokrywa koszty energii zasilającej nieruchomość wspólną. Mieszkańcy solidarnie dzielą się z nim rachunkiem za prąd. Przegląd kominiarski wykazał, że kominy są wykonane nieprawidłowo. Ponadto kilku mieszkańców walczyło z pleśnią, w mieszkaniach nie było nawiewników. – Gdy zwróciliśmy się do dewelopera z reklamacjami, ten podczas zebrania członków wspólnoty nazwał nas bandą pajaców – oburza się pan Kamil.
To nie koniec. Miejsca parkingowe i ogródki przy mieszkaniach na parterze były wyznaczane zgodnie z planem podziału, na który wszyscy mieszkańcy musieli wyrazić zgodę. Jednak deweloper jedno z mieszkań oddał córce i wydzielił dla niej większy ogródek oraz nigdzie nieuwzględnione miejsce postojowe. – To absurd, ale to miejsce zagradza wej
W mieszkaniu mam popękane tynki i podłogę, brakuje płytek na balkonie, okno jest źle osadzone, więc po pokojach hula wiatr. Podczas odbiorów podsuwano mi papiery do podpisania, że zrzekam się roszczeń
ście do jednego z mieszkań. Jednak pan prezes czuje się na tym osiedlu jak we własnym folwarku – komentuje pan Kamil.
I dodaje: – Zmienił szyld i zbudował kolejne osiedle, po przeciwnej stronie ulicy. Na swojej stronie chwali się zrealizowanymi inwestycjami, w tym naszym osiedlem.
Swoich praw wspólnota pana Kamila będzie się domagać w sądzie.
NIERÓWNA WALKA Z DEWELOPERAMI
Każdego roku w Warszawie buduje się ponad 14 tys. mieszkań. Według raportu Miejskiego Rzecznika Konsumenta najczęściej zgłaszane zastrzeżenie względem deweloperów to: uchylanie się od odpowiedzialności za zgłaszane nieprawidłowości, nieudzielanie odpowiedzi na reklamacje, niedozwolone klauzule w umowach prowadzące do ograniczenia odpowiedzialności, duże opóźnienia w wydaniu lokalu i uchylanie się od zapłaty kary umownej za opóźnienie.
Takich zgłoszeń w 2023 roku było w Warszawie 419. Jednak rzecznik zaznacza, że na ogół jeden nabywca reprezentuje wielu mieszkańców osiedla, więc trudno oszacować faktyczną skalę problemu.
– Skala patodeweloperki jest porażająca – uważa Przemysław Szulc ze Stowarzyszenia Stop Patodeweloperce, które od dziesięciu lat pomaga ludziom w walce z nieuczciwymi deweloperami. Mówi, że poszkodowani są skazani na siebie. Wynajmują prawników i pozywają deweloperów do sądu. To nierówna walka z doświadczonymi firmami, które przeciągają sprawy. Według prawa na naprawę usterek mają pięć lat. Później rękojmia wygasa i poszkodowani zostają na lodzie.
Stowarzyszenie Stop Patodeweloperce działa pro bono. Telefony dostają codziennie. Jak mówi Szulc, tylko na przełomie grudnia i stycznia otrzymali ponad 180 zgłoszeń. – A to i tak nie pokazuje skali zjawiska – podkreśla. – Ludzie często są zmęczeni oczekiwaniem na mieszkania, za które zapłacili. Boją się, że sprawa będzie się dalej przeciągać i często odpuszczają deweloperowi.