Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Huczne imprezy pod aresztem udręką sąsiadów
– Tam jest tysiąc osadzonych. Codziennie ktoś ma urodziny. Ich goście przychodzą pod mur z megafonami, śpiewają „Sto lat!”, organizują popijawy – mówi radny Białołęki. – Tym należy pilnie się zająć.
Areszt śledczy znajduje się na Szamocinie, z dala od głównych dróg. Dojeżdża tam tylko jeden autobus. W czasie stanu wojennego byli tu internowani działacze „Solidarności”, m.in. Jacek Kuroń, Andrzej Gwiazda czy Adam Michnik. Wtedy areszt otaczały lasy i pola. Od kilkunastu lat teren wokół jest intensywnie zabudowywany szeregowcami i blokami. Nowi sąsiedzi dołączają do mieszkańców niewielkiego PRL-owskiego osiedla tuż przy bramie głównej aresztu przy ul. Ciupagi 1. Nie zawsze gotowi na atrakcje, które z tym się wiążą.
Kilkanaście budynków aresztu może pomieścić 1767 osadzonych. Większość z nich czeka na proces, ale jest też sporo osób z wyrokami. Przebywają tu m.in. skazani w trakcie terapii alkoholowej i narkotykowej. Do wielu z nich przybywają goście, którzy komunikują się z kolegami przez mur.
Dominika mieszka w okolicy od ponad 20 lat. Do wizyt zdążyła się już przyzwyczaić. – Przyjeżdżają autami pod mur od strony lasu, odpalają race albo fajerwerki. Wybuchy słychać kilka, kilkanaście razy w miesiącu – opowiada. Według sąsiadów aresztu większość pokazów kończy się na kilku fajerwerkach, ale zdarzały się i serie po 15 min.
Ulubionym miejscem gości aresztowanych jest gruntowa ul. Ornecka wzdłuż wschodniej części murów, czyli najbliżej cel. Gdy docieram na miejsce, jakaś kobieta krzyczy na całe gardło: „Wysłałam ci paczkę! Kocham cię!”. Ta konwersacja ciągnie się przez kilka minut.
Marta kilka lat temu wynajmowała mieszkanie na osiedlu szeregowców Ogrody Przyjaciół, tuż za szpalerem drzew przy Orneckiej. Od muru aresztu dzieli je w najwęższym miejscu ok. 20 m.
– Takie słodkie wyznania to norma. Gorzej było, jak raz żona przez dobre pół godziny kłóciła się z mężem przez mur. Padały najgorsze wyzwiska, oskarżenia o zdradę, można było poznać życie intymne tej pary – wspomina.
Dominika: – Kilka miesięcy temu pod mur zajechało kilkanaście samochodów. Wyszło z nich kilkudziesięciu facetów. Odpalili race i skandowali: „Po-zdro-wie-nia do wię-zie-nia!”. Nie zazdroszczę tym, który mieszkają w Ogrodach Przyjaciół.
Pani Justyna: – Nie pozwalam tamtędy wracać dzieciom. Dziwne typy się tam pojawiają, latarnie są symboliczne. Ale dzieciaki mieszkające przy ul. Orneckiej muszą wracać tą drogą piechotą ze szkoły, bo nie kursują nią żadne autobusy.
Interpelację w sprawie złożył niedawno dzielnicowy radny Filip Pelc. Spytał urząd na Białołęce, czy zamierza zadbać o bezpieczeństwo w rejonie aresztu. – Tam jest ponad tysiąc osadzonych. Właściwie codziennie ktoś ma urodziny albo inną okazję. Niemal codziennie pojawiają się tam grupki z megafonami. Śpiewają „Sto lat!”, organizują popijawy – opowiada. – Po tych imprezach zostają śmieci. Sprawą należy się pilnie zająć.
Rzeczniczka dzielnicy Marzena Gawkowska potwierdza, że interpelacja wpłynęła. – Przekażemy ją dalej, do policji, straży miejskiej oraz władz więzienia – zapowiada. Dodaje jednak, że nie dotarły do niej skargi mieszkańców na sąsiedztwo aresztu. To samo twierdzi kom. Paulina Onyszko z Komendy Rejonowej Policji VI, której podlega m.in. Białołęka. – Nie jest to dla nas problematyczny obszar – mówi.
Jeden z mieszkańców, którego spotykam, gdy spaceruje z psem wzdłuż murów aresztu, przekonuje, że przysłanie tu policji to zły pomysł. – To tylko sprowokuje tych facetów. Widziałem ich. Nie wyglądali na takich, którzy wystraszą się mandatu. Jak policja się pojawi, to będzie jeszcze gorzej – przewiduje.
Potwierdzają to inni sąsiedzi. Inni zauważają, że areszt istnieje tam dużo dłużej niż okoliczne domy, więc decydując się na mieszkanie tutaj, należało wliczyć to w koszta. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje w miejscu rosnących przy ul. Orneckiej drzew dalszą zabudowę mieszkaniową.
Kilka miesięcy temu pod mur zajechało kilkanaście aut. Wyszło z nich kilkudziesięciu facetów. Odpalili race, skandowali „Po-zdrowie-nia do wię-zie-nia!”