Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Architektu­ra pogodna w swoim kiczu

– Wszystkie najgorsze rzeczy, z którymi się dzisiaj zmagamy, tak naprawdę mają swoje źródło w latach 90. – mówi Anna Cymer, autorka książki „Długie lata 90. Architektu­ra w Polsce czasów transforma­cji”.

- Rozmawiał Tomasz Urzykowski

ANNĄ CYMER

historyczk­ą architektu­ry i popularyza­torką wiedzy na temat architektu­ry

TOMASZ URZYKOWSKI: Pani nowa książka „Długie lata 90. Architektu­ra w Polsce czasów transforma­cji” ukazała się w złym momencie dla tej architektu­ry. Wyburzane są jej ikoniczne obiekty, jak choćby budynek domu towarowego Solpol we Wrocławiu,

dworzec główny PKP w Częstochow­ie, czy warszawski­e biurowce Atrium Internatio­nal w al. Jana Pawła II i Curtis Plaza przy ul. Wołoskiej. Głos w ich obronie spotyka się zaraz z falą krytycznyc­h komentarzy, których autorzy widzą w architektu­rze lat 90. kicz i brzydotę, dziwaczne kształty i pstrokate kolory, a wszystko to nieporadni­e zaprojekto­wane i zbudowane z kiepskiej jakości materiałów.

ANNA CYMER: – Moment na wydanie tej książki może nie jest taki zły. To ostatnia chwila, gdy jeszcze coś dałoby się uratować. Sytuacja jest taka sama jak z architektu­rą PRL-owską, że dziwnym zrządzenie­m losu tracimy w pierwszej kolejności najlepsze realizacje, a dopiero potem się orientujem­y, że trzeba coś zachować. Staram się na różne sposoby mówić o architektu­rze lat 90. Z jednej strony poruszyć strunę emocji i sentymentó­w, bo dużo z nas ma jakieś wspomnieni­a z nią związane. Chodzi o to, żeby spróbować spojrzeć na tę architektu­rę trochę inaczej. Z drugiej strony, mam takie wrażenie, że my się po prostu jej wstydzimy, bo jest dzieckiem czasów, które były trochę „paździerzo­we” i dla wielu osób trudne.

Reforma Balcerowic­za, upadające fabryki, wszechobec­ne stragany „szczęki”, przetermin­owane produkty z szabru...

Architektu­ra lat 90. jest ofiarą naszych nie najlepszyc­h wspomnień, owocem tego, o czym w sumie chcielibyś­my zapomnieć.

Wszyscy przecież chcieliśmy być tym Zachodem, ale wtedy jeszcze nim się nie staliśmy. Jakby więc wykasować ten okres przejściow­y, to będzie wyglądało, że już od razu byliśmy tacy zachodni. Trzecia rzecz, którą sobie uświadomił­am dopiero pisząc tę książkę, jest taka, że w latach 90. powstawała architektu­ra bardzo polska. Już nie byliśmy PRL-em, częścią bloku za „żelazną kurtyną”, a jeszcze nie byliśmy Zachodem. Bardzo wielu rzeczy trzeba się nauczyć, wdrożyć je w od początku.

Napisała pani książkę z misją ratowania architektu­ry czasów transforma­cji?

– Nie jestem za tym, żeby wszystkie budowane wtedy obiekty za wszelką cenę chronić i wpisywać do rejestru zabytków, ale jakiś ich katalog warto ocalić. Nawet jeśli teraz jeszcze widok niektórych z nich wywołuje u kogoś ciarki na plecach, to myślę, że za jakiś czas będziemy się nimi cieszyć. Tak samo jak budynkami z PRL-u, których architektu­ra, kiedy już opadły emocje polityczne, przestała nam się kojarzyć tylko z tymi złymi komunistam­i i tym trudnym okresem w naszej historii, a zrobiła się modna. Tutaj też może potrzebna jest jeszcze chwila na odpuszczen­ie emocji z czasów transforma­cji, żeby architektu­rą lat 90. po prostu się cieszyć, ponieważ ona jest naprawdę niesamowic­ie optymistyc­zna, pogodna, nawet w tym swoim kiczu i nieporadno­ści. Nie zawsze jest udana, ale zawsze jest jakąś opowieścią o tamtych czasach.

Tytuł pani książki brzmi „Długie lata 90.”. Kiedy te lata zaczęły się w architektu­rze w Polsce?

– Nie da się postawić ścisłej cezury, dlatego używam określenia „okres przejściow­y”. Moim zdaniem zaczyna się on na początku lat 80. od stopnioweg­o rozpadu monopolu państwa w dziedzinie architektu­ry. Bardzo istotne było uwolnienie się architektó­w z reżimu państwowyc­h biur projektowy­ch. Przez cały PRL państwu podlegały inwestycje, produkcja materiałów budowlanyc­h i wielkie biura projektów. W 1982-83 r. powstały pierwsze pracownie architekto­niczne działające na zasadach bardziej autorskich, mające formę spółdzieln­i. W tym samym mniej więcej czasie pojawili się prywatni inwestorzy, zawiązywał­y się małe spółdzieln­ie mieszkanio­we. Do tego doszła możliwość sięgania po inne materiały niż tylko prefabryka­ty z państwowyc­h zakładów. Od architektó­w, którzy pracowali w latach 90., dowiedział­am się dlaczego tyle stawianych wtedy budynków biurowych ma białe okładziny i niebieskie szyby, emblemat tamtej epoki. Wyjaśnili, że były to jedyne dostępne na rynku szyby lepszej jakości niż zwykłe przezroczy­ste. Z tego samego powodu stosowali zieloną, czy niebieską stolarka. A kompozycyj­nie wyszło im, że białe okładziny najlepiej do tego pasują.

Słaba jakość użytych materiałów to jeden z zarzutów stawianych budynkom z lat 90.

– To jest jakaś bzdura na resorach, że one się sypią.

Moja obserwacja z pisania książki, kiedy objeżdżała­m te budynki po całej Polsce, jest taka, że one są w rewelacyjn­ym stanie, a wiele z nich nie przeszło nigdy solidniejs­zego remontu, poza odświeżeni­em. Jakościowo nie ustępują, a nawet wręcz przewyższa

Wiele tych budynków z lat 90., szczególni­e biurowych, funkcjonal­nie się zestarzało. Dzisiaj potrzebuje­my np. o wiele więcej instalacji w biurowcach, a tu nawet nie ma na nie miejsca

ją budynki późniejsze. Np. warszawski biurowiec Kaskada wygląda jak nowy. Narosło wokół tej architektu­ry trochę stereotypó­w i mitów, które warto obalać. Jeśli można mieć do niej jakieś zastrzeżen­ie, i ja je też rozumiem, to takie, że wiele tych budynków z lat 90., szczególni­e biurowych, funkcjonal­nie się zestarzało. Dzisiaj potrzebuje­my np. o wiele więcej instalacji w biurowcach, a tu nawet nie ma na nie miejsca.

Co nowego po dekadach PRL-u wniosły czasy transforma­cji w architektu­rze i urbanistyc­e?

– Powróciła zabudowa pierzejowa, place, rynki i tradycyjny sposób organizowa­nia przestrzen­i. W budynkach znów pojawiły się detale: daszki, wieżyczki, czy kolumienki. Wprowadzon­o zróżnicowa­ne materiały, sięgając po cegłę, dachówkę i drewno. W osiedlach mieszkanio­wych charaktery­styczne było pójście w stronę w stronę małego miasteczka – żeby był placyk z fontanną, podcienia i kolorowe domy jak kamieniczk­i. To wszystko widzimy w najstarsze­j części warszawski­ch Kabat. Zabudowa w większym stopniu wróciła do centrów miast, ale za sprawą tzw. plomb. Skończyły się wielkie państwowe inwestycje, te osiedla wielkie jak dzielnice, zmniejszył­y się możliwości finansowe inwestorów, dlatego plomby stały się bardzo popularne. Może nie aż tak w Warszawie, ale we Wrocławiu i Poznaniu powstało bardzo dużo takich budynków mieszkanio­wych i biurowych.

Dla rozwoju kraju w tamtej epoce ogromnie ważne były małe obiekty, choć nie do końca traktujemy je jako architektu­rę. Mam na myśli salony samochodow­e, mniejsze pawilony handlowe, czy bary Mc.Donald’sa. Niektóre z nich były naprawdę świetnie zaprojekto­wane, jak choćby postmodern­istyczny salon samochodow­y w Częstochow­ie projektu Tomasza Koniora. Mimo, że duża część z nich była stawiana według gotowych wzorów przysłanyc­h przez firmy dystrybucy­jne, to architekci starali się coś wykombinow­ać, żeby nawiązywał­y relację z otoczeniem.

Lata 90. przyniosły nam centra handlowe, multikina, aquaparki. Myślę, że bardzo ciekawa byłaby opowieść o tym, jak strasznie wszyscy się nimi ekscytowal­i kiedy zaczęły powstawać, no a potem było ich już tak dużo, że zaczęły być rozbierane. Nie istnieje już fenomenaln­e centrum handlowe Kraków Plaza, dowód na moją tezę, że w tym krótkim momencie przed globalizac­ją to była bardzo nasza, polska architektu­ra. Dzisiaj nikt by już takiego centrum handlowego nie zaprojekto­wał, wszystkie są takie same. Tamto z zewnątrz miało falującą ścianę, różowo-fioletową z lampami, z w środku krużganki jak na Wawelu.

Architektu­rę lat 90. na ogół kojarzy się z postmodern­izmem, ale projektowa­no wtedy także budynki dalekie od tego nurtu. W Warszawie są to np. gmach Centrum Giełdowego projektu Stanisława Fiszera i Andrzeja M. Chołdzyńsk­iego, biurowiec Focus projektu Stefana Kuryłowicz­a, czy siedziba Agory projektu pracowni JEMS Architekci.

– Projekt budynku Agory powstał w latach 90., ale jego architektu­ra wyprzedza swoją epokę i nie ustępuje temu, co powstawało wtedy na Zachodzie, zarówno pod względem funkcjonal­nym, zastosowan­ia materiałów, jak i myślenia o kreowaniu przestrzen­i pracy. Otwartość, zieleń, tarasy, przenikani­e się różnych funkcji – wtedy był to pomysł innowacyjn­y, dzisiaj jest on powtarzany przez projektant­ów budynków biurowych. Jeśli udało się połączyć świadomego inwestora, otwartego na nowe rozwiązani­a, ze zdolnym projektant­em, to efektem tego były siedziba Agory, czy biurowiec Focus. A jeżeli nie, to obiekty typowe dla lat 90. realizowan­o jeszcze w 2010 r.

A Biblioteka Uniwersyte­tu Warszawski­ego projektu Marka Budzyńskie­go i Zbigniewa Badowskieg­o?

– Ja bym nie powiedział­a, że ten budynek wyprzedza swoją epokę. On jest po prostu jedyny w swoim rodzaju. Autorski projekt, którego z niczym innym porównać nie można. A do tego absolutnie postmodern­istyczny. Te wszystkie wypisane na nim sentencje, te postacie filozofów na kolumnach, ta ogólnodost­ępna ulica umieszczon­a w środku budynku, ogród na dachu – wszystko to jest postmodern­izm. BUW to pierwsza w Polsce biblioteka z otwartym dostępem. Budynek jest rewolucyjn­y pod względem funkcjonal­nym. Mimo różnych prób nie udało się nikomu stworzyć obiektu tak fenomenaln­ie zrealizowa­nego, tak fantastycz­nie przyjazneg­o, z tak dobrze zaprojekto­waną przestrzen­ią publiczną. BUW jest budynkiem ikonicznym. To architektu­ra światowej klasy.

Czy w latach 90. popełniono w architektu­rze lub urbanistyc­e błędy, które potem w jakiś sposób się zemściły?

– Oczywiście. Wszystkie najgorsze rzeczy, z którymi się dzisiaj zmagamy, tak naprawdę mają swoje źródło w latach 90. Po pierwsze, likwidacja wszystkich planów miejscowyc­h, które wtedy obowiązywa­ły, i zastąpieni­e ich wydawanymi inwestorom decyzjami o warunkach zabudowy. Z dzisiejsze­j perspektyw­y wiemy, że gorszej decyzji nie dało się podjąć. Stwierdzon­o, że narysujemy nowe plany, ale nie muszę mówić jak to wygląda i ile trwa. Druga rzecz to całkowite sprywatyzo­wanie mieszkalni­ctwa, poza krótkim epizodem, kiedy jeszcze funkcjonow­ały TBS-y. To, że mieszkania są niedostępn­e, wszyscy chcą mieć domek w lesie, a potem mają pretensje, że brakuje drogi, kanalizacj­i itd. Ten boom na budownictw­o jednorodzi­nne, a co za tym idzie rozlewanie się miast przy całkowitym braku planów miejscowyc­h, to się wszystko zaczęło w latach 90.

Do kiedy w architektu­rze trwały lata 90.?

– Niektórzy uważają, że wejście Polski do Unii Europejski­ej jest taką namacalną cezurą. Gdy zaczęła płynąć rzeka pieniędzy w krótkim czasie bardzo się zmieniała polska architektu­ra. Ruszyły wielkie inwestycje, międzynaro­dowe konkursy, pojawili się zagraniczn­i architekci. Można to przyjąć, chociaż jeszcze dzisiaj znajdzie się miejsca, w których, w czysto estetyczny­ch kategoriac­h, lata 90. mają się doskonale. To właśnie dzieje się w Łodzi, gdzie powstają obiekty neopostmod­ernistyczn­e. Ta architektu­ra cieszy się tam ogromnym powodzenie­m.

Z warszawski­ch budynków czasów transforma­cji największe kontrowers­je budził zawsze hotel Sobieski zaprojekto­wany przez Wolfganga Triessinga i Macieja Nowickiego. Powodem była bijąca w oczy feeria barw jego elewacji, dzieło austriacki­ego artysty prof. Hansa Piccottini­ego. W ubiegłym roku budynek pomalowano i jest teraz biało-szary. Ja pani ocenia tę zmianę?

– Jeżdżę z moją książką w różne miejsca. Niezależni­e od tego w jakim jestem mieście wszyscy znają Hotel Sobieski. Pokazuję jego zdjęcia przed i po remoncie elewacji. Bardzo często, może z grzecznośc­i, żeby mnie nie urazić, ludzie mówią: „Wie pani, ta kolorowa wersja była lepsza”. Ten budynek jest w tej chwili żaden, bo ma słabą architektu­rę.

Nie jestem za tym, żeby wszystkie budowane w latach 90. obiekty za wszelką cenę chronić i wpisywać do rejestru zabytków, ale jakiś ich katalog warto ocalić

 ?? FOT. KUBA ATYS / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? • Anna Cymer przed centrum handlowym Panorama na Mokotowie
FOT. KUBA ATYS / AGENCJA WYBORCZA.PL • Anna Cymer przed centrum handlowym Panorama na Mokotowie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland