Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
List tygodnia
Nigdy nie dawała nam odczuć, że jesteśmy skrzywdzeni przez los. Nigdy nie użalała się nad sobą ani nad nami
Samotność najbardziej doskwiera ci, gdy nie masz matki. Wychowywała mnie niezwykła kobieta, założycielka pierwszego rodzinnego domu dziecka Weronika Dowlasz, zmarła 12 lat temu. Pochodziła z Wilna. Nigdy nie przykładała wagi do materialnego bogactwa. Zawsze cieszyła się tym, co miała. Wiernie Jej w tym powołaniu pedagogicznym towarzyszył mąż Grzegorz. Do swego domu przyjmowała dzieci autentycznie osierocone, nieraz bardzo trudne w przystosowywaniu się do życia rodzinnego. Gdy ktoś nie bardzo miał ochotę się uczyć, zachęcała go: „ Dziecko, nie bimbaj po domu, kiedyś ta szkolna wiedza ci się przyda”. Była bardzo wymagająca i konsekwentna w wychowywaniu nas. Dążyła do tego, by każdy zdobył jakiś konkretny zawód i umiał się w przyszłości utrzymać. Nigdy nie dawała nam odczuć, że jesteśmy skrzyw dzeni przez l os. Nigdy też nie użalała się nad sobą ani nad nami. Zwracaliśmy się do Niej „ mamusiu”, bo darzyła nas matczyną miłością. Intuicyjnie wyczuwała, gdy któreś z nas poszło na wagary. Potrafiła znaleźć nas w każdym miejscu i zaprowadzić do szkoły. Po Szczecinie poruszała się autobusem bądź tramwajem. Unikała samochodu, dla Niej to był luksus. Zawsze radosna, wiedziała, kiedy zatelefonować do tych, które już opuściły dom przy ulicy Mącznej. Miała telefony swoich dzieci z całej Polski, Euro py, a nawet USA. Radziły się jej, jak postępować w takiej czy innej sytuacji. Co pięć lat w Dzień Matki przybywali wychowan ko wie domu wraz z rodzinami, a także liczni przyjaciele i sponsorzy, by wspólnie cieszyć się piękną ideą istnienia Rodzinnego Domu Dowlaszów. Gdy zmarła, jedna z Jej przyjaciółek z Instytutu Psycho logii w Warszawie powiedziała o mamie Weronice: „ Matka zawsze była jedna – niezwykła i niepowtarzalna. Zaliczam Weronikę Dowlasz do grona wielkich świeckich świętych z polskim rodowodem. To dzięki nim trwa ten nasz świat”. Staję nad grobem obojga Dowlaszów właśnie w majowy Dzień Matki, bo wychowali ponad setkę sierot podobnych do mnie, oddając całe swoje życie, umiejętności, odwagę, siłę przekonywania, iż dla dziecka najważ niejsze jest wychowywanie w rodzinie. Sieroce lata dzieciństwa, edukacji szkolnej i zawodowej spędziłem w domu Dowlaszów, w którym oboje nas kochali jak włas ne dzieci, a mieli też dwoje rodzonych – córkę i syna. Tam zawsze siadało się do stołu jak w rodzinie. Ona potrafiła nam do - radzić, przy tulić nas, skarcić, pocieszyć. Czuliśmy się zawsze bezpieczni. Zarażała nas optymizmem. Dziś brakuje nam takich matczynych uczuć, by iść przez nieznane dotąd ścieżki własnego życia.