Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
Magdalena Czernicka- Baszuk
że kiedy mąż był w delegacji, to do żony o godzinie 22 przyjechał mężczyzna i wyszedł o 6 rano. A to jest zachowanie, które wykracza poza ogólnie przyjęte normy kontaktów towarzyskich. Przypomniała mi się anegdotka o pewnym detektywie. Relacjonował szczegółowo, jak śledził parę kochanków. Jak weszli razem do hotelu, wynajęli pokój na pierwszym piętrze i był to pokój numer 124… I po chwili zza drzwi dało się słyszeć odgłosy seksu pozamałżeńskiego! Pewnie w odróżnieniu od małżeńskiego, który jest taki nudny, ten był na sto procent pozamałżeński.
A co robią ludzie, których nie stać na detektywa?
Korzystają z różnych środków technicznych i zdobywają dowody, których zdobycie jeszcze kilka lat temu byłoby niemożliwe. Instalują sobie nawzajem programy szpiegowskie w komputerach. Na przykład takie, które robią print screeny, czyli zdjęcia ekranu, i wszystko, co ktoś robi na Gadu-Gadu czy na Facebooku, druga strona ma czarno na białym. Każdą aktywność.
To pewnie ułatwia charakter niektórych urządzeń. Kiedy ja siedzę przy komputerze i dostaję od kogoś prywatnego e-maila na Facebooku, mój mąż, który akurat czyta na naszym wspólnym tablecie gazetę, widzi komunikat: kto do mnie napisał i co jest w pierwszym zdaniu. Nie musi zaglądać na moje konto, tablet mu sam wszystko pokaże.
To mi przypomina wpadkę pewnego pana, który pojechał w delegację i tam zabawiał się z koleżanką z pracy. Robił jej telefonem intymne zdjęcia. Zapomniał, że w domu zostawił iPada. Wszystkie te zdjęcia online oglądała w domu jego żona w strumieniu zdjęć.
Moim zdaniem na tych, którzy decydują się na skok w bok, z każdej strony czyha niebezpieczeństwo. SMS-y, e-maile, komunikatory, portale społecznościowe – wszystko to może być źródłem dowodowym w sprawie o rozwód.
Jak się preparuje dowody w dzisiejszych czasach?
Ludzie preparują nagrania, podrzucają sobie nawzajem fałszywą pocztę e-mailową, powołują fałszywych świadków. Pogrywają przemocą domową, której w rzeczywistości nie było. Ale to jest przestępstwo. I ja nie podpowiadam nikomu takich rozwiązań.
Znam mężczyznę, który odszedł od żony, ale mówi, że to jej wina, bo nie sprzątała domu. Czy sąd może uznać jego argumenty?
Trzeba odróżnić prawdziwe przyczyny rozkładu pożycia małżeńskiego od wyszukiwania argumentów. Kiedy przychodzi do mnie klient, który spowodował rozkład pożycia, to wiadomo, że rzadko będzie to taki dżentelmen, który powie żonie: „Tak, kochanie, odszedłem do innej kobiety, to moja wi- – adwokatka specjalizującą się w prawie rodzinnym i karnym, rzeczniczka Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, współpracuje z organizacjami pozarządowymi, m.in. z fundacją Centrum Praw Kobiet i Centrum Pro Bono na, daję ci połowę majątku, zgadzam się na rozwód z orzekaniem o winie, ustalmy alimenty”. Zdarza się to, ale bardzo rzadko. Zwykle jest tak, że klienci przychodzą, żeby ich ratować, i zarzucają nas różnymi pomysłami na to, czym druga strona zawiniła.
No i jakie mają pomysły?
Właśnie takie, że żona nie sprzątała, nie gotowała, była niegospodarna, miała złe kontakty z rodziną męża. Że mąż unikał rodziny żony, był niemiły, nie pozwalał matce odwiedzać córki. Że późno wracał z pracy, pracował nawet w weekendy. Tu jednak często pojawiają się absurdalne oczekiwania, żeby mąż zarabiał dużo pieniędzy, ale jednocześnie wracał do domu o 17. Tymczasem to mężowie często więcej zarabiają, a więc i dłużej pracują. Żony z jednej strony na to przystają, chętnie wydają zarobione przez męża pieniądze, chcą być królewnami, a z drugiej strony oczekują, że mąż będzie co drugi dzień gotował, prał i sprzątał. Takie oczekiwania są nierealne, bajkowe. Tak wówczas argumentuję przed sądem. A sąd podchodzi do tego realistycznie. Pyta, kiedy mąż ma prać, sprzątać i gotować, skoro do późnych godzin pracuje zawodowo.
Zdarza się też, że to żona więcej pracuje i więcej zarabia. Nie ma czasu na wypełnianie obowiązków domowych, a mąż, który pracuje mniej lub wcale, oczekuje, że żona po pracy zajmie się jeszcze domem. To również oczekiwania nierealne.
Ale co się dzieje, kiedy mężowie powołują się na to, że żona nie sprzątała?
Wtedy powinno paść pytanie pełnomocnika drugiej strony: „A dlaczego pan nie sprząta?”. Nie jest nigdzie zapisane, że to kobieta ma sprzątać.
Prawda jest taka, że w momencie, gdy on odchodzi do innej kobiety i zdradza żonę, jest to bardzo słaby argument.
Moim zdaniem nie odnajdzie. Ta kobieta musiałaby nic nie robić, leżeć cały dzień do góry brzuchem, a dzieci musiałyby chodzić głodne, brudne, zasmarkane. Zastanawiałabym się wtedy, czy nie ma w tym jakiejś winy męża, czy przypadkiem ta kobieta nie ma ciężkiej depresji, jeśli tak się zachowuje.
Podobno zdarza się, że kobiety, chcąc dowieść winy mężów, oskarżają ich o przemoc i zakładają Niebieską Kartę, nawet jeśli tej przemocy nie było.
Niebieską Kartę bardzo łatwo założyć. Z mojego doświadczenia wynika, że kto pierwszy, ten lepszy. Jest to mało weryfikowalne, nie trzeba mieć śladów pobicia, dowodów przemocy. Sąd to wie. Oczywiście bierze Niebieską Kartę pod uwagę, jednak ocenia dowody całościowo, nie skupia się tylko na jednym. Oczywiście jeśli są jeszcze jakieś zdjęcia z siniakami, obdukcje lekarskie, zeznania świadków i widać, że przemoc była, to wtedy ma to znaczenie przy orzekaniu winy. Natomiast jeśli Niebieska Karta została założona w trakcie konfliktu okołorozwodowego i nic oprócz niej nie ma, to z mojej praktyki wynika, że sąd ocenia to negatywnie.
Osoby, które zajmują się pomocą ofiarom przemocy, mówią, że sądy bagatelizują Niebieską Kartę także wtedy, kiedy jest ona założona zasadnie. Jak często spotyka się pani z przypadkami nadużywania jej podczas rozwodu?
Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie twierdzę, że w każdym przypadku Niebieska Karta zgłaszana w czasie trwania sprawy o rozwód jest fikcyjna. Wprost przeciwnie, uważam, że w większości przypadków, gdy przemoc jest zgłaszana, do przemocy dochodzi, tylko ofiary nie mają dowodów. Uważam, że ta procedura powinna być lepiej prowadzona. Kilka razy zdarzyło mi się, że ofiara przemocy nie mogła założyć Niebieskiej Karty, bo jak wreszcie zdecydowała się to zrobić, okazywało się, że sprawca już ją założył, wskazując siebie jako ofiarę. Zachęcam do gromadzenia dowodów na istnienie przemocy domowej. Każde pobicie powinno być udokumentowane. Niekoniecznie trzeba robić obdukcję lekarską, która jest odpłatna, wystarczy zwykłe zaświadczenie od lekarza pierwszego kontaktu i np. dokumentacja fotograficzna. Kobiety, bo najczęściej to one są ofiarami przemocy domowej, tłumaczą, że przy pierwszym pobiciu nie zrobiły obdukcji, bo nie sądziły, że to się kiedykolwiek powtórzy i obdukcja będzie potrzebna. Prawda jest,