Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
HAFTUJĘ HISTORIĘ NITECZKĄ
pora ta twoja makatka. Długo haftowałaś? „Przyjaciółki Wałęsy” powstawały przez tydzień. Nadgarstki mi cierpły, palce miałam pokłute. Ta moja sztuka zaangażowana to ciężka fizyczna robota.
SSkąd taki pomysł?
Wszystko zaczęło się od koleżanki, która pracowała nad artykułem dotyczącym kobiet w religii. W rozmowie wspominała Martę i Marię, nazwała je przyjaciółkami Jezusa. Bardzo mnie to poruszyło, chciałam zostać trzecią przyjaciółką. Tak powstał haft: Monika, Marta, Maria. Marta to ta racjonalna, obmywała rany, gotowała posiłki, zajmowała się Jezusem fizycznie, Maria była przyjaciółką intelektualną, wspierała mentalnie, otaczała opieką. A ja postanowiłam zostać tą od imprezowania. Haft „Przyjaciółki Jezusa” był częścią mojej zeszłorocznej wystawy zatytułowanej „Woda i wino” w galerii Biuro Wystaw wWarszawie. Imion kobiet towarzyszących Jezusowi wyhaftowałam kilkadziesiąt, bo nagle uświadomiłam sobie, że musiało być ich o wiele więcej. Zarówno w Biblii, jak i wcałej historii. Studiowałaś Biblię? Siedziałaś w archiwach i badałaś historię „Solidarności”?
Jestem artystką, a nie historyczką. Nie mam biura ani sztabu ludzi, pracuję w pojedynkę. Sprawdzam to, co mogę, a kobiety w książkach i dokumentach pojawiają się rzadko. Do „Przyjaciółek Wałęsy” przeczytałam kilka książek, obejrzałam film Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego „Solidarność według kobiet”. Moje poprzedniczki zajmujące się tym tematem – Marta Dzido, Shana Penn, Ewa Kondratowicz, Anna Herbich – wykonały ogromną pracę w tym zakresie.
Haftuję to, co znajdę, i to, co wymyślę. Sama za to płacę. Zamiast kupić sobie kieckę, drukuję plakaty. Pewnie gdybym posiedziała rok w archiwach, znalazłabym więcej tych nazwisk, ale to nie moja bajka.
Dużo tych nazwisk wymyśliłaś?
Tutaj jedynie pięć. Tych prawdziwych było bardzo dużo. Do „Przyjaciółek Jezusa” nie przygotowywałam się wcale. Nie zakładałam wtedy, że to będzie seria. Teraz będę haftować „Przyjaciółki Piłsudskiego”, tam wymyślonych nazwisk będzie 70 proc. Ale szukam, zgłębiam meandry epoki, jednak tych źródeł nie ma zbyt wiele albo ja do nich nie dotarłam. Cały czas jest we mnie pewna ambiwalentność. Bo historia została wymyślona na czyjeś potrzeby, a teraz ja używam tych samych narzędzi, żeby zaspokajać