Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
KROWY, KTÓRE WYBRAŁY WOLNOŚĆ
Im jestem starsza, tym trudniej mi żyć ze świadomością, kim jest człowiek, a więc i ja. Dochodzę do wniosku, że chyba wolałabym być jedną z nadwarciańskich krów
asowe mordowanie Bogu ducha winnych istot to ulubione zajęcie człowieka. Tym razem nie mam zamiaru pisać o hodowli zwierząt rzeźnych, choć i one wchodzą na listę masowego mordu. Napiszę o cudzie, jaki zdarzył się wiele lat temu w Ciecierzycach nad Wartą.
Kilka krów płci obojga wybrało wolność. Ich opiekunowie nie zabiegali w szczególny sposób ani o mleko, ani inne hodowlane powinności, więc poszły. Nikt znający tajniki domestykacji gatunków nie dawałby im większych szans na przeżycie. Uzależnienie od człowieka w większości przypadków niszczy instynktowne zachowania pozwalające na samodzielność i niezależność. Tymczasem mleczne potomkinie tura nie tylko przeżyły trudy zim, ale i dały życie następnym, zdrowym pokoleniom. Chyba nigdzie we współczesnym świecie nie zdarzyło się
Mcoś takiego. To fantastyczny dowód na siłę naturalnych możliwości tak udręczonego gatunku, jakim jest krowa. Powinniśmy być dumni z mocy genetycznej spuścizny polskich krów, a przede wszystkim z tego, że właśnie tu, unas można zobaczyć je naprawdę szczęśliwe. Naukowcy z całego świata z pewnością byliby chętni podjąć obserwację liczącego już prawie dwieście osobników stada. Kto wie, może za następne kilkanaście pokoleń mogliby zobaczyć tura. Ostatni zginął pod Jaktorowem i czy nie cudem byłby ten odrodzony nad Wartą? Byłby, ale „trzeba zamordować”, bo nie mają numerków wuchu, bo nie badał ich lekarz weterynarii i mogą stanowić zagrożenie epizootyczne (zwierzęcy odpowiednik epidemiologicznego). Zastanawiam się tylko – jakie zagrożenie tego typu wnoszą wnasz ekosystem żubry, łosie, sarny, jelenie czy daniele? Też nie mają numerków, aweterynarz bada je wyłącznie jako ofiary łowieckiego, a więc „szlachetnego” mordu. Czy naprawdę tylko to mamy do zaoferowania istotom, które nigdy nie pomyślały nawet, by nam zaszkodzić?
Im jestem starsza, tym trudniej mi żyć ze świadomością, kim jest człowiek, a więc i ja. Dochodzę do wniosku, że chyba wolałabym być jedną z nadwarciańskich krów. Nawet jeśli miałabym skończyć w rzeźni, ale za to bez wstydu i krwi na rękach.+