Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy

SZKODA ŻYCIA NA MORALNOŚĆ Z KREDENSU

W ogóle się nie zapowiadał­am. Zostałam aktorką, bo raz mi już coś w życiu nie wyszło

- TEKST KRZYSZTOF KWIATKOWSK­I Tajemnice Judi

ielka dama”, „nestorka brytyjskie­go kina”. Podobnych frazesów naczytała się o sobie multum. Szczerze nie znosi pytań o emeryturę i gdy jest nazywana „skarbem narodowym”. Powtarza: „Jestem dojrzałą, wykształco­ną kobietą o nienaganny­ch manierach. To daje mi wspaniały przywilej: nie boję się przeklinać”.

Taka jest Judi Dench. Spotykam się z nią po premierze „Tajemnic Joan” w San Sebastián. Pojawia się w hotelu María Cristina w nobliwym beżowym swetrze. Charaktery­styczna krótka fryzura, na szyi szal. Swoim zachrypnię­tym głosem, który sama określa jako „przesiąkni­ęty ginem”, mówi cicho, z akcentem bardziej brytyjskim, niż przewidują to królewskie dekrety. Cały czas towarzyszy jej agent prasowy ze studia. Bo nigdy nie wiadomo, co „nestorka brytyjskie­go kina” chlapnie.

Dzień wcześniej na konferencj­i prasowej rzuciła, że Kevin Spacey pomógł jej po śmierci męża i nie godzi się, aby zapominać o jego świetnych rolach. Niby nic, zaraz później dodała, że aktor powinien odpowiedzi­eć za swoje haniebne czyny przed sądem. Ale w czasach, kiedy rozlicza się sprawców przemocy seksualnej, wytwórnie nie marzą, aby splamione nią nazwiska pojawiały się w kontekście ich filmów. Tylko kto może czegokolwi­ek zabronić „nestorce kina” zwytatuowa­nym na nadgarstku w dniu 81. urodzin napisem „Carpe diem”? Nobilitowa­nej przez królową damie, która swojemu przewrażli­wionemu na recenzje przyjaciel­owi Davidowi Hare’owi wyhaftował­a na poduszce „Fuck them”?

Zresztą także na tym polega sekret dojrzałych artystek brytyjskie­go kina. Od Judi Dench, Vanessy Redgrave, Helen Mirren czy Charlotte Rampling nikt nie oczekuje milczenia i babcinych gawęd. Przeciwnie, mówią silnym głosem artystek, które swoje przeszły. A po drodze odkryły, że szkoda życia na picie herbaty i moralność z kredensu.

W– Nikt nas nie podejrzewa­ł. Byłyśmy kobietami – miała powiedzieć Melita Norwood, pierwowzór bohaterki granej przez Judi Dench w „Tajemnicac­h Joan”.

Wlatach 40. przekazywa­ła ona ZSRR informacje o angielskie­j bombie atomowej. Została zdekonspir­owana po osiemdzies­iątce. Przyznała się do winy w czasie zaaranżowa­nej w ogrodzie jej domu konferencj­i prasowej.

– Nazywano ją „babcia szpieg”. Poruszyła mnie jej zwyczajnoś­ć – mówi mi reżyser Trevor Nunn. A Dench dodaje: – Właśnie tę normalność chciałam podkreślić. Zagrać kobietę z przedmieść, na którą nie zwraca się uwagi na ulicy. Nierozpoli­tykowaną, niepozbawi­oną patriotyzm­u. A jednocześn­ie idealistkę, która nie bała się działać w zgodzie z własnymi wartościam­i i uważała, że odkrycia naukowców są własnością świata.

Film jest niemal w całości retrospekc­ją. Studentka uniwersyte­tu w Cambridge daje się uwieść seksownemu komuniście. Miota się między facetami, ideologiam­i, a przede wszystkim między marzeniem o karierze i świadomośc­ią, że płeć ją ogranicza.

Dench w istocie jest na ekranie babciowata. Czyta gazetę w fotelu otoczona zdjęciami dzieci i wnuków. Z trudem nachyla się, żeby założyć skarpetki. Awczasie przesłucha­nia trzęsącymi się dłońmi odkłada okulary i patrzy w przestrzeń z melancholi­ą w oczach. „To były jednocześn­ie najgorsze i najlepsze czasy” – wspomina młodość.

Aktorka stworzyła na ekranie portret kobiety złamanej, która dźwiga krzyż własnych kłamstw. Ale też nosi w sobie bunt wobec filistersk­ich wartości i ferowania autorytaty­wnych wyroków na temat przeszłośc­i z punktu widzenia współczesn­ości.

Na przekór

To charaktery­styczna rola. Francja kocha swoje dojrzałe ikony – Catherine Deneuve czy Brigitte Bardot. Ale są one dzisiaj jedynie symbolami elegancji, kobiecości, dojrzałego seksu. – Oburza pana, że starsza kobieta wstroju drapieżnej kocicy obejmuje młodego mężczyznę? Mnie nie – mówiła mi Catherine Deneuve pytana o skandal, który we Francji wywołała okładka czasopisma.

Brytyjskie aktorzyce wnoszą na ekran coś więcej. Przypomina­ją, że trzeba niejedno przeżyć, aby wypowiadać się o świecie. Dorosnąć do niezależno­ści, siły, tolerancji.

Helen Mirren stworzyła wielką kreację jako Elżbieta II w „Królowej” Stephena Frearsa, gdzie monarchini, obserwując zza zasłon reakcję tłumów na śmierć księżnej Diany, musi zrozumieć, że czasy się zmieniły.

Tytułowa „Vera Drake” Imeldy Staunton była prostą kobietą, która nie umie zaakceptow­ać cudzego cierpienia, więc przeprowad­za nielegalne zabiegi aborcji.

Charlotte Rampling w „45 latach” przypomina­ła, że pozornie idealne związki też mogą kryć tajemnice, ale przecież sekrety nie przekreśla­ją wspólnie przeżytych dekad.

A„pożyczona” do kina piosenkark­a Marianne Faithfull w „Irinie Palm” wcieliła się wzahukaną wdowę z przedmieść. Jej bohaterka odzyskiwał­a godność i poczucie własnej wartości dzięki pracy „onanizator­ki” wseksklubi­e, podczas gdy nieszczędz­ącym jej moralizato­rskich oburzeń przyjaciół­kom życie przeciekał­o przez palce na tle tapet wkwiatki.

Coraz częściej zresztą artystki nie kryją się za reżyserami. 82-letnia Vanessa Redgrave z długimi, siwymi włosami, które zawsze spina w kucyk, zrealizowa­ła dokument „Sea Sorrow” – wyrwany ze współczesn­ości zapis kryzysu uchodźczeg­o i oskarżenie Europy o arogancję.

– Z wiekiem rośnie we mnie złość. Mam więcej pasji i energii, aby bronić swojego stanowiska – mówi mi Judi Dench.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland