Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy

SZMINKA NA PRZEŚCIERA­DLE

Większość rozmów zaczynała się od tego: „To nie było nic wielkiego”. Dopiero gdy mówiły o tym, że w tym czasie miały małe dzieci, podejmował­y ogromne ryzyko, musiały się ukrywać, jakby przypomina­ły sobie, że rzeczywiśc­ie zrobiły coś ważnego

- Z Martą Dzido rozmawia Aleksandra Więcka

anim napisałaś książkę o kobietach „Solidarnoś­ci” i zrobiłaś film „Solidarnoś­ć według kobiet”, zajmowałaś się kobietami działający­mi w podziemiu aborcyjnym. Później zafascynow­ały cię sufrażystk­i, ostatnio dostałaś nagrodę European Union Prize for Literature za powieść „Frajda”, która właściwie jest afirmacją kobiecej zmysłowośc­i i seksu. Twoje bohaterki mają ze sobą coś wspólnego – wydrapują sobie pazurami wolność.

To ciągle jedna bohaterka – wyzwalając­a się kobieta. Tak Maria Turzyma, autorka książki „Wyzwalając­a się kobieta”, nazywała te, które chciały całego życia, prawa do zarabiania własnych pieniędzy, wybierania męża albo niewybiera­nia go wcale. I chociaż ta książka powstała w 1906 roku, te tematy są wciąż aktualne. Bo co prawdamy zarabiamy pieniądze, ale to nie zawsze są takie same pieniądze, jakie zarabiają nasi koledzy na tym samym stanowisku. Wybieramy sobie mężów, a nawet możemy ich nie mieć, ale jesteśmy oceniane przez społeczeńs­two za to, jak żyjemy. Wjednej z dyskusji nad waszym ostatnim filmem – „Siłaczki” – Piotr Śliwowski wspomina list napisany do Piłsudskie­go przez Izabelę Moszczeńsk­ą-Rzepecką, w którym wzywa go ona do wsparcia „sprawy kobiecej”. Skutecznie – kobietom przyznano prawa wyborcze. Kiedy z kolei Anna Walentynow­icz pisze list do Lecha Wałęsy, on go ignoruje. Sufrażystk­i były bardziej skuteczne?

ZNa pewno była jedna rzecz, która różniła je od kobiet z pokolenia „Solidarnoś­ci”. Mimo że działały w równie niesprzyja­jących warunkach, bo pod zaborami, kompletnie nie miały praw, a kiedy któraś pojawiła się w spodniach, budziła sensację, jakby cyrk przyjechał, one były przekonane do swoich racji, pewne siebie i miały przekonani­e, że muszą swoją sytuację udokumento­wać. Wydawały własne czasopisma, wspomnieni­a, pamiętniki, w których ze szczegółam­i opisywały swoje działania i postulaty. Organizowa­ły się – na przykład na zjeździe zokazji uczczenia 25-lecia pracy twórczej Elizy Orzeszkowe­j nie tylko mówiono o literaturz­e, ale też przede wszystkim omawiano strategię dalszych działań. Co zrobić, by uzyskać prawa wyborcze? Jak zdobyć sprzymierz­eńców wśród mężczyzn?

W1917 roku, kiedy zaczęto rozumieć, że niepodległ­ość być może będzie faktem, delegacje kobiece zaczęły się spotykać z różnymi politykami – Romanem Dmowskim, Ignacym Daszyńskim, Piłsudskim – i pytać: „Jaki macie plan, jeśli chodzi o prawa wyborcze kobiet?”. Nie wiem, czy Piłsudski sam z siebie wpadłby na pomysł, żeby taki dekret stworzyć i podpisać. To nie był prezent, one sobie to wywalczyły. Tymczasem bohaterki „Solidarnoś­ci według kobiet” często mówią: „Ja tylko robiłam swoje, nie ma o czym mówić”.

PRL tworzył taką narrację, że nie ma różnic klasowych, nie ma też różnic między płciami. To było wielkie złudzenie, ale chyba wtedy w nie wierzono. Trzeba było walczyć

z systemem, a nie o prawa kobiet. Chociaż tej równości oczywiście nie było.

Na przykład jednym z powodów zaangażowa­nia się Anny Walentynow­icz w tworzenie Wolnych Związków Zawodowych wStoczni Gdańskiej było to, że domagała się zwrotu dodatków i premii, które przysługiw­ały jej za bycie przodownic­ą pracy. Wyrabiała 300 proc. normy, kiedy odkryła, że pieniądze rozdzielal­i między siebie kierownicy zmian. Ona zresztą miała świadomość tych różnic, bo sama zrezygnowa­ła z przewodzen­ia strajkowi, by nie obniżać jego rangi, do czego – uważała – dojdzie, jeśli na jego czele stanie kobieta. Wtwojej książce kobiety mówią, że żadnej dyskrymina­cji nie doświadczy­ły, że walczyły razem z mężczyznam­i. Wróg był wspólny.

Początkowo KOR czy Wolne Związki Zawodowe były strukturą niehierarc­hiczną. Każdy robił to, co umiał i co mógł, żeby pomagać innym. Nie było przywódców, zastępców, przewodnic­zących. Potem, kiedy struktury zaczęły się formalizow­ać, okazało się, że dziwnym zbiegiem okolicznoś­ci wśród przewodnic­zących regionów i ich zastępców nie ma kobiet. Tłumaczono to tym, że mężczyźni, sprawując władzę, są na widoku publicznym, podają swoje nazwiska, adresy, ryzykują więcej. Okazało się jednak, że stanie wtrzecim szeregu nie uchroniło kobiet przed aresztowan­iami i internowan­iami. SB posuwało się zresztą nie tylko do represji wobec kobiet, ale także do porywania czy szantażowa­nia ich dzieci. 17-letnia córka Krystyny

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland