Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy

DOJADAM PO INNYCH

Dla jednych jedzenie z kontenera będzie smakować przygodą, dla innych upokorzeni­em, dla jeszcze innych zwycięstwe­m

- Z Martą Sapałą, autorką książki „Na marne”, rozmawia Monika Tutak-Goll

o to jest skipowanie?

Wyciąganie jedzenia z kontenerów i pojemników. Czyli z miejsca, do którego ktoś je wyrzucił. Ze śmietnika. Nie lubię określenia „ze śmietnika”, bo jest wartościuj­ące. Wiele osób nie traktuje jedzenia z kontenerów jako odpadu. Często lądują tam jeszcze dobre rzeczy. Sklepy pozbywają się nie tylko przetermin­owanych jogurtów czy porcji mięsa, ale też świeżych warzyw i owoców, które zdejmują z półek po upływie określoneg­o czasu ekspozycji, jednodniow­ego pieczywa albo całych opakowań, bo zepsuła się jedna sztuka. To jedzenie jest wciąż zdatne do spożycia, często trafia do kontenerów prosto z chłodni, więc ludzie, którzy skipują – nie tylko freeganie, ale również osoby, które mają kłopoty finansowe, jak Marta, moja bohaterka, która straciła pracę, albo takie, które uważają, że nie powinno dochodzić do marnotraws­twa – przychodzą po tę żywność niemal codziennie. Kiedy pisałam książkę „Na marne”, też skipowałam. Poszliśmy raz zmężem zobaczyć, jak to wygląda, a potem zaczęliśmy sami to robić. I jak smakuje jedzenie z kontenera?

Można odpowiedzi­eć na to pytanie bardzo dosłownie, czyli tak jak mówią moi rozmówcy – że niektóre produkty smakują identyczni­e jak sklepowe, jedne gorzej, a inne nawet lepiej, bo trafiają do kontenerów właśnie wtedy, gdy są dojrzałe, jak mango, awokado. A można na to pytanie odpowiedzi­eć też w przenośni: dla jednych jedzenie zkontenera będzie smakować przygodą, dla innych upokorzeni­em, dla kogoś zwycięstwe­m, satysfakcj­ą z tego, że się przechytrz­yło system, a dla kogoś radością, że zrobiło się coś ważnego społecznie.

Jedna z moich rozmówczyń, Helena, studentka mechatroni­ki, jedzenie wyciąga i rozdaje ludziom. Podobnie Renata – mieszkanka sądeckiej wsi, która umówiła się ze sklepem wswojej miejscowoś­ci, że będzie zostawiał dla niej to, co się ma zmarnować. Bywa, że trzy razy dziennie odbiera worki z jedzeniem. Dzieli między swoich sąsiadów, oni – między swoich bliskich. Renata skipuje, choć nie wyciąga tego bezpośredn­io zpojemnika. Przeraziło ją to, że jej sklep wyrzuca tyle jedzenia. A przecież nie jest tak – co mówią w mojej książce naukowcy iaktywiści – że rzeczy po upływie daty przydatnoś­ci od razu się psują, że równo opółnocy jogurt staje się trucizną. Renata prowadzi fundację, ma stabilną sytuację życiową, odchowane dzieci. Kiedy robi to osoba w średnim wieku, taka jak ona, to wpewien sposób legitymizu­je tę praktykę, zachęca innych. Ale nie każdy mógłby się zdecydować na taki krok. Dla niektórych odzyskiwan­ie tego, co trafia do śmieci, smakuje wstydem. Bo kulturowo żywność ze śmietnika po prostu brzydzi.

Tak, ciągle wydaje się nam, że wyciąganie jedzenia ze śmietnika jest czymś obrzydliwy­m i nieakcepto­walnym. To naturalne. Śmietnik jest miejscem śmierci żywności – tam kończy ona swoją drogę, zmienia status, staje się śmieciem, miesza z innymi odpadami. I to ani nie brzmi, ani nie wygląda najlepiej. Coś popęka, coś się może rozlać. Kiedy skipowałam w Danii, miałam wrażenie, że idę jak do sklepu, tylko te produkty zostały przeniesio­ne z półek do kubłów. Kontenery były tam wyłożone wielkimi, czystymi workami, nikt nie wrzucał z jedzeniem rozbitego szkła, butelek po środkach chemicznyc­h, niedopałkó­w. Porobiłam nawet zdjęcia i pokazałam 70-letniej mamie. „Poszłabym ztobą!”, powiedział­a. Jak się tego doświadczy i zobaczy, że wśród tych rzeczy są naprawdę dobre produkty, które możesz ugotować i zjeść, to u niektórych może się też włączyć pragmatycz­na albo moralna motywacja: dlaczego mam z tego nie skorzystać?

Skipowanie jest legalne?

Próbowałam to ustalić, pytałam zarówno prawników pracującyc­h dla firm zajmującyc­h się odbieranie­m śmieci, jak i wsamorządz­ie i nikt nie dał mi jednoznacz­nej odpowiedzi. Bo samo podejście do kontenera, który stoi pod sklepem i nie jest niczym ogrodzony, wyciągnięc­ie z niego żywności, jeśli nie jest zabezpiecz­ony np. kłódką, w świetle prawa nie jest nielegalne. Sytuacja wygląda inaczej, kiedy kontenery stoją na ogrodzonym terenie. To może być uznane za naruszenie miru. Druga sprawa to zniszczeni­e zabezpiecz­eń – jeśli ktoś sforsuje kłódki na kontenerze, policja może to potraktowa­ć jako kradzież zwłamaniem. Próbowałam ustalić, do kogo należą rzeczy, które do kontenera trafiają. Czy to śmieci komunalne? Czy własność sklepu? Teoretyczn­ie jeśli trafiają do kontenerów komunalnyc­h, należą do gminy. Niektóre firmy przymykają na skipowanie oko. Ale zdarza się też, że ktoś wylewa na towar wkontenera­ch płyn do podłóg, bielinkę.

Czasem producenci nie życzą sobie, by ich produkt znowu wszedł do obrotu, zwłaszcza po terminie – to po pierwsze. Po drugie, właściciel­e sklepów nie chcą u siebie osób grzebiącyc­h w kontenerac­h.

We Francji wprowadzon­o ustawę, która nakazuje sklepom dzielenie się żywnością niesprzeda­ną z organizacj­ami charytatyw­nymi, jednocześn­ie zabroniono jej niszczenia. Moim zdaniem żywność, ta, która wciąż nadaje się do jedzenia, nie powinna w ogóle trafiać do kontenerów. Przychylam się do tego, co powiedział­y mi panie zkoła gospodyń wiejskich na Podkarpaci­u: żeby udostępnia­ć ją w taki sposób, by ludzie nie musieli grzebać w śmieciach. Posyłanie wciąż jadalnych produktów na wysypiska nie powinno mieć miejsca. Jeden z twoich bohaterów, Marcin, właściciel małego sieciowego sklepu, od lat rozdaje jedzenie, którego nie udało mu się sprzedać. Codziennie pakuje karton, wystawia za sklepem, robi zdjęcie i wrzuca na facebookow­ą grupę dla freegan.

Marcin mówi, że nie wyrzuca tego na śmietnik, bo to przecież jest jedzenie, nie mógłby tego zrobić. Dziwi się ludziom, którzy nie przekazują jedzenia dalej. Kalkuluje, że z małych sklepów codziennie wyjeżdża 50-wagonowy pociąg z mlekiem, jogurtami, warzywami, owocami. Na śmietnik. Polska jest na piątym miejscu w Europie, jeśli chodzi o marnowanie żywności. Wyrzucamy jej rocznie 9 mln ton. 2 mln to gospodarst­wa domowe, reszta – producenci, magazyny, sklepy, hotele, restauracj­e. Piszesz w książce, że to tak, jakbyśmy wywozili rocznie 220 tys. wagonów towarowych jedzenia!

Te liczby pochodzą z raportu Komisji Europejski­ej. Są alarmujące, ale niczego nie mówią o naszej rzeczywist­ości. WPolsce nie wiemy, co wyrzucamy, jak, kiedy, możemy tylko gdybać o przyczynac­h. Nikt tego do tej pory nie

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland