Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
PODOMKI
Widzę pospolite ruszenie w sprawie dbania o wygląd mimo izolacji. Mnożą się pytania o najładniejszą wzorzystą piżamę czy zjawiskowy szlafrok z jedwabiu
istoria podomek jest dość mglista. Uważa się, że wyewoluowały z peniuaru – pelerynki, w której panie czesały włosy po przebudzeniu (rytuał nadzwyczaj istotny dla toalety damy w XIX w.). Ale inaczej pamiętamy podomki z dzieciństwa, wzorzyste, długawe, zapinane na guziki czy ekspres sukienki z kieszeniami wykończonymi lamówką, które nosiły nasze mamy i babcie. Bliżej im było do roboczego fartucha niż narzucanego w leniwe poranki wdzianka. W chłodne miesiące podomki często wkładano na ubranie, latem solo, także poza domem, np. na działkę. Choć bywały przepiękne, kolorowe, upstrzone kwiatowymi najczęściej wzorami, nie wypadało pokazać się w nich światu. Funkcjonały, jak sama nazwa wskazuje, wyłącznie w zamknięciu. À propos nazwy, ta określa funkcję podomki podejrzanie precyzyjnie. Okazuje się, że to nie naturalny wytwór języka, ale inwencja czytelniczki tygodnika „Przekrój”, która wzięła udział w konkursie na polski ekwiwalent „szlafroka” – słowa nie dość, że o azjatyckim rodowodzie (w kroju wyraźne pokrewieństwo z japońskim kimonem), to jeszcze o niemieckim brzmieniu. Kwestia nadania podomce rodzimej nazwy była sprawą honoru. W latach 50. tak jak o ubiór dbano o odbudowanie tożsamości narodowej, także na poziomie języka. Z mowy chciano się pozbyć wszystkiego, co niemieckie, gorączkowo poszukiwano polskich wariantów. Odpowiedzi na konkursowe zadanie nadesłano podobno 2 tys. Choć kusząco brzmiały „okryjciałko” i „tulipani”, podomka odniosła niekwestionowane zwycięstwo.
W „Przekroju” namiętnie publikowano doniesienia o przeróżnych stylach domowych ubiorów. Były wełniane szlafroki dla leciwych
Hdam, suknie domowe z kimonowymi rękawami, szlafroki „na chłodne traktowanie gości” (no komu by się taki nie przydał!), letnie stroje domowe ze sztucznego jedwabiu w grochy, kwiaty, w jaskrawych kolorach. Tygodnik publikował wykroje na wszelkiej maści negliże, bonżurki (to dla panów), wytworne wdzianka z jedwabiu, piżamy jedno- i dwuczęściowe uszyte z metrów materiału – bliżej im do sukien, które na wybiegach pokazuje Valentino, niż tego, w czym zwykłyśmy sypiać. Kwestia ubiorów nocnych i domowych była niezwykle istotna, ani trochę mniej ważna od doboru tych na wyjście. Publikowano nawet porady dla lunatyków – na stroje nocne tak modne, że nie wstyd w nich gdzieś we śnie pobłądzić. Czytelniczki martwiły się, czy spełniają wymogi savoir-vivre’u i nadsyłały do redakcji rozliczne pytania, np. czy wypada przejść o poranku przez wspólny korytarz w piżamie okrytej wyłącznie szlafrokiem. Wypadało. Propozycje z „Przekroju” sprzed 70 lat niewiele różnią się od tego, co dzisiaj proponuje nam moda.
Problemy „wypada, nie wypada” w pewnym sensie mamy z głowy. Wiek XXI niemal zupełnie rozwiązał nam szlafroki i raz na zawsze oddzielił nas od sąsiadów. Wstydzić się niczego nie trzeba, no i przecież wolnoć Tomku w swoim domku. Tak czy owak, szybkie tempo życia przeniosło nas z czterech ścian na zewnątrz i sprawiło, że mocno zaniedbaliśmy domowe ubiory. Okazało się, że we własnych mieszkaniach bywamy rzadziej, niżbyśmy chcieli, a jeśli już, to wykończeni codziennością lądujemy na ka