Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
POTRZEBA PRZYTULENIA I OBECNOŚCI
Nie to w świętach jest najważniejsze, żeby się obkupić, nażreć i wziąć kredyt na świąteczne zakupy
o, ho, ho! Idą święta, a ja latam jak walnięta! – mogłabym zakrzyknąć jeszcze kilka lat temu. Ale już nie latam! Nareszcie do mnie dotarło, że świąteczne szaleństwo ani Bogu, ani ludziom nie przynosi radości i satysfakcji. Spinamy się i wariujemy dla dwóch dni wolnych od pracy. Bo Boże Narodzenie dawno już Bożym Narodzeniem nie jest. Bardziej stało się świętem karpia i schabu.
Nie dajmy się omamić świątecznymi dzwoneczkami, światełkami i pazłotkami. Nie to w świętach jest najważniejsze, żeby się obkupić, nażreć i wziąć kredyt na świąteczne zakupy. W tym całym szaleństwie zatraciliśmy i zdrowy rozsądek, i ducha. Bo święta, o czym już prawie nie pamiętamy, mają wymiar duchowy i religijny. Mają nas zbliżać do Boga i ludzi, a nie do śledzika. Zróbmy sobie święto miłości. Przemówmy ludzkim głosem do naszych bliskich i tych dalszych. Nie pozwólmy, żeby panie domu padały ze zmęczenia, bo zrobiły wszystko,
Ha nawet wylizały podłogę. Nie zgadzajmy się, żeby nasi mężczyźni umierali, stojąc w sklepowych kolejkach. Nie doprowadzajmy do kłótni z byle powodu, bo czas przedświąteczny jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Tylko patrzeć, aż coś pieprznie. Drobiazgami nie psujmy sobie magii.
Nie chcę suto zastawionego stołu. Nie potrzebuję 12 potraw. Chcę bliskości. Chcę być z ludźmi, których naprawdę kocham. Nie chcę prezentów. Zestaw świąteczny z czerwoną kokardą nie zastąpi słów miłości, których mamy w życiu za mało. To tylko erzac, sztuczny miód, a nam potrzeba przytulenia i obecności.
Nie chcę niczego udawać. Chcę podzielić się opłatkiem i złożyć płynące z głębi duszy życzenia.
Nie chcę, by ściskali mnie ludzie, których nie lubię, nie cenię i z którymi nie mam nic wspólnego.
Nie chcę wyrzucać jedzenia. Wolę się nim podzielić z potrzebującymi. Starczy dla wszystkich.
Chciałabym nie tęsknić za tymi, których wWigilię nie ma. Ale tęsknię i płaczę, bo to czas nie tylko radości, ale też bólu. Nieobecność jest dolegliwa.
Chciałabym wierzyć, że Bóg się narodził i istnieje. Że moje życie ma jakiś sens. I że nie zniknę bezpowrotnie, jeśli ulecę z pamięci moich najbliższych.