Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
NIE WIERZ NIKOMU, KTO MÓWI, ŻE JESTEŚ NIC NIEWARTA
Przez całe życie szukała siebie. Wierzy, że w nowej religii – islamie – w końcu się odnajdzie
obieta na zdjęciu patrzy poza obiektyw aparatu. Głowę wzielonym hidżabie ma lekko uniesioną, oczy spokojne. „Szczęśliwa” – napisała pod zdjęciem. Data: 23 października 2018 r. To Shuhada Davitt. Muzułmanka świeżo po konwersji. Wcześniej nazywała się Magda Davitt. A jeszcze wcześniej – Sinéad O’Connor. Sinéad często gościła na czołówkach gazet na świecie. Dla Shuhady to pierwszy raz.
Wswoim burzliwym życiu była już: złodziejką, rezydentką poprawczaka, do którego trafiła po rozwodzie rodziców, objawieniem po sukcesie albumu „The Lion and the Cobra” z1987 r. igwiazdą po kolejnym – „IDo Not Want What I Haven’t Got” z 1990 – z jego największym hitem „Nothing Compares 2 U”.
Potem okrzyknięto ją buntowniczką. Wichrzycielką, której zdarzały się niefortunne wypowiedzi, jak ta o poparciu dla IRA. W programie „Saturday Night Live” na początku lat 90., będąc u szczytu sławy, podarła zdjęcie Jana Pawła II i zaczęła otwarcie krytykować Kościół katolicki za brak reakcji na molestowanie seksualne dzieci w Irlandii. Została odsądzona od czci i wiary.
Odtąd była bluźnierczynią. „Irlandzkim straszydłem, któremu trzeba skopać dupę” – jak mówił Frank Sinatra.
„Wariatka” – pisały media, a potem, szeptem lub całkiem otwarcie, powtarzali to ludzie. To, co mówiono o niej w Irlandii – kilka rozwodów, próba samobójcza, choroba psychiczna, deklaracja homoseksualizmu, wycofanie się z tej deklaracji, sądowa batalia z jednym z byłych mężów o córkę, święcenia kapłańskie, śpiewy ku chwale Chrystusa, zmiana imienia, w końcu nawrócenie na islam – powtarzały media na całym świecie. Po-
Kmylona, pogubiona. Upadła gwiazda, która wykorzystując życiowe tragedie, próbuje wskrzesić zainteresowanie sobą.
Wydostałam się z piekła
Etykietki towarzyszą jej przez całe życie. I przez całe życie próbuje się od nich uwolnić.
Zaczęła tworzyć, kiedy miała 14 lat. Trzy lata później podpisała pierwszy kontrakt. – Wydostałam się z piekła, jakim było moje dzieciństwo, i natychmiast wpadłam w tryby show-biznesu – mówiła w 2003 r.
Talent i charyzma sprawiły, że świat się nią zainteresował. Najpierw szokowała wyglądem – ogoloną na łyso głową i bezkształtnymi ciuchami w czasach wielkich fryzur i obcisłych legginsów definiujących tę kobiecość, którą ona kontestowała. Potem szokowała tym, co i jak mówiła. Opowiadała o cierpieniu tych, których nikt nie chciał słuchać – okrzywdzie dzieci. W niej samej nikt wtedy takiego dziecka nie dostrzegł.
To nie ja
Nigdy nie ukrywała, że matka torturowała ją psychicznie. Ale rok temu, we wrześniu 2017 r., przyznała, że to było również molestowanie seksualne.
– Wielkim nieszczęściem krzywdzonych dzieci jest brak poczucia własnej tożsamo- ści – mówiła. – Potem stajesz się sławną osobą i nagle wszyscy włażą ci na głowę. Gdy teraz na to patrzę, widzę, że przez dobre 17 czy 18 lat ciągle ktoś na mnie właził. To było straszne.
Wrażliwość, która wyniosła ją na szczyt i pozwoliła pisać i śpiewać jak nikt przed nią, okazała się też zgubą. Toksyczną siostrą, która niszczyła jej życie, dyktując nie tylko wybory artystyczne, ale także wpływając na relacje z partnerami, mężami, dziećmi i resztą świata.
Przez całe życie szukała własnej, nienarzuconej przez zewnętrzny świat tożsamości. Szukała jej, uciekając z przemocowego domu, kradnąc, pisząc, śpiewając, prosząc Ratzingera o ekskomunikę, wychodząc za mąż, wychowując dzieci, nagrywając pieśni religijne. Wspomina: „Moje życie wisiało na włosku. Przez lata czułam się tak, jakbym była wywrócona na lewą stronę, jakbym nie miała skóry”.
Bóg to magia
Wtym czasie często mówiła o Bogu. Tym, którzy ją za to atakowali, nie rozumiejąc, dlaczego „ta stuknięta Irlandka” najpierw krytykuje Kościół, a później mówi o Bogu, odpowiadała: – Nie złościsz się na kogoś, jeśli ci na nim nie zależy.
Jej, Irlandce urodzonej 8 grudnia, w święto Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, zależało. Powtarzała, że katolicyzm, religia, wktórej została wychowana, odziera Boga z magii. Że nagrywa płytę z rastafarianami, bo oni czują jego obecność i nie potrzebują do tego pośredników. Że przemawia do niej wizja ocalenia Boga („Wstarych pieśniach pojawia się motyw dziesięciu tysięcy Etiopczyków, którzy wjeżdżają do Watykanu na koniach, by ratować Boga. Strasznie mi się to podoba: dziesięć tysięcy Etiopczyków i jedna popieprzona Irlandka”).
Tego Boga ratowała tak, jak umiała. Ratując przy okazji siebie.