Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
PODLEGŁOŚCI NIE MA KOŃCA
Człowiek podległy jest niedojrzały. Nie chce zdobyć się na „odwagę posługiwania się rozumem”, wygodniej mu zdać się na „rodzicielską władzę”
d kiedy przeczytałam w „Gazecie Wyborczej” (17 listopada 2018 r.) wywiad z Jarosławem Kuiszem, autorem książki „Koniec pokoleń podległości”, od razu chciałam napisać odpowiedź. Wdużej mierze wyręczył mnie Marek Beylin („Wyborcza”, 24 listopada). Kuisz w swoim symetryzmie traktuje spór między PO a PiS-em jako nieustającą rekonstrukcję historyczną z czasów walk o polską niepodległość. Beylin przytomnie wskazuje na realne, aktualne i wcale nie fantazmatyczne zagrożenia, z którymi starsze „pokolenie podległości” usiłuje się dziś mierzyć (geopolityczna sytuacja Polski, zagrożenie populizmem, rozpad Unii itd.).
Chciałabym jednak zwrócić uwagę na coś innego. Wątpliwe jest pojęcie „podległości”, które Kuisz konstruuje, by odkreślić pewną przeszłość. Autor, związany z „Kulturą Liberalną”, uważa się za liberała. Nie jestem pewna, czy liberał ma do takiego gestu prawo.
Podległość to termin, który ma szerszy sens niż ten lokalnie polski i polityczny. Weźmy klasyczny tekst, jeden
Oz filarów nowoczesnej myśli liberalnej – „Co to jest oświecenie?” Immanuela Kanta. Czytamy z nim, że oświecenie to „wyjście człowieka zsamozawinionej niedojrzałości”, którą Kant rozumie jako podleganie „obcym duchowym wpływom”. Człowiek podległy to człowiek niedojrzały, dziecinny, który nie chce zdobyć się na „odwagę posługiwania się własnym rozumem”, bo wygodniej mu zdać się na „rodzicielską władzę” (tu Kant ma na myśli przede wszystkich autorytety religijne). Wyjście z podległości nie odbywa się jednak łatwo, szybko i jednorazowo, to długi i żmudny proces, który wcale nie musi zakończyć się powodzeniem. Podległość, choćby dlatego, że jest łatwiejsza niż etyczno-racjonalna autonomia, jest dla oświecenia – a w tym i dla liberalizmu – stałym wyzwaniem.
Prawdziwy liberał nigdy nie powie, że oto nastał koniec pokoleń podległości, bo dla niego walka o podmiotową samodzielność nigdy się nie kończy. Dlatego owym „starym”, wciąż walczącym o exodus z polskiego zdziecinnienia, znacznie bliżej do liberalizmu niż „młodym” z „Kultury Liberalnej” (i nie tylko), którzy zachowują się tak, jakby sprawę dawno już pozamiatano.
Nic bardziej mylnego. Jak przestrzega Kant: „Żyjemy wepoce oświecenia, ale nie w epoce oświeconej”. To wielka różnica, od której – wybaczcie mi patos – zależą losy nie tylko Polski, ale też całego liberalnego Zachodu.