Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
PEELING
W mojej lodówce leży czarne pudełko. Jest w nim jagodowa maseczka do twarzy. Pięknie pachnie. A jak smakuje!
a pewno mi pani powie, że kosmetyki naturalne są dla każdego, wyleczą trądzik, skóra po nich wygląda młodo, są tanie, ekologiczne… Kosmetyki naturalne nie są dla każdego, nie są też łatwe wużywaniu. Podobnie jak drogeryjne mogą uczulać. Z ceną też nie jest tak różowo, bo te z górnej półki bywają bardzo drogie. Na pocieszenie: są też takie, za które zapłacimy niewiele, a będą naprawdę wydajne – na przykład kostka naturalnego mydła to wydatek 10 zł, awystarcza na kwartał dla całej rodziny. Co do środowiska – są producenci, którzy w trosce o ekologię przyjmują opakowania po swoich kosmetykach. Z zagranicznych marek to na przykład angielski Lush, który za zwrot pięciu opakowań po swoich kremach daje maseczkę za darmo. Z polskich Jan Barba – kiedy odda się opakowanie po pustym kosmetyku, dostaje się zniżkę na kolejny. Opakowanie wraca do obiegu po odkażeniu i zdezynfekowaniu, w duchu zero waste. Szał na kosmetyki naturalne to kolejna moda, która za chwilę przeminie?
Moda na pewno, ale nie jest to trend nakręcony przez dużych producentów. Stoją za nią oczekiwania ludzi, którzy postawili na jakość życia. Uważają na to, co jedzą. Chcą kosmetyków, które nie szkodzą, są bezpiecz- ne dla środowiska, sprzyjają zrównoważonemu rozwojowi. Nie godzą się na testy na zwierzętach, czytają etykiety, denerwują ich wielkie i ozdobne pudełka, które udają duże, a denko jest podniesione, w środku pojemnik jest dodatkowo wyprofilowany i mieści tylko niewielką ilość kremu. To jest oddolny ruch, który sam się nakręca.
Ludzie przestali ufać reklamom, zastanawiają się, czym zastąpić kosmetyki drogeryjne. Ci, którzy dzięki zdobywaniu wiedzy stają się ekspertami, zaczynają pisać blogi, w których skrupulatnie opisują składniki kosmetyków i ich działanie na nasz organizm. Dla leniwych powstały nawet aplikacje rozszyfrowujące składy. Wreszcie są i targi, jak moje Ekotyki, na których pojawiają się producenci organicznych kosmetyków. Jak się pani dała złapać?
Najpierw przeszłam na wegetarianizm. Uznałam, że skoro jestem tym, co jem, to moja skóra jest tym, co w nią wsmarowuję. Nigdy nie kupuję w ciemno. Wolę wszystko na sobie wypróbować. Tak też było z kosmetykami organicznymi. Brałam na przykład dwie próbki kremu pod oczy: jedną smarowałam prawe oko, drugą lewe. Rano w lusterku sprawdzałam, która Karolina ładniejsza – ta po prawej czy ta po lewej. Nauczyłam się czytać składy i dopytywać u źródła. Żadna ekspedientka wdrogerii nie opowie nam tyle o kosmetykach, ile ktoś, kto je zrobił.
Jeszcze jako studentka odkryłam robione w Anglii kosmetyki Lush. Ich sklep nie przypomina drogerii, w której krem stoi za szybą jak drogi artefakt. Wszystkiego można spróbować, np. nałożyć sobie maseczkę, a potem ją zmyć przy jednej z ustawionych tam umywalek. Niestety, tej matki nie ma w Polsce. Ale zaczęłam podczas podróży szukać takich kosmetyków.
A w Polsce?
Nasze babki i matki używały kosmetyków organicznych na co dzień. Wiele z nich same robiły. Poprzednią właścicielką mojego mieszkania na Grzegórzkach wKrakowie była Zofia Zemowska, farmaceutka, która współpracowała z Tadeuszem Pankiewiczem, właścicielem jedynej apteki działającej podczas wojny wtutejszym getcie na Podgórzu. Kiedy sprzątałam piwnicę, znalazłam sporo naturalnych kosmetyków z lat 50. i 60., zrobionych zapewne przez panią Zofię w czasach rynkowego niedoboru. Wytwarzano je z tego, co było dostępne: ziół, olejów, owoców.
Zaczęłam szukać wśród polskich producentów, czy ktoś w tej naturalnej niszy coś robi. I okazało się, że mamy naprawdę sporo firm, a raczej manufaktur, które tworzą naturalne kosmetyki. Gdy startowałam pół-