W miasto
Juke to po angielsku przydrożny bar. Zapewnie zamysłem Nissana było, by pasażerowie tak nazwanego modelu zatrzymywali się w trakcie wojaży w takich miejscach. Póki co jednak samochód bardziej pasuje do ruchu miejskiego. A i to nie bardzo.
Wysokie, szerokie, z przeciętnej wielkości kabiną i niespecjalnie pojemnym bagażnikiem, nadwozie Juke’a robi świetne wrażenie. Linie są konkretnie poprowadzone, dobrze się układają, a całość wygląda jak w drogim samochodzie. Juke wydaje się znacząco większy od Toyoty CH-R, nawet jeśli porównywanie ich wymiarów może wydać się nieuzasadnione. Natomiast oba samochody małpują swój styl, przy czym trzeba podkreśli, że Nissan, ze swoim oryginalnym pomysłem, był pierwszy.
A skoro o tym, co to jest właściwie za pojazd? Juke to mniejszy Quashqai, któremu nadano o wiele ciekawszy kształt i zmniejszono nieco praktyczność. Zajmuje nieco mniej miejsca od większego brata, prezentuje się stylowo, zaś w funkcjonalności odpowiada wciąż hatchbackowi klasy C. Wszystko fajnie, ale odpowiednika „nie SUV-a” próżno szukać w ofercie Nissana. Mógłby nim być Leaf, ale jest tylko elektryczny, za to Micra (chociaż urosła z czasem do gargantuicznych rozmiarów) jest wciąż za mała, aby zastąpić poczucie przestrzeni z kabiny Juke’a. Moim zdaniem, z taką zmianą trzeba się pogodzić i nawet nie ma sensu rozważanie, że przecież VW wciąż proponuje nabywcom Golfa. Nissan postawił na SUVy i tego się, na razie, trzyma. Jak więc jeździ ten „Golf SUV” w interpretacji Japończyków?
Testowy samochód stoi na 19 calowych kołach, co z punktu skazuje go na raczej twardą amortyzację i hałas pochodzący od toczenia wielkich opon. Co ciekawe, nie wyczuwa się opóźnienia w reakcji na gaz ani np. nieprzyjemnych reakcji na koleiny na drodze. Juke jedzie bardzo pewnie, chociaż sztywno, a niewielki silnik o mocy raptem 114 koni wydaje
się nieźle zgrany z niemałym samochodem. Najwyraźniej, wielkość Juke’a to tylko wrażenie i faktycznie, takie twierdzenie znajduje potwierdzenie w suchych danych.
Juke mierzy raptem 4,2 m a waży w okolicach 1300 kg więc idealnie wpisuje się w parametry współczesnych hatchbacków. Wspomniany Golf jest taki sam na długość i w podstawowej wersji waży również podobnie. Gdyby pójść tym tropem, do Nissana wsiada się na pewno wygodniej niż do np. Golfa, wszak jest nieco wyższy. Konkretnie to o całe 10 cm co w tym wypadku robi ogromną różnicę. W kabinie jest równie przestronnie co u konkurenta z zupełnie innej klasy. Podobieństwo masy i rozmiarów skazuje Nissana na dalsze porównania, tym razem dynamiczne. I znowu, Golf z porówny
walnym silnikiem jedzie bardzo podobnie do Juke’a. Pamiętajmy, to tylko wrażenie, że Nissan jest wielki i ciężki, on po prostu ma tak tylko wyglądać. Lubię wyższą pozycję za kierownicą, natomiast nie przepadam za patrzeniem na bulwę przed nosem czyli wypiętrzoną niepotrzebnie maskę. To także czysto stylistyczny zabieg bo 3- cylindrowy silnik zajmuje pod nią niewiele miejsca i można było ukształtować tę część zupełnie inaczej.
I tu wypada powrócić do wspomnianej na początku Toyoty CH-R. Celowo ją pomijałem, bo ma ona w ofercie napęd hybrydowy, którego Nissan do tej pory był pozbawiony. Ta sytuacja ma się jednak wkrótce zmienić, więc oba modele staną niedługo do całkiem równej
walki. W podstawowej wersji silnikowej, obaj konkurenci prezentują podobne możliwości i kwestią gustu pozostaje, na który ostatecznie postawimy. Nie jestem fanem wielkich tabletów i marnej na nich grafiki, więc Toyota ma u mnie tutaj minus. Poza tym, CH-R ma bardziej klaustrofobiczną kabinę (a może to tylko kwestia usilnego rozjaśniania tej w Nissanie z pomocą białych wstawek z ekoskóry), a cała koncepcja nadwozia Nissana przemawia do mnie lepiej i skuteczniej. Być może brakuje mu agresji Toyoty, a dla niej w tej klasie nie widzę sensu.
Zaznaczyłem na wstępie, że Juke nie nadaje się na dłuższe wycieczki. Jest głośny (szum opon i warkot silnika) i marnie amortyzuje co skreśla go z mojej listy codziennych doświadczeń, bez których nie da się żyć. To skazuje go na krążenie po mieście. W ciasnych przestrzeniach Nissan nieźle się sprawdzi. Jest
zwinny, odpowiednio wyposażony do parkowania w ciasnych miejscach ( kamery przód/ tył) i niezbyt duży ( jak już wspomniałem wcześniej). Ot, poręczny miejski wóz, z przerostem wysokości. Nissan nie musi się wcale mylić kiedy stawia na wygląd SUVa zamiast zwykłego hatchbacka. Nabywcy wolą dzisiaj pokazać się na drodze zamiast anonimowo po niej przemknąć. Dla takich kierowców, Juke może okazać się kuszącym wyborem. Kusząca może też okazać się jego cena. Podstawowy, ale nieźle wyposażony, model kosztuje około 95 tysięcy złotych. Dorzucanie dodatków i np. automatycznej skrzyni, może podnieść cenę o kolejne 20 tysięcy, co nadal nie wydaje się skandalem.
Wolałbym, żeby Juke’a lepiej dopracowano, aby nadawał się również do dalszych wypadów. Być może wystarczy zmniejszyć średnicę kół i poczekać na zapowiadaną hybrydę. Ma ona rozwijać moc o 25% większą niż z silnikiem benzynowym w testowanym samochodzie. To bardzo dobrze, również do komfortowej jazdy w trasie, ale jeszcze ważniejsza wydaje się zapowiedź oszczędności zużycia paliwa. W perłowo- białym Nissanie kształtowało się ono w okolicach 8 litrów w cyklu miejskim. Hybryda ma w nim zmniejszać tę wartość o 40%. Wspaniale.
Liczę na ponowne spotkanie z Juke’m, tym razem w wersji hybrydowej. Być może uda nam się odbyć miłą podróż. Również dlatego, że w hybrydzie Nissan zapewne odpuści sobie te, skądinąd efektowne, 19 calowe walce i zastąpi je czymś bardziej ekonomicznym (również w ponownym zakupie).