Biznes wojenny i paradoks bezpieczeństwa
«Dajcie mi dwa bombowce, a za ich cenę wyleczę wszystkich chorych na trąd». Ten żarliwy i prowokacyjny apel skierował w 1955 r. Raul Follereau do Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Uwydatnił w ten sposób niemoralną dysproporcję wydatków na zbrojenia w porównaniu z batalią cywilizacyjną, jak walka z chorobą Hansena. Minęło 70 lat, zimna wojna dawno się skończyła, trąd wciąż pochłania ofiary w wielu strefach planety, a — jak niestrudzenie piętnuje Papież Franciszek — wyścig zbrojeń nie tylko się nie zatrzymał, ale zwiększył swoje szaleńcze tempo.
Za racją Papieża przemawiają oficjalne dane, zebrane w raporcie SIPRI — Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem, założonego w 1966 r. w Sztokholmie. Nie mamy jeszcze danych z 2023 r., które raczej nie będą mniejsze, biorąc pod uwagę eskalację działań wojennych na Bliskim Wschodzie, które dołączają się do konfliktu na Ukrainie, ale już te z 2022 r. są alarmujące. Wydatki wojenne w skali świata w tamtym roku osiągnęły rekordową wartość 2240 miliardów dolarów (Stany Zjednoczone, China i Rosja to główni inwestorzy, natomiast po raz pierwszy w Europie wydano na zbrojenia więcej niż w czasach żelaznej kurtyny). By dać wyobrażenie, jest to cyfra tysiąckrotnie przewyższająca cały budżet Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z jego 20 tys. pracowników w świecie.
Ta organizacja humanitarna z siedzibą w Genewie zapowiedziała w minionych miesiącach redukcję personelu, podyktowaną spadkiem darowizn. Jest to, niestety, wspólny los wielu organizacji pozarządowych i stowarzyszeń charytatywnych w tych ostatnich latach. Tak więc podczas gdy wykładniczo zwiększają się budżety na produkcję i sprzedaż broni, zmniejszają się fundusze do dyspozycji tych, którzy chcieliby się zaangażować dla dobra drugiego. To dramatyczne zestawienie uwydatnia, że korzyści z wojny są osiągane kosztem niewinnych ludzi, a także tych, którzy tych niewinnych chcieliby ratować. «Wojna — napominał Franciszek podczas audiencji generalnej 29 listopada 2023 r. — zawsze jest porażką. Wszyscy przegrywają. Nie, nie wszyscy — jest jedna grupa, która wiele zyskuje — producenci broni; oni dobrze zarabiają na śmierci innych». Jest to mocne oskarżenie. A wszakże należałoby przypomnieć, że już w 1961 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Dwight Eisenhower — z pewnością niebędący pacyfistą, skoro jako generał poprowadził sprzymierzone wojska do zwycięstwa nad nazizmem w Europie — przestrzegał przed «połączeniem wojskowości i przemysłu» oraz przed jego niewłaściwym wpływem na decyzje polityki amerykańskiej w sensie militarystycznym.
«Nieustanny wzrost globalnych wydatków na cele wojskowe w ostatnich latach — zauważył Nan Tian, badacz z SIPRI — jest znakiem, że żyjemy w świecie coraz bardziej niepewnym. Stany Zjednoczone wzmacniają potęgę militarną w odpowiedzi na pogarszający się klimat bezpieczeństwa, nie przewidując poprawy w najbliższej przyszłości». Jest to tragiczne błędne koło, na co wielokrotnie wskazywał Papież. «Aby powiedzieć ‘nie’ wojnie — powiedział w Boże Narodzenie — trzeba powiedzieć ‘nie’ broni. Jeśli bowiem człowiek, którego serce jest niestałe i zranione, znajdzie w swoich rękach narzędzia śmierci, prędzej czy później ich użyje». Konsekwencje, równie paradoksalne co fatalne, są widoczne dla wszystkich — człowiek się zbroi, żeby czuć się bardziej bezpiecznym, a w rezultacie świat jest coraz mniej bezpieczny.
Ludzie «nie chcą broni, lecz chleba» — powiedział Papież Franciszek w bożonarodzeniowym orędziu Urbi et Orbi. Słowa te zdają się symbolicznie nawiązywać do słów Matki Teresy z Kalkuty, kiedy w 1979 r. odbierała Pokojową Nagrodę Nobla. «W naszej rodzinie — przestrzegała, zwracając się do możnych ziemi — nie potrzebujemy bomb i broni, niszczenia, żeby zaprowadzić pokój, lecz tylko bycia razem, miłowania się wzajemnie». Bycie razem — to marzenie o uniwersalnym braterstwie, o które Franciszek, podobnie jak święty, którego nosi imię, apeluje i daje o tym świadectwo, jako jedyne antidotum na «ducha Kaina», który niestety, również w tym 2023 r. zasiał śmierć i zniszczenie.