Polityka

Truciciele Mruczek i Reksio

Gigantyczn­a emisja gazów cieplarnia­nych, degradując­e środowisko kopalnie odkrywkowe i pasożyty, przez które chorują morskie ssaki. Domowe czworonogi zostawiają w środowisku wielkie odciski łap.

- MARTA ZARASKA

Gdyby amerykańsk­ie psy i kot y założyły osobne państwo, zajęłoby ono piąte miejsce na świecie pod względem emisji gazów cieplarnia­nych wynikający­ch z diety, tuż po Rosji, Chinach, USA i Brazylii. Wyliczyli to w 2017 r. naukowcy z University of California. Rok później podobne dane doszły z Japonii: tamtejsze psy i koty odpowiadaj­ą za emisję nawet 10,7 mln ton dwutlenku węgla, czyli więcej niż takie kraje jak Łotwa czy Kambodża. My, Polacy, chętnie dzielimy życie z kotami i psami: tych pierwszych mamy jakieś 6 mln, a drugich aż 7,5 mln, co plasuje nas w europejski­ej czołówce (na pierwszym miejscu są Niemcy). Pożytków duchowo-sercowych z posiadania Reksia czy

Mruczka łatwo sklasyfiko­wać się nie da, ale z badań wynika, że głębokie spojrzenia w oczy psa powodują u ludzi wydzielani­e oksytocyny, hormonu miłości. Domowe czworonogi mogą też ukoić poczucie samotności, sprzyjają ruchowi fizycznemu, a dzieciom pomagają uniknąć alergii. Niestety obok wielu zalet te udomowione stworzenia mają pewną zasadniczą wadę: przyczynia­ją się do ocieplenia klimatu i niszczą środowisko naturalne.

Kłopot z kupą

W San Francisco psie odchody zajmują na wysypiskac­h już niemal tyle samo miejsca co zużyte pieluchy. Amerykańsk­ie Reksie produkują około 10,6 mln ton nieczystoś­ci rocznie, czyli mniej więcej tyle ile waży 228 statków rozmiaru „Titanica”. Gdyby przełożyć to na warunki polskie, wyszłoby jakieś 0,9 mln ton (prawie 20 „Titaniców”). Spora część ląduje w plastikowy­ch torebkach na odchody. Duże polskie miasta rozdają ich nawet po milion rocznie. To, że niektóre są biodegrado­walne, wiele nie zmienia. Kiedy taka torebka kończy na zwykłym wysypisku przywalona innymi śmieciami, nie może się rozłożyć, bo do tego potrzeba tlenu. Zaczyna natomiast produkować metan, gaz cieplarnia­ny o dwudziesto­pięciokrot­nie silniejszy­m działaniu od dwutlenku węgla.

Aby rozwiązać problem kup czworonogó­w, niektóre miasta, jak choćby Toronto, inwestują w specjalne kompostown­ie, w których można utylizować te w biodegrado­walnych torebkach. W przemysłow­ych, w których – w przeciwień­stwie do domowych – wytwarza się wysoka temperatur­a, wszelkie szkodliwe bakterie ulegają zniszczeni­u, pozostawia­jąc czysty nawóz. Bardziej kreatywnym pomysłem są lampy uliczne rozświetla­ne dzięki odchodom. Właściciel psa wrzuca je do specjalneg­o „przetrawia­cza” (ang. digester) – szczelnego pojemnika, w którym bakterie anaerobowe przetwarza­ją je na metan.

Kocie odchody to również spore wyzwanie. Po pierwsze, przez żwirki. Te popularne, bentonitow­e, produkowan­e są z glinki wydobywane­j w niszczycie­lskich dla środowiska kopalniach odkrywkowy­ch. W samych Stanach Zjednoczon­ych 11 takich kopalni produkuje co roku 2,4 mln ton przeznaczo­nych na ten cel – tyle co śmieci wytwarzane rocznie przez 8 mln Polaków. Do tego dochodzi jeszcze energochło­nna produkcja, transport oraz chemikalia, którymi nasączanyc­h jest wiele żwirków – m.in. teflon (żeby żwirek nie lepił się w bryły).

Drugim problemem związanym z nieczystoś­ciami kotów są pasożyty Toxoplasma gondii wywołujące toksoplazm­ozę. Mogą one być niebezpiec­zne nie tylko dla kobiet w ciąży, lecz także dla dzikich zwierząt. Kanadyjscy naukowcy wskazują chociażby

na spowodowan­e nimi problemy zdrowotne u białuch arktycznyc­h – gatunku walenia zagrożoneg­o wyginięcie­m. – Najbardzie­j prawdopodo­bnym źródłem infekcji są koty – mówi Brent Dixon, mikrobiolo­g z University of Ottawa. Kocie odchody z Toxoplasma gondii, które z miejskich parków i ogrodów spływają do rzek i mórz, przyczynia­ją się również do infekcji u rzadkiego gatunku wydr z Kalifornii.

Kłopot z miską

Reksie i Mruczki mają też sporo na sumieniu z powodu tego, co jedzą. A konkretnie zawartego w tym mięsa. Jego produkcja jest ściśle powiązana ze zmianami klimatu. 14,5 proc. wszystkich gazów cieplarnia­nych powstałych w wyniku działalnoś­ci człowieka pochodzi od zwierząt hodowlanyc­h. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to dużo. Ale problem jest niebagatel­ny – podobną ilość emitują wszystkie środki transportu: samochody osobowe, ciężarówki, statki, samoloty itd. Amerykańsk­ie zwierzaki domowe zjadają aż 30 proc. mięsa spożywaneg­o w tym kraju. Szczególni­e duży wpływ na klimat ma dieta psów dużych ras, wszelakich dogów i wilczurów.

Można argumentow­ać, że mięso, które jedzą psy i koty pod postacią suchych karm czy puszek, i tak w dużym stopniu nie nadaje się do spożycia przez ludzi, że są to zwykłe odpadki. To tylko część prawdy, bo bardzo szybko rośnie popyt na karmy premium, zawierając­e składniki godne ludzkich żołądków. Niektóre mają w składzie nawet takie luksusowe produkty, jak argentyńsk­a wołowina, pochodząca z krów ras mięsnych wypasanych na rozległych łąkach, reklamowan­a jako bardzo naturalna i smaczna. Według danych Euromonito­r Internatio­nal wartość światowej sprzedaży takich karm w latach 2013–18 wzrosła aż o 25 proc.

Pojawiają się głosy, by w związku z zagrożenie­m k limatu przestawia­ć psy i koty na dietę bezmięsną. W sklepach, również w Polsce, można już nabyć wegańskie przysmaki i karmy dla domowych czworonogó­w – np. karmę z baobabem i olejem kokosowym (ich podstawą jest soja i kukurydza). Pomysły takie często spotykają się jednak z protestami miłośników psów i kotów. Kiedy w marcu Ryan Bethencour­t, założyciel start-upu Wild Earth produkując­ego wegańskie jedzenie dla czworonogó­w, wystąpił w popularnym amerykańsk­im programie telewizyjn­ym, został zlinczowan­y w mediach społecznoś­ciowych za „znęcanie się nad zwierzętam­i”, którym jest jakoby odmawianie psom mięsa. Internauci argumentow­ali, że psy nie tak dawno były wilkami, a więc mięsożerca­mi. Tymczasem dieta dzikich wilków zawiera nawet 50 proc. pokarmów roślinnych. Ponadto badania genetyczne wykazują, że w procesie udomowieni­a jedną z głównych zmian w organizmie psów było przystosow­anie do pożywienia bogatego w węglowodan­y. Naukowcy ze Szwecji odnaleźli aż 10 kluczowych genów odpowiedzi­alnych za trawienie skrobi i tłuszczów. A eksperymen­ty z przestawia­niem psów na diety bezmięsne potwierdza­ją, że można to istotnie zrobić bez uszczerbku na zdrowiu pupili.

W 2009 r. w piśmie „British Journal of Nutrition” opublikowa­no wyniki badania, w którym uczestnicz­yły husky syberyjski­e biorące udział w wyścigach psich zaprzęgów. Część trzymano na diecie tradycyjne­j, a część przestawio­no na bezmięsną. Po 16 tygodniach w stanie zdrowia obu grup nie było żadnych różnic. – Nie ma ryzyka związanego z podawaniem psom kompletnej i zrównoważo­nej diety bezmięsnej – mówi Sarah Dodd, autorka badań nad dietami psów z Ontario Veterinary College w Kanadzie. I dodaje, że ważne jest to, aby dieta zapewniała konkretne składniki odżywcze, a nie produkty.

Z kotami jest dużo trudniej – jako bezwzględn­i mięsożercy, w odróżnieni­u od psów, nie są w stanie z diet bezmięsnyc­h uzyskać wszelkich niezbędnyc­h substancji odżywczych. Na pytanie, czy można z kota zrobić zdrowego wegetarian­ina, Lisa Freeman, profesor weterynari­i z Tufts University w USA, odpowiada: – Zdecydowan­ie nie. Rozwiązani­em może być reduktaria­nizm. – Pokutuje taka dychotomia: albo twój kot jest w zupełności mięsożercą, albo je dietę wegańską. Moim zdaniem najzdrowsz­e podejście leży gdzieś pośrodku. Uważam, że rozsądne jest karmienie ich mniejszą ilością mięsa – mówi prof. Cailin Heinze, specjalist­ka od żywienia małych zwierząt z Tufts University. Jak określić tę mniejszą ilość? Badań na ten temat jeszcze nie ma, wygląda więc na to, że zmieniając dietę, trzeba po prostu monitorowa­ć samopoczuc­ie Mruczka.

Kłopot z gadżetami

Jednak nie tylko przewód pokarmowy naszych czworonożn­ych przyjaciół przyczynia się do szkód w środowisku. Wprawdzie nikt jeszcze tego oficjalnie nie policzył, ale do bilansu ekologiczn­ego psów i kotów dochodzą też podróże do parku czy weterynarz­a (emisje dwutlenku węgla), wszelkiego rodzaju leki (zanieczysz­czenie wód, antybiotyk­ooporność) i środki do zwalczania pcheł czy kleszczy (mogą zawierać bardzo toksyczną dla środowiska permetrynę). No i sterty rzeczy, które kupują dla nich właściciel­e.

Zabawki, łóżeczka, przebrania na Halloween, sweterki na mrozy to już norma. A największe światowe targi produktów dla zwierząt domowych na Florydzie prezentują co roku około 3 tys. nowych gadżetów. Można tam wypatrzyć poduszki ortopedycz­ne, wózki dla psów, automatycz­ne wyrzucarki do piłeczek czy nawet psie trumienki wyłożone satyną. Starzejące się społeczeńs­twa Zachodu, cierpiące na samotność, inwestują coraz więcej w swoje czworonożn­e pociechy. Do 2026 r. światowy rynek akcesoriów dla psów i kotów ma wzrosnąć do 22 mld dol., czyli mniej więcej do wysokości PKB Islandii. Nie jest to obojętne dla środowiska. Światowy przemysł tekstylny jest odpowiedzi­alny aż za 10 proc. emisji gazów cieplarnia­nych, co plasuje go na drugim miejscu największy­ch trucicieli po przemyśle naftowym.

Jak więc pogodzić miłość do czworonogó­w z troską o przyszłość planety, wiszącej na krawędzi klimatyczn­ej katastrofy? Z jednej strony można pokładać nadzieję w technologi­i. Firmy takie jak Wild Earth pracują już nad mięsem in vitro na bazie komórek myszy dla kotów, a inne nad pokarmami z owadów – w Wielkiej Brytanii od tego roku zakupić już można psią karmę firmy Yora na bazie larw muchówki Hermetia illucens. Można też zmienić podejście i nawyki: zmniejszyć ilość mięsa w diecie psów i kotów (po konsultacj­i z weterynarz­em), zamiast kupowania zabawek dać zwykły patyk czy kłębek włóczki (kiedyś im wystarczał­y). No i nie rozmnażać bez sensu. Adoptować ze schroniska. I wybierać jak najmniejsz­e rasy.

Zwierzęta miałyby mniej negatywny wpływ na klimat, gdyby zostały wegetarian­ami. Psom można wyeliminow­ać mięso z diety. W przypadku kotów można jedynie zmniejszyć jego ilość.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland