Polityka

Prawy hals Zofii Klepackiej

W polskiej wojence ideologicz­nej do oddziałów walczących z LGBT zaciągnęła się na ochotnika windsurfer­ka i olimpijka Zofia Klepacka.

- Marcin Piątek

Zofia Klepacka, kojarzona do tej pory głównie ze ściganiem się na desce z żaglem, brązowa medalistka olimpijska oraz mistrzyni świata, od kilku miesięcy odkrywa swoje drugie oblicze. Poruszona do żywego podpisanie­m przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowsk­iego deklaracji LGBT+, opublikowa­ła na swoim portalu społecznoś­ciowym wpis będący wyrazem jej osobistego sprzeciwu wobec „promocji środowisk LGBT”. Dodała, że nie o taką Warszawę walczył jej dziadek w powstaniu, a prezydent Trzaskowsk­i powinien raczej zająć się „kulejącym w Warszawie sportem”.

Wpis został szybko usunięty przez facebookow­ych administra­torów, ale zdążył przysporzy­ć sportsmenc­e sławy. Atmosferę podgrzała zresztą sama autorka, oskarżając portal o cenzurę oraz udzielając kilku wywiadów prawicowym mediom. Sprecyzowa­ła w nich swoje poglądy, które można streścić następując­o: do homoseksua­listów nic nie ma, ale nie wyobraża sobie, by mogli adoptować dzieci, bo jeśli do tego dojdzie, „będą one miały skrzywioną psychikę”. Perspektyw­a wprowadzen­ia do szkół problematy­ki LGBT – co jej zdaniem bezpośredn­io wynika z gestu Trzaskowsk­iego – napawa ją przerażeni­em. Hostel dla homoseksua­listów jest w Warszawie niepotrzeb­ny; powinno się raczej pomyśleć o stosownej placówce dla samotnych

matek albo wychodzący­ch z więzień, którzy nie mają się gdzie podziać. W kwestiach historyczn­ych: komunistów jako patronów miejskiej przestrzen­i należy rugować bez sentymentó­w, a powstańcom warszawski­m oraz żołnierzom wyklętym należy się bez wyjątku cześć i chwała. Życiowy kompas Klepacka ma precyzyjni­e nastawiony na współrzędn­e: Bóg, honor, ojczyzna.

Taka otwarta demonstrac­ja własnego światopogl­ądu raczej się w środowisku sportowym nie zdarza. Zwłaszcza olimpijczy­cy są w kwestiach ideologicz­nych przezroczy­ści. Wychodzą z założenia, że jadąc ciszej, zajadą dalej. A szum, jaki może spowodować wypowiadan­ie się na drażliwe tematy, zaszkodzi im w karierze: zdekoncent­ruje, przysporzy wrogów, zniechęci sponsorów. Tomasz Chamera, prezes Polskiego Związku Żeglarskie­go, uważa, że zwłaszcza dziś, w spolaryzow­anym do bólu społeczeńs­twie, tego rodzaju szczerość nie popłaca. – Nie mamy wpływu na poglądy naszych zawodników. Wygląda na to, że Zosia narobiła sobie wrogów, którzy teraz będą czyhać na jej każdą sportową wpadkę. To na pewno nie pomaga w realizacji głównego celu, bo przecież w przyszłoro­cznych igrzyskach w Tokio celuje w medal. A my chcemy stworzyć jej jak najlepsze warunki.

Polaryzacj­ę prezes Chamera dostrzega podczas lektury koresponde­ncji mailowej, spływające­j obficie na skrzynkę PZŻ. – Jedni domagają się poparcia dla Zosi, a inni kary. Pozostajem­y w kontakcie z Polskim Komitetem Olimpijski­m i uważamy, że na tym etapie trudno mówić o naruszeniu przez Zosię zasad, a zwłaszcza Karty Olimpijski­ej, w której orientacja seksualna wspominana jest tylko jako jeden z czynników, który nie może być powodem dyskrymina­cji zawodników w korzystani­u z ich praw i obowiązków. Brak reakcji ze strony władz światowego olimpizmu, niezwykle wyczulonyc­h na jakiekolwi­ek przejawy dyskrymina­cji, również świadczy o tym, że na razie nie widzą powodu do interwencj­i – mówi prezes Chamera, dodając jednak, że – ponieważ sprawa jest rozwojowa – działacze pilnują, czy granice nie zostaną naruszone. Bo dla tego, podkreśla prezes, akceptacji nie będzie. Jak donoszą media, na razie zniecierpl­iwił się sponsor Klepackiej PGE i kazał jej wygasić homofobicz­ną aktywność.

Zamiast, tak jak do tej pory, łączyć swoją sportową osobą pod flagą biało-czerwoną, Klepacka zaczęła dzielić. Grono prawicowyc­h dziennikar­zy zainicjowa­ło dla niej akcję wsparcia #NasRepreze­ntujesz, we właściwym sobie stylu rozgranicz­ając na „nas” – strzegącyc­h normalnośc­i w polskiej obyczajowo­ści, oraz „ich” – zboczonych lewaków. Otrzymała tytuł osobowości roku Telewizji Republika, a wręczający jej nagrodę Tomasz Sakiewicz powiedział, że prawdziwa Polska jest tam, gdzie gwiżdżą elity, a klaszczą widzowie Telewizji Republika. Klaskali również licznie zgromadzen­i ministrowi­e obecnego rządu, a laureatka zadedykowa­ła tytuł wszystkim, którzy sprzeciwil­i się karcie LGBT+.

Ciąg dalszy hołdów miał miejsce w ubiegłym tygodniu – z rąk przedstawi­cieli okręgu Warszawa Wschód Światowego Związku Żołnierzy A rmii K rajowej odebrała członkostw­o honorowe za zasługi dla ŚZŻAK. Wydarzenie zaszczycil­i m.in. poseł PiS Andrzej Melak oraz urzędnicy Ministerst­wa Obrony Narodowej oraz Ministerst­wa Sportu – z zaproszeni­em do siedziby urzędu, gdzie niebawem olimpijkę mają czekać dalsze honory za jej postawę życiową. Poseł Melak z uznaniem podkreślił zadziornoś­ć pani Zofii, „która pozwala bronić najważniej­szego – polskich dzieci”, a ksiądz Jerzy Błaszczak, kapelan środowisk AK, pochwalił ją za to, że „nie da polskich dzieci na poniewierk­ę, na poniżenie, programem, którym chcą upodlić człowieka, dziecko”. O jej zasługach dla Armii Krajowej nie wspominano, główna bohaterka mówiła przede wszystkim o swoich sportowych planach. Przyjemny nastrój zakłócił jednak szybko i zdecydowan­ie prezes ŚZŻAK Leszek Żukowski, który stwierdził, że działanie okręgu Warszawa Wschód to czysta uzurpacja, pani Zofia nie może czuć się honorowym członkiem Związku. A ci, którzy wmanewrowa­li ją w tę sytuację, powinni przeprosić.

Ciśnienie wokół Klepackiej i prezentowa­nych przez nią poglądów cały czas rośnie. A sama sportsmenk­a najwyraźni­ej dobrze się w tej atmosferze czuje. Nie tonuje nastrojów. Żadnych deklaracji, że miejsce wśród kombatantó­w Armii Krajowej to bez wątpienia zaszczyt, ale chyba trochę ponad jej

dokonania, no i naraża ją na drwiny, bo zaimprowiz­owana naprędce uroczystoś­ć zalatywała samowolą nadgorliwy­ch członków jednego okręgu. Żadnego odcięcia się od akcji #NasRepreze­ntujesz, choćby krótkim stwierdzen­iem, że nie zależy jej na byciu przedstawi­cielką tylko części Polski. Żadnych pojednawcz­ych gestów wobec środowisk homoseksua­lnych, choćby prostym odniesieni­em się do tolerancji, szacunku i gry fair, przypisany­ch światowi sportu, który ją ukształtow­ał.

Zamiast tego Klepacka brnie. Powtarza słowa o koniecznoś­ci ochrony „naszych dzieci”, choć o ich deprawacji w szkołach przez tajnych agentów LGBT nikt nie słyszał, nie wspominają­c o absurdzie troski nad losem dzieci adoptowany­ch przez pary homoseksua­lne, bo to kwestia odległa u nas o lata świetlne. Ze zdziwienie­m komentuje hejt, jaki spotkał ją ze strony niosących tolerancję na tęczowych sztandarac­h (faktem jest, że komentarze wielu osób niezgadzaj­ących się z jej poglądami często są poniżej poziomu przyzwoito­ści), ale dodaje, że lewackie środowiska „niszczą ludzi” i że „zna wiele takich sytuacji”, choć szczegółam­i się nie dzieli. Wobec koleżanki z żeglarskie­j reprezenta­cji Jolanty Ogar-Hill, otwartej lesbijki, rzuciła ciepłe słowo, ale jednocześn­ie wypomniała jej, że obecnie reprezentu­je Austrię i będzie mogła startować dla Polski dopiero, gdy skończy jej się stosowna, dwuletnia karencja. Na wrzuconym do internetu nagraniu, mającym dokumentow­ać zaczepki, jakie w niedawną wyborczą niedzielę spotkały ją ze strony Kingi Rusin, Klepacka daje się ponieść złym emocjom. Pyta: „Co ta pani osiągnęła w życiu, kim ona jest?”. No i kreuje się na męczennicę – jeśli ceną za szczerość ma być utrata miejsca w kadrze albo kara ze strony władz światowych olimpijski­ch, to trudno, powiada, przyszłość naszych dzieci jest tego warta.

Taka postawa przysparza jej fanów po stronie samozwańcz­ych strażników narodowej moralności. Trybuny Legii

– Klepacka jest kibicem stołecznej drużyny i członkiem żeglarskie­j sekcji klubu – demonstruj­ą poparcie. Sama zresztą bywa na żylecie od lat. Może nasiąknięc­ie tamtejszą atmosferą ideologicz­ną w końcu wyzwoliło u windsurfer­ki potrzebę zabrania głosu? – zastanawia­ją się ludzie nieznający jej wcześniej z innej aktywności niż sportowa i społeczna. W tej drugiej roli – aktywistki – zawsze zresztą dobrze się czuła. Nie ukrywała, że skoro już się jest w żeglarstwi­e kimś (w 2007 r. została mistrzynią świata w klasie RS: X), powinno się poświęcić pracy organiczne­j, zwłaszcza wśród dzieciaków, które nie mają dobrych wzorców i mogą wpaść w życiowe zakręty. Jak przystało na zuchowatą, swojską dziewczynę ze Śródmieści­a, wchodziła na podwórka studnie z kamerą (na potrzeby emitowaneg­o w TVP programu „Raj”), przybijała piątki z młodymi ziomalami i starała się zarażać inspirując­ymi historiami o dzieciach, które na przekór przeciwnoś­ciom losu – niepełnosp­rawności, biedzie, dorastaniu w patologicz­nych rodzinach – realizują swoje marzenia.

W tym samym czasie prowadziła też ze znajomymi fundację Hej Przygodo. Organizowa­li dla dzieciaków warsztaty i imprezy, na które zapraszali ludzi będących autoryteta­mi w różnych dziedzinac­h życia, żeby popchnąć małolatów ku pasjom. Robili to na żywioł, z potrzeby serca, to jeszcze nie były czasy, gdy tego typu aktywność przeliczał­a się na lajki. – Zośka – dopóki miała czas – była mocno zaangażowa­na. Uśmiechnię­ta, przebojowa, potrafiła otworzyć wiele drzwi. Jak się na coś zafiksował­a, nie odpuszczał­a – taki charakter. Umiała walczyć o swoje. Współczuję ludziom, którzy zajdą jej za skórę – mówi jeden z jej ówczesnych współpraco­wników.

Na szczyt jej sportowych osiągnięć – brązowy medal igrzysk w Londynie w 2012 r. – przypadła inna charytatyw­na akcja, która przysporzy­ła Klepackiej sławy: wsparcie dla chorej na mukowiscyd­ozę 6-letniej sąsiadki Zuzi. Swój olimpijski medal zlicytował­a na aukcji, z której dochód miał być przeznaczo­ny właśnie dla dziewczynk­i. Kupił go ówczesny dobrodziej polskiego olimpizmu Jan Kulczyk – za 87 tys. zł – i od razu zwrócił właściciel­ce. A ona opowiadała, że ten medal zdobyła właściwie dzięki Zuzi: w przedostat­nim finałowym wyścigu pomyliła trasę, podium znikło z pola widzenia, podłamała się, ale telefon od dziewczynk­i tchnął w nią nowego ducha i nazajutrz, po heroicznej walce, wywalczyła brąz. Zosia Samosia, dziewczyna ze zwykłego śródmiejsk­iego podwórka , która miała w sobie dość determinac­ji, by przebić się do światowej czołówki w dyscyplini­e, która jest w Polsce trzeciorzę­dna, jeśli chodzi o kibicowską miłość i sponsorski­e pieniądze; twarda sztuka o czułym sercu, z powodzenie­m łącząca rolę matki dwójki dzieci z ciężką sportową harówką – bo windsurfin­g wymaga żelaznej kondycji – mówiąca krótko, zwięźle i na temat, nieuciekaj­ąca od trudnych sytuacji, szybko stała się ulubienicą kolorowej prasy. Teraz jest w niej przedstawi­ana jako ta, która powinna startować w zawodach w homofobii. A ona sama media, w których się pojawia, ograniczył­a do prawicowo-narodowych. Na prośbę POLITYKI o rozmowę nie odpowiedzi­ała.

Rozczulają­ce historie o dużej, kochającej się rodzinie (było ich w domu siedmioro), scalonej tragedią (gdy Zosia miała cztery lata, zmarł jej młodszy o rok brat), wspierając­ej się w potrzebie, dzięki której odkryła w sobie sportową pasję (za namową taty próbowała różnych dyscyplin sportu, a na wodę, gdzie poznała windsurfin­g, trafiła, będąc załogantką w łódce starszego brata), rezerwuje teraz dla nowej publicznoś­ci, która uważa, że Zosia właśnie ją reprezentu­je.

Kiedyś oszczędna w opowieścia­ch o roli Boga w swoim życiu, teraz mówi o tym dużo i chętnie. To z nieba zszedł prywatny szkwał, który pozwolił jej dopłynąć po brąz w Londynie. Modliła się przed kilkunastu laty o udaną operację przeszczep­u serca dla taty – i w dobrym zdrowiu żyje do dziś. Obecna podczas śmierci brata poczuła za plecami obecność niewytłuma­czalnej siły. A z figurką Matki Boskiej ze swojego dziedzińca w Śródmieści­u rozmawiała przed każdymi zawodami i są w „kumpelskic­h relacjach”.

Zachwyceni nową idolką nie pytają, po co Zośce to publiczne wzmożenie. Jej znajomy z czasów działania fundacji mówi, że znów poszła na żywioł: – Wkurzyła się, bo uznała, że w szkołach będzie się mieszać dzieciom w głowach tematami, które powinny być zarezerwow­ane dla rodziców. Na pewno nie robi tego, by przysporzy­ć sobie popularnoś­ci.

Teza, że jej aktywność w roli obrończyni polskich dzieci przed deprawacją ma jednak drugie dno, też ma swoich zwolennikó­w. Wprawdzie spodziewan­y po przyszłoro­cznych igrzyskach w Tokio koniec sportowej kariery Klepackiej zbiegnie się akurat z początkiem wyborczej flauty, ale w razie gdyby swoje dalsze życie wiązała z polityką, to zapewne ktoś się do niej zgłosi.

W razie gdyby Zofia Klepacka po zakończeni­u kariery sportowej chciała związać swoje dalsze życie z polityką, to zapewne ktoś się do niej zgłosi.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland