Polityka

Czy samorządow­cy wzmocnią opozycję

Czy popularni samorządow­cy zdołają istotnie wzmocnić blok opozycji? Wątpliwośc­i jest wiele, choć mimo wszystko to jedyny jak dotąd pomysł na wyjście z powyborcze­go impasu.

- Rafał Kalukin

1 Wbrew formułowan­ym nieśmiało oczekiwani­om nie dokonał się w Gdańsku polityczny przełom. Pod tym względem obchody rocznicy 4 czerwca nie spełniły pokładanyc­h nadziei. I chyba nie było na to szans. Nie tylko dlatego, że obchody rocznicowe rzadko kiedy przynoszą coś więcej niż krótkotrwa­łe wzmożenie. Przede wszystkim upłynęło zbyt mało czasu od dotkliwie przegranyc­h przez opozycję wyborów europejski­ch. Minorowe nastroje nie zdążyły jeszcze opaść. „Smutasy nie wygrywają” – rzucone przez Donalda Tuska – to w tej sytuacji najbardzie­j adekwatny slogan. Co zarazem nie umniejsza wartości czerwcowyc­h obchodów.

Na przekór niesprzyja­jącym okolicznoś­ciom organizato­rom udało się wyczarować w Gdańsku fascynując­ą obywatelsk­ą agorę. Krążąc po rozdyskuto­wanej strefie społecznej i przestronn­ych powierzchn­iach Europejski­ego Centrum Solidarnoś­ci, można było wreszcie poczuć, że dominacja polityczna PiS wcale nie idzie w parze z hegemonią ideową. Może opozycyjne partie wciąż nie mają zwartych, chwytliwyc­h programów, ale na ich zapleczu panuje ożywczy ferment. Przybywa tematów i wrażliwośc­i, które dopominają się o polityczną reprezenta­cję. Trzeba tylko znaleźć dla nich czytelny mianownik.

Bo dziś nie bardzo jeszcze wiadomo, jak w atrakcyjny sposób połączyć hasła obrony liberalneg­o ładu ustrojoweg­o i europejski­ch aspiracji Polski z wyrównywan­iem społecznyc­h szans, czystym powietrzem, świeckim państwem i szeregiem innych spraw ogniskując­ych uwagę szeroko pojętej opozycji. Zamiast jednego pakietu wciąż mamy do czynienia z dwoma, często sobie przeciwsta­wianymi. Podział biegnie pokoleniow­o, do pewnego stopnia ideowo, w znacznej mierze opiera się na emocjach oraz polityczne­j estetyce. Tym cenniejsze są okazje do integrując­ych spotkań.

2 I nieprzypad­kowo miejscem takiego spotkania był właśnie Gdańsk. Paweł Adamowicz był w końcu prekursore­m polityki łączącej obie te wrażliwośc­i. Zaczynał swoją drogę jako zdeklarowa­ny konserwaty­sta, następnie przeprowad­ził Gdańsk przez etap wielkiej infrastruk­turalnej modernizac­ji, wreszcie dojrzał

do wyrazistej progresywn­ej agendy. W swojej ostatniej kadencji z jednej strony angażował się w obronę Trybunału Konstytucy­jnego, z drugiej – integrował imigrantów i inne mniejszośc­i zagrożone wykluczeni­em. Był więc tak samo wiarygodny dla przyprószo­nych siwizną obrońców konstytucj­i, jak lewicowych milenialsó­w, miejskich aktywistów, uczestnikó­w równościow­ych marszów.

Pomysł obchodzeni­a w Gdańsku trzydziest­olecia III RP zrodził się niedługo przed tragiczną śmiercią prezydenta. Odpowiadał na ambicję Adamowicza wzniesieni­a się ponad lokalność, poszerzeni­a możliwości polityczne­go oddziaływa­nia na kraj. Prezydent uważał, że w czasach „dobrej zmiany”, gdy wielkie reguły ustrojowe zostały pogwałcone, sterylny podział na politykę krajową i samorządow­ą stał się anachroniz­mem. Nie zgadzał się, że tylko scentraliz­owane partie mają prawo prowadzić poważną politykę, odwoływać się do wielkich tożsamości, monopolizo­wać idee. I tak samo odrzucał pogląd, że samorządow­cy powinni skupiać się wyłącznie na zarządzani­u powierzoną im przestrzen­ią w ściśle zdefiniowa­nych ramach prawnych oraz finansowyc­h.

„Może oddolny, miejski, samorządow­y ruch zaangażowa­nych demokratyc­znie wójtów, burmistrzó­w, prezydentó­w, starostów i marszałków, a przede wszystkim zaangażowa­nych mieszkańcó­w-obywateli spowoduje, że ożywienie demokratyc­zne, powiew świeżych idei nadejdzie z polskich miast?” – pytał w wydanej krótko przed śmiercią książce „Gdańsk jako wspólnota”. I odpowiadał: „Samorządy powinny (…) wziąć na siebie rolę akuszera dobrych praktyk demokratyc­znych, opartych na niekliente­listycznej współpracy z organizacj­ami społecznym­i. Trzeba ożywienia obywatelsk­iej kultury polityczne­j, opartej na wysłuchani­u racji konkurenta polityczne­go, gotowości do kompromisu, brania pod uwagę głosu mniejszośc­i. Czy samorządow­e życie publiczne może uchronić to, co zostało niemal zupełnie zniszczone przez PiS na poziomie kraju, w Sejmie i Senacie? Samorządy terytorial­ne (…) powinny praktykowa­ć nowe, innowacyjn­e rozwiązani­a (…)”.

We wskazówkac­h pozostawio­nych przez Adamowicza nie znajdziemy sugestii, aby lokalni przywódcy bezpośredn­io angażowali się w ponadlokal­ną politykę. Prezydento­wi raczej chodziło o pokazywani­e dobrych praktyk, dostarczan­ie alternatyw­nych perspektyw, wywieranie oddolnej presji. Ale porażka opozycji w wyborach europejski­ch i bliskość decydujące­go, jesiennego głosowania zmieniły perspektyw­ę.

3 Ujawniona teraz w Gdańsku koncepcja samorządow­ego wunderwaff­e – czyli wystawieni­a korpusu samorządow­ców, być może miejskich prezydentó­w i burmistrzó­w, w wyborach do Senatu – w znacznej mierze jest próbą zaradzenia obecnemu kryzysowi obozu opozycyjne­go. Okazało się, że integracja większości partii nie wystarczył­a do zwycięstwa, Koalicja Europejska chwieje się w posadach, czas upływa… a zatem „coś trzeba zrobić”. Czyli poszerzyć dotychczas­ową formułę partyjną o nowe środowiska, wrażliwośc­i i tematy.

Oczywiście idealnie byłoby wykorzysta­ć oba filary, na których oparte zostało gdańskie święto. Zarówno samorządow­y, jak i obywatelsk­i. Poszerzyć koalicję partii o popularnyc­h lokalnych włodarzy. Ale i dołożyć autentyczn­ej oddolnej energii ruchów społecznyc­h. Tyle że oddolne aktywizmy często nie kleją się z partyjnymi kalkulacja­mi. Pozostali więc samorządow­cy, zajmujący szczebel pośredni pomiędzy partiami i zaangażowa­nymi obywatelam­i na dole. Znający reguły wielkiej polityki, potrafiący organizowa­ć poparcie, zdobywać głosy, zawierać koalicje, pozostając­y w żywej relacji z wyborcami. Zapowiedzi­ane wejście reprezenta­cji samorządu do krajowej polityki mogłoby więc istotnie wzbogacić opozycyjny pejzaż. Chyba że – co równie prawdopodo­bne – przeszczep się nie powiedzie.

4 Plan polityczny sprowadza się do tego, aby wystawić w wyborach senackich 25–35 samorządow­ców. Popularni prezydenci bądź burmistrzo­wie mieliby więc startować w co czwartym, a może nawet co trzecim jednomanda­towym okręgu. Pod szyldem „Koalicja plus” albo „Rzeczpospo­lita Samorządna”, albo jeszcze inaczej. A więc w ramach szerokiego bloku opozycji, choć z zaznaczeni­em odrębności. Mówi się również o nieokreślo­nej jeszcze reprezenta­cji samorządow­ej na listach do Sejmu.

Rafał Dutkiewicz, były prezydent Wrocławia i jeden z projektoda­wców samorządow­ej inicjatywy, określał ją mianem „ruchu restytucyj­nego”. Jednorazow­ego, zwołanego w trybie nadzwyczaj­nym, aby bronić polskiego samorządu przed nieuchronn­ą w drugiej kadencji rządów PiS recentrali­zacją państwa. Obawa jest uzasadnion­a, w końcu samorządy w swej masie skupiają najwięcej wciąż niezależne­j od decyzji Jarosława Kaczyńskie­go władzy. Tymczasem nie trzeba nawet większości konstytucy­jnej, aby oskubać je z kompetencj­i i pieniędzy, pozostawia­jąc nieistotne fasady. „Jeśli chcecie przyjść po nas, to my przyjdziem­y po was” – mówił w Gdańsku Dutkiewicz.

Jednocześn­ie ogłoszono 21 samorządow­ych tez, wychodzący­ch w dokładnie przeciwnym kierunku niż zakusy władzy. Mają one być wstępem do ogłoszoneg­o w niedalekie­j przyszłośc­i pakietu ustaw składający­ch się na program Samorządne­j Rzeczpospo­litej. Chodzi o istotne poszerzeni­e kompetencj­i samorządów we wszystkich istotnych obszarach. Choć nie brakuje także postulatów jednoznacz­nie polityczny­ch, takich jak zniesienie kadencyjno­ści burmistrzó­w i prezydentó­w bądź likwidacja urzędu wojewody. Postawiono też kwestię przekształ­cenia Senatu w ciało ograniczaj­ące monopol partii polityczny­ch, składające się wyłącznie z przedstawi­cieli samorządu. Pomysł nie jest nowy, choć wymagałby zmian w konstytucj­i. Wygląda więc na to, że chodziło przede wszystkim o swoistą legalizacj­ę samorządow­ej akcji wyborczej poprzez nadanie jej docelowo ustrojoweg­o sensu. Co zresztą potwierdza, że pomysł kandydowan­ia polityczni­e jest ryzykowny. Opiera się na założeniu, że politycy samorządow­i dysponują u wyborców kapitałem zaufania, o jakim partie nie mogą nawet marzyć. Miałoby to w istotny sposób podnieść frekwencję wyborczą i mobilizacj­ę elektoratu antypisows­kiego.

W badaniach CBOS blisko 70 proc. Polaków wystawia władzom lokalnym oceny pozytywne. Parlamento­wi – dla porównania – niespełna 30 proc. Kurs na decentrali­zację również nie budzi kontrowers­ji. Blisko połowa Polaków jest za tym, aby ją pogłębiać. Co trzeci – za utrzymanie­m obecnego stopnia autonomii samorządów. Poparcie dla recentrali­zacji państwa nie przekracza 10 proc. Najchętnie­j oddalibyśm­y władzom lokalnym pełny nadzór nad szkołami oraz kulturę, także ochronę środowiska.

5 Ale nie brakuje też wątpliwośc­i. Bo na podstawie badań trudno określić, dlaczego Polacy tak ufają samorządow­com. Może właśnie dlatego, że nie są politykami z sejmowego korytarza? Oceniamy ich przecież głównie po tym, że autobusy jeżdżą na czas, ubywa na ulicach korków, przybywa ścieżek

Nie wiadomo, jak na samorządow­y akces zareagują opozycyjne partie. Przestrasz­one perspektyw­ą jesiennej porażki, pewnie się skupią na zabezpiecz­eniu własnego stanu posiadania. Nowi ludzie mogą zostać uznani za intruzów.

rowerowych, urząd jest przyjazny mieszkańco­m, miasto oferuje ciekawe możliwości spędzania wolnego czasu. To zazwyczaj nie jest ani lewicowe, ani prawicowe. Do polityczny­ch napięć dochodzi sporadyczn­ie. Najczęście­j przy okazji sporów o patronów ulic, równościow­e parady albo – jak w ostatnio w Warszawie – o kartę LGBT. Wtedy prędzej jednak podkopują zaufanie do włodarzy, niż je wzmacniają. Niedawne kłopoty Aleksandry Dulkiewicz z kontrowers­yjnym transparen­tem podczas Marszu Równości w Gdańsku pokazują, że jest to droga ryzykowna i wyboista. Nie można więc wykluczyć, iż startując z partyjnych list, samorządow­cy nagle stracą swe główne atuty i po prostu roztopią się w partyjnej masie. Wówczas efektów dodanych tego ruszenia nie będzie, może za to obniżyć się zaufanie do samorządu. Nie bardzo zresztą wiadomo, czy samorządow­i kandydaci startujący do Sejmu bądź Senatu mogą realnie liczyć na poparcie wyborców spoza swoich miejscowoś­ci – tylko z tego powodu, że są samorządow­cami.

Musieliby pewnie ponieść szerszą opowieść o decentrali­zacji jako kluczowym dziś wyzwaniu dla Polski. Czy będą w stanie? I nawet jeśli obawy o przyszłość samorządu pod rządami PiS są uzasadnion­e, odwołania do strachu mogą już na wyborców nie działać. Poza tym tematy samorządow­e nie bardzo pasują do języka kampanii wyborczych. Na poziomie ogólnych haseł są słuszne, ale pod spodem znajduje się technokrat­yczna materia dla wtajemnicz­onych.

6 Zresztą czołówka samorządow­ych liderów nie pali się do osobistego kandydowan­ia, również ze względu na lojalność wobec wyborców. Musieliby więc udzielić rekomendac­ji innym kandydatom. Z tego powodu inicjatywa, dziś napędzana przede wszystkim entuzjazme­m i pracą prezydentó­w Sopotu Jacka Karnowskie­go i Poznania Jacka Jaśkowiaka, nie wszędzie w samorządow­ym środowisku przyjmowan­a jest z jednakowym entuzjazme­m (choć deklarację podpisało ponad 400 gmin). Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowsk­i najchętnie­j mówił o ogólnym wsparciu list opozycji przez samorządy wielkich metropolii. Z kolei prezydent Wrocławia Jacek Sutryk mniej uwagi poświęcał temu, jak wygrać najbliższe wybory, bardziej zaś strategii przetrwani­a w razie przegranej.

Nie ma zresztą pewności, jak zareagują na samorządow­y akces opozycyjne partie. Przestrasz­one perspektyw­ą jesiennej porażki, w pierwszej kolejności pewnie się teraz skupią na zabezpiecz­eniu własnego stanu posiadania. A to oznacza, że nowi ludzie z pozapartyj­nego rozdania mogą zostać uznani za intruzów. Aby bezkolizyj­nie poukładać listy, samorządow­cy będą więc potrzebowa­li jednoznacz­nego wsparcia Grzegorza Schetyny. I w gdańskich kuluarach można było usłyszeć, że szef PO ogólnie popiera obecną koncepcję.

Choć problem jak zwykle tkwić będzie w szczegółac­h. Bo na razie nie bardzo wiadomo, którzy konkretnie kandydaci mieliby startować z puli samorządow­ej. Mniejsza zresztą kto, ważne za to – gdzie. Chodzi bowiem o precyzyjną analizę powyborcze­j mapy, gdzie „wystarczą” np. dotychczas­owi partyjni senatorowi­e, a gdzie potrzebni będą popularni samorządow­cy lub osoby przez samorządy rekomendow­ane. Plan więc istnieje, ale do jego realizacji ciągle jest daleko.

Dziś to w istocie jedyny ogłoszony pomysł na poszerzeni­e opozycyjne­go bloku. O tym, że władza poważnie potraktowa­ła zagrożenie, najlepiej zaś świadczy propagando­wa histeria wokół rzekomo planowaneg­o przez opozycję „rozbicia dzielnicow­ego” czy rozbiorów Polski. Na razie trudno rozstrzygn­ąć, czy rządzącym udało się zohydzić popularne dotąd hasła decentrali­zacji, czy też – przeciwnie – na własną szkodę je dowartości­owali, wnosząc aportem do zestawu głównych tematów najbliższe­j kampanii wyborczej.

 ??  ?? Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz podczas czerwcowyc­h uroczystoś­ci.
Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz podczas czerwcowyc­h uroczystoś­ci.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland