Jest nadzieja 5/6
Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku, przeł. Anna Dzierzgowska, Sławomir Królak, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019, s. 264
Wzalewie złych wieści i jeszcze gorszych prognoz jakakolwiek walka o zmiany – zniesienie nierówności, zatrzymanie globalnego ocieplenia itd. – może się wydać daremna i z góry przegrana. Amerykańska eseistka Rebecca Solnit ma odmienne zdanie. „Jeśli się uprzemy, możemy widzieć świat jako miejsce pełne wad i niedomagań” – pisze. To prostsze i wygodniejsze niż działanie, bo też łatwiej popaść w marazm niż podjąć rękawicę. Tymczasem Solnit, badając współczesne dzieje świata, dowodzi, że nie rozpacz leży w ludzkiej naturze, tylko nadzieja i wola przetrwania. Gdy wojny i kataklizmy ( jak huragan Katrina) sieją spustoszenie, człowiek instynktownie buduje od zera. Ale i niespecjalnie zauważa, gdy dzieje się coś dobrego, bo na ogół to, co było nie do pomyślenia ( jak
przyznanie kobietom praw wyborczych), kiedy już staje się faktem, wydaje się zupełnie oczywiste. Solnit postuluje, by uczciwie przyglądać się światu, zauważać i doceniać, że zmienia się też czasem na lepsze. Ta książka jest wielką pochwałą aktywizmu. Spisem sytuacji, gdy ludzie w swej masie nie są już tylko bierną „publicznością”, ale tworzą społeczeństwo obywatelskie. Solnit pisze też o tym, skąd się bierze lęk przed nieznanym, dlaczego ludziom lewicy trudniej się przebić (bo są posłańcami złych wieści), nadzieja to tylko punkt wyjścia, a pojedyncze zrywy to w gruncie rzeczy efekty starań, czasem przegranych, wielu pokoleń wstecz. Można zarzucić autorce naiwność, a jej wizję świata uznać za utopijną, ale ma dość argumentów i dowodów, żeby jednak przyznać jej rację.