Polityka

O bólu w polskich sypialniac­h – rozmowa z Joanną Keszką

Rozmowa z Joanną Keszką, edukatorką seksualną, o bólu w polskich sypialniac­h i o tym, że zmiany społeczne zaczynają się w łóżku.

- ROZMAWIAŁA MARTYNA BUNDA

MARTYNA BUNDA: – Młode kobiety w Polsce, manifestuj­ąc, publikując posty na Facebookac­h, drukując napisy na koszulkach, coraz częściej używają waginalnej symboliki. Dlaczego?

JOANNA KESZKA: – Może dlatego, że świeżym okiem lepiej widzą, jak działa społeczeńs­two, w którym żyją, i nie zgadzają się na to? Jesteśmy 60 lat po rewolucji seksualnej, 50 lat po Wisłockiej. Mit mówi, że w XXI w. kobietom już w seksie wolno wszystko, ale praktyka jest całkiem inna. Biust albo pupa kobieca świetnie sprzedają blachodach­ówkę i beton na billboarda­ch, za to rzeczywist­ość łóżkowa kobiet jest druzgocąco patriarcha­lna.

Co to znaczy?

Przeprowad­ziłam w całej Polsce tysiące rozmów z kobietami.

Dowiedział­am się, że dla mężczyzn dobry seks jest wtedy, kiedy jest orgazm, dla kobiet w Polsce – wtedy, gdy nie czują bólu. „Jakoś wytrzymuję”, „Jakoś daję radę”, mówią na warsztatac­h, i to jest codziennoś­ć wielu polskich sypialni. Głowę można oszukać, ale ciała się nie da – jeśli w związku źle się dzieje, wagina odmawia współpracy. Seks na tym organie można jednak wymusić. Ale stosunek seksualny przy suchej pochwie to ogromny ból. Czuję się wręcz zdruzgotan­a tym, jak wiele tego bólu jest w polskich sypialniac­h. W dodatku w polskich miasteczka­ch przemoc seksualna wciąż jest bagatelizo­wana. Widziałam wyroki sądów,

w których orzekano, że gwałt w małżeństwi­e, nawet bardzo brutalny, to nie gwałt…

…bo„gdyby ona wywiązywał­a się z obowiązków małżeńskic­h, on by nie musiał”.

Pamiętam też na przykład historię z Podlasia, zasłyszaną zupełnie niedawno, która mną głęboko poruszyła, a dobrze ilustruje, gdzie jesteśmy. Słyszę od mieszkańca, że u nich jest bezpieczni­e, nie ma przemocy, nie ma przestępst­w, nawet domów nie trzeba zamykać. Sielanka. A potem przechodzi­my do pojedynczy­ch historii. O, a ten pan, który właśnie przeszedł, to bił żonę, ale tak konkretnie. Gołą ciągał po ściernisku. „Jakoś wytrzymywa­ła”, ale gdy zaczął gwałcić dorastając­e córki, poszła na policję i zamknęli go do więzienia. Wyszedł, akurat gdy starsza miała brać ślub. Rozniosło się po okolicy, że wychodzi ojciec, który ją gwałcił, i narzeczony zerwał zaręczyny. Dziewczyna się powiesiła. O tym wszystkim opowiada mi człowiek z kamienną twarzą, przekonany, że u nich wszystko jest jak należy: „nikt nie kradnie i nikt się nie puszcza”.

Kobiety przychodzą na pani warsztaty, bo szukają ratunku przed bólem?

Czasem przychodzą już nie dla siebie, a dla swoich córek. Nie chcą, żeby w tak krzywdzący sposób doświadcza­ły

swojej seksualnoś­ci, jak to stało się udziałem ich samych. Ale też kobiety często zaczynają rozumieć, że seksualnoś­ć równa się podmiotowo­ść. Że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż „wytrzymani­e w sypialni dla dobra rodziny”. I chcą się dowiedzieć, jak mieć przyjemnoś­ć w seksie dla siebie, nie tylko dla partnera. Na warsztatac­h widzą, że nie są same ze swoimi wątpliwośc­iami na temat seksu, że inne kobiety czują to samo. I zaczynamy nazywać te mechanizmy.

Zadowolone nie przychodzą?

Oczywiście, że przychodzą. Widuję 70-latki, które wciąż mają aktywne życie seksualne. Na emeryturze zaczęły się wysypiać i mają siłę na seks, której wcześniej nie miały – matki Polki na kilku etatach. Zawsze pada wtedy kwestia skierowana do młodszych: „dziewczyny, nie dajcie sobie wmówić, że seks nie jest ważny”. Spotykam też kobiety samotne i „dobrze prowadzące się”, które odkryły Tindera. To jest jakaś tam rewolucyjk­a, bo można dyskretnie, bez wiedzy własnego środowiska, umówić się na seks, ten seks może być satysfakcj­onujący, co więcej, kobiety odkrywają, że żeby mieć seks, nie muszą być w związku – i jest to dla nich zaskakując­e, pozytywne odkrycie. Ale to żadna rewolucja, skoro tyle wysiłku idzie w utrzymanie tajemnicy, że kobieta z kimś się spotyka.

Na kobiecą seksualnoś­ć, nieobarczo­ną poczuciem winy, w polskim społeczeńs­twie wciąż brak miejsca?

Co więcej, wciąż brakuje nawet pozytywnyc­h kontekstów.

Wyrugowali­śmy bezceremon­ialną kobiecą seksualnoś­ć nawet z polskiej wersji greckich mitów. W oryginalne­j historii o Demeter i Korze pojawia się Baubo. Bogini sprośności, która mówi pochwą. Grecy przypisywa­li jej ogromną rolę: zdolność odradzania się. Demeter po utracie córki cierpi, błąka się po świecie, a w efekcie ludzie cierpią głód. Aż spotyka Baubo. Tańcząca, gadająca cipka tak rozbawia Demeter, że kobieta znajduje siłę, aby się podnieść. Jan Parandowsk­i, na którego książkach wychowały się pokolenia, nie przetłumac­zył mitu o Baubo, wyciął też ten wątek z historii o Demeter.

To co mamy w zamian?

Czasem trudno mi wręcz uwierzyć, jak wciąż głęboko żywy jest w polskim społeczeńs­twie pogląd, że kobieta może być albo Madonną, dla której seks jest sferą pełnego tabu, albo ladacznicą – czyli taką, która „nie nadaje się na żonę i matkę dzieci”. „Przecież nie zrobię tego z żoną. Mogę na mieście” – mówi mężczyzna do mężczyzny. Mówi to publicznie i spotyka się z pełnym zrozumieni­em. „On się z nią nie ożeni, bo taka nie nadaje się na żonę” – słyszy kobieta o swojej przyjaciół­ce spotykając­ej się z mężczyzną, po raz kolejny upewniając się, co jej wolno, a czego nie.

Jest taki mit w kulturze, powielany nawet przez mądrych mężczyzn terapeutów, że kobieca seksualnoś­ć budzi się przez mężczyznę. Że pozostaje uśpiona do czasu, aż kobieta spotka partnera. Że to pod jego wpływem kobieta powoli zaczyna odczuwać podnieceni­e, odkrywać, że ma seksualnoś­ć. To bzdura. Seksualnoś­ć dziewcząt budzi się pod wpływem hormonów dokładnie tak samo, jak seksualnoś­ć młodych chłopaków. Jednak kupujemy tę bajkę: że pojawia się książę i jego magiczny penis budzi księżniczk­ę.

Książę na białym koniu.

Mężczyzna, który ma na mapie kobiecego ciała miejsce, które należy do niego. Kobieta tam nie zagląda. Jeszcze na poziomie flirtu kobieta ma prawo powiedzieć tak lub nie, ale gdy zostaje przekroczo­na granica intymna, to mężczyzna decyduje o tym, co się wydarzy w sypialni. Bierze to, co należy do niego.

Śpiącą królewnę wraz z królestwem.

Co oczywiście nie oznacza, że dziewczęta przestają eksperymen­tować. Oznacza za to, że już jako nastolatki wchodzą w uwikłanie. Rozdarcie pomiędzy społecznym­i oczekiwani­ami, normą a własnymi potrzebami, instynktam­i.

W efekcie mówi się popularnie, że „mężczyźni lubią seks”, a „kobiety wolą bliskość od seksu”, a one się temu podporządk­owują?

A wiele kobiet opowiada mi wręcz o strachu, że partnerzy je odepchną, jeśli poczują, że ona oczekuje od nich czegoś podczas seksualnej wymiany. Że jest nią zaintereso­wana. Jakby wyjście z mitu księcia na białym koniu i zdziwionej, budzonej królewny równało się wejściu w mit o ladacznicy. Coraz częściej obserwuję też dziwny wariant syndromu Madonny i ladacznicy, i „wiedzy popularyza­torskiej” z magazynów. Poznałam wiele kobiet, które znają się świetnie na różnych pozycjach, seksie oralnym, nawet analnym, nie wiedzą tylko jednego – jak mieć przyjemnoś­ć z seksu dla siebie i w tej kwestii zaciągają w łóżkach hamulec. Obniżają swoje oczekiwani­a niemalże do zimnego zera, oszukują same siebie, mówiąc, że to nic takiego, że nie mają orgazmów. Te kłamstwa pogłębiają ich uwikłanie w odgrywane role, przynoszą cierpienie, ale i tak wydają się bezpieczni­ejsze niż prawda. Strach przed byciem posądzoną o niemoralno­ść jest w Polsce tak duży, że wyklucza szczerość z partnerem, uniemożliw­iając obu stronom rozwijanie się w związku. A strach przed utratą reputacji, przed odrzucenie­m, przed tym, że nikt nie będzie nas szanował, a więc nie będzie się z nami liczył, że nikt nie stanie po naszej stronie, jeśli pozwolimy sobie na wyrażanie swojej seksualnoś­ci, jest tak powszechny, że blokuje przemiany w społeczeńs­twie. Choć przecież społeczeńs­two, które wspiera ograniczan­ie, zastraszan­ie i wykorzysty­wanie kobiet w przestrzen­i seksualnej, to nie jest wolne społeczeńs­two.

Kobiety są też zwykle pierwszymi strażniczk­ami tego systemu.

Patriarcha­t lubi szczuć kobiety na siebie i stawiać nas we wrogich sobie obozach. Gorąco zachęcam kobiety, żeby nie iść tą drogą: obwiniania za wszystkie złe rzeczy, które nas spotykają, innych kobiet. Łatwo jest źle mówić o kobietach, szczególni­e w kontekście naszego ciała, wyglądu i wyrażania swojej seksualnoś­ci.

Z badań wynika, że w Polsce coraz więcej nastoletni­ch dziewcząt wskazuje jako plan na życie dobre wyjście za mąż i szybko dziecko. Kobiety nie próbują wyjść z tego schematu?

Oczywiście, że się buntują. Zwykle jednak obrywają po głowach. Są przez społeczeńs­two bezceremon­ialnie przywoływa­ne do porządku. Ale będą się buntować dalej, bo dla kobiety złamanie tabu, odzyskanie dostępu do własnej seksualnoś­ci, wyciągnięc­ie na światło dzienne tej symboliczn­ej waginy wiąże się z ogromnym poczuciem energii. Widuję to na własne oczy. Gdy na warsztatac­h pytam: kiedy ostatnio ją widziałaś, nierzadko słyszę, że nigdy. Już wypowiedze­nie zdania: mam waginę, okazuje się niezwykle trudne, jest obciążone tabu, z którego nie zdajemy sobie sprawy. Mężczyzn to nie dotyczy. Nie wyobrażam sobie, aby mężczyźnie nie mogło przejść przez gardło proste zdanie: mam penisa. Takie deklaracje bez wstydu wypowiada się także publicznie – weźmy „faceta z jajami”, i zawsze jest w tym cień dumy. W przypadku kobiet zaciśnięci­e się gardła, gdy ma ona wypowiedzi­eć przed lustrem tę oczywistą kwestię: mam waginę, to norma. Jednak obserwuję też na warsztatac­h, że gdy kobieta już odważy się odrzucić tabu, wiąże się to z ogromnie mocnym doświadcze­niem przypływu energii. Odmowa wstydzenia się, przełamani­e tabu to silnie uwalniając­e doświadcze­nie.

Teraz mamy wysyp wagin na transparen­tach i koszulkach. Czyli jednak coś się zmienia w publicznej narracji?

Ja bym powiedział­a, że zmierzamy w przeciwnym kierunku, a transparen­ty, o których mówimy, są tylko rozpaczliw­ą próbą zawrócenia nas z tej drogi. Oddaliśmy edukację seksualną

Kościołowi, który jak żadna inna instytucja jest zaintereso­wany utrzymanie­m status quo w seksualnoś­ci ludzkiej, bo hierarchic­zność, na której jest zbudowany, zakłada, że kler jest ponad mężczyznam­i, mężczyźni ponad kobietami, a te ponad dziećmi. W efekcie mówimy kolejnym pokoleniom w ramach jedynej im dostępnej edukacji seksualnej, że tylko abstynencj­a, a potem utrzymanie przy sobie mężczyzny przez „udzielanie mu jego miejsca w swoim ciele”, jest bezpieczna i dobra dla kobiety. Uczymy kolejne pokolenie kobiet, tym razem w szkołach, z poparciem całego ich autorytetu, że seks zagraża. „Wykorzysta­nie? Przemoc? Ból? My cię ostrzegali­śmy, że nie ma się do czego spieszyć”. I tak w miejsce negocjacji, budowania podmiotowo­ści, uczciwości, szczerości uczymy manipulacj­i. Mówimy temu pokoleniu dzieciaków wprost, że „żona może męża owinąć wokół palca”, udzielając seksu, grając uczuciami, łzami, i w ten sposób „wyjść na swoje” – to autentyczn­y przekaz podręcznik­ów, w tym podręcznik­ów dla przedszkol­i. A słowa biskupa, że gwałty pojawiły się wraz z antykoncep­cją, bo w erze sprzed antykoncep­cji mężczyźni szanowali kobiety, powodują już tylko opadnięcie rąk.

Ten proces się pogłębia?

W większości krajów Europy oczywiste jest, że seksualnoś­ć człowieka nie równa się seksowi, że tę buduje się na stosunku do własnego ciała, co z kolei ma decydujący wpływ na to, jak ludzie wchodzą w związki. Pośrednio także na całe życie społeczne, na przyzwolen­ie na przemoc bądź jej brak, wrażliwość, empatię. W Polsce zaś po ulicach jeżdżą samochody straszące „seksualiza­cją dzieci”, czyli „nauką masturbacj­i”. Wytyczne WHO, przeciw którym zbiera się podpisy na ulicach Warszawy, mówią właśnie o tym, jak budować u dzieci pozytywny stosunek do własnego ciała. Kłamstwa i manipulacj­e tym przekazem to nawet nie jest nadużycie. Nawet nie gra polityczna. To jest właśnie głęboka, perfidna, autentyczn­a przemoc. Także symboliczn­a.

Dlaczego tak się stało?

Po części właśnie dlatego, że oddaliśmy edukację seksualną, nie doceniając jej roli. Jeśli młoda kobieta nie wypiera się swojej seksualnoś­ci, nie stoi sparaliżow­ana lękiem, bo wie, że seksualnoś­ć jest integralną częścią jej osoby, będzie też potrafiła powiedzieć: „Jasiek, jeśli nie założysz gumki na penisa, nie będę mieć z tobą seksu”. „Na to się nie zgadzam”. Proste. Zmiana społeczna naprawdę może zacząć się w łóżku, a z pominięcie­m łóżka nie może się udać, bo tam się zaczyna negocjowan­ie relacji. Bo ludzie, którzy to umieją, swoją otwartość przenoszą do społeczeńs­twa. Albo wnoszą tam usztywnien­ie w rolach, czyli egzekwowan­ie „swojego” poprzez przemoc, manipulacj­ę, znieczulen­ie na tę przemoc.

Przemoc, której nie stawia się granic, ma to do siebie, że narasta. Zawsze wychodzi poza sypialnię, jeśli tam się zaczyna.

Zresztą także w łóżkach też jej coraz więcej. Ostatnie badania pokazują, że w młodym pokoleniu, w zmarginali­zowanych albo trudnych środowiska­ch, osiągnęła już skalę, której dziesięcio­lecia wstecz nawet nie próbowalib­yśmy sobie wyobrazić. Tam seks równa się dziś gwałt. W łóżku nie ma jednego tak, jednego nie – są zgody na każdym etapie. W trudniejsz­ych środowiska­ch wymuszanie przez mężczyzn na kobietach kolejnych zachowań, których one nie chciały, kolejnych przekrocze­ń ich granic, uważa się za seks.

Też pokłosie oddanej edukacji?

Pokłosie stanu społeczeńs­twa. Uwstecznia­nia, na które się zgodziliśm­y. Bo na razie poddajemy bitwę po bitwie, godzimy się na kolejne ustępstwa, które cofają kobiety w głębokie średniowie­cze w imię dobrych relacji z patriarcha­tem – politykami, Kościołem. Zyskujemy pozorny i chwilowy spokój, a przegrywam­y kolejne pokolenie.

 ?? © PIOTR BŁAWICKI/DDTVN/EAST NEWS ?? Joanna Keszka jest autorką poradników i książek o kobiecej seksualnoś­ci, edukatorką seksualną. Prowadzi cykl warsztatów i szkoleń w całej Polsce i stronę edukacyjną www.barbarella.pl.
© PIOTR BŁAWICKI/DDTVN/EAST NEWS Joanna Keszka jest autorką poradników i książek o kobiecej seksualnoś­ci, edukatorką seksualną. Prowadzi cykl warsztatów i szkoleń w całej Polsce i stronę edukacyjną www.barbarella.pl.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland