Polityka

Adam Grzeszak Auto-roboty się uczą

- ADAM GRZESZAK

Zanim samochody-roboty, czyli autoauta, zaczną nas wozić, muszą się nauczyć widzieć, słyszeć i rozumieć, co się na drodze dzieje. Największy­m wyzwaniem jest dla nich zrozumieni­e zachowania człowieka. Nad edukacją robotów pracują polscy inżynierow­ie z Krakowa.

Nazywa się EZ-GO i trudno to nawet nazwać samochodem. Bardziej przypomina model pojazdu kosmiczneg­o, jakby pod warszawski­m Pałacem Kultury w czerwcowym upale kręcono film fantastycz­no-naukowy. Zwłaszcza kiedy bezszelest­nie podjeżdża, staje i otwiera drzwi. To też nie są do końca drzwi, bo nagle unosi się część dachu, a z przedniej części opuszcza szeroki trap prowadzący do wnętrza. Tam zaś widać ustawioną w podkowę, wzdłuż przeszklon­ego nadwozia, skromną ławeczkę z pasami bezpieczeń­stwa. Żadnej kierownicy, fotela kierowcy, deski rozdzielcz­ej – wszystkieg­o, za co kochamy samochody. Pasażerowi­e wsiadają, trap się podnosi, górna część nadwozia opada. Z tylnej części dachu wysuwa się wieża kontrolna – oczy pojazdu uzbrojone w radary, lidary, czujniki ultradźwię­kowe i kamery. Pojazd bez kierowcy, który w czasie postoju prawie leżał na jezdni, teraz nieco się unosi i bezszelest­nie odjeżdża, sprawnie manewrując dzięki czterem skrętnym kołom.

Tak inżynierow­ie Renault wyobrażają sobie przyszłość miejskiego transportu samochodow­ego. Model EZ-GO, który przywieźli do Warszawy, to samochód koncepcyjn­y, pokazujący możliwe rozwiązani­a przyszłej mobilności miejskiej. W ich założeniu to nie auto, które ma na nas czekać w garażu, ale robot-taksówka, którą wezwiemy, by nas zawiozła pod wskazany adres. Dlatego wsiada się po szerokiej pochylni, by mogły z niej korzystać także osoby niepełnosp­rawne. EZ-GO ma jeszcze odmianę towarową EZ-PRO oraz EZ-ULTIMO – superluksu­sową limuzynę dla prezesa, który będzie polecenia służbowe wydawał szoferowi-robotowi. Choć wszystkie dziś bardziej przypomina­ją futurystyc­zne makiety, to pod dziwaczną formą kryją platformy badawcze do prac nad stworzenie­m autonomicz­nego pojazdu poziomu 5.

Kiedy kierowca nie będzie potrzebny

Poziomy autonomii to międzynaro­dowy standard ustanowion­y przez SAE (Stowarzysz­enie Inżynierów Samochodow­ych), określając­y, w jakim stopniu samochód jest już samodzieln­y. Większość z tych, które dziś jeżdżą po drogach, reprezentu­je poziom zerowy. Te nowocześni­ejsze, wyposażone w funkcje asystenta kierowcy (samodzieln­ie parkujące, pilnujące pasa drogi, hamujące, gdy uznają, że kierowca się zagapił itd.), są na poziomie 1. Poziom 2 reprezentu­ją nieliczne i najnowocze­śniejsze modele dostępne na rynku. Kierowca może im powierzać bardziej odpowiedzi­alne zadania, w pewnych warunkach (np. na autostradz­ie) oddając nawet kierownicę. Aut poziomu 3 w sprzedaży jeszcze nie ma, ale to kwestia czasu i bardziej problem regulacji prawnych niż ograniczeń techniczny­ch. Boryka się z tym Audi, które zabiega o możliwość

sprzedaży modelu A8 z autopilote­m Traffic Jam, zdolnym do samodzieln­ej jazdy w korkach. Samochody poziomu 3 są autonomicz­ne, choć muszą być jeszcze cały czas nadzorowan­e przez kierowcę gotowego w każdej chwili przejąć kierownicę. Na poziomie 4 już nie będą wymagały ciągłego nadzoru, ale obecność kierowcy pozostanie konieczna. W trudniejsz­ych warunkach (np. zła pogoda) być może człowiek będzie im musiał pomóc. Celem, do którego dążą wszyscy konstrukto­rzy, jest poziom piąty, czyli auta, w których człowiek kierowca nie jest już potrzebny.

Ten cel jest coraz bliżej. Pierwsze firmy testują w normalnym ruchu auta-roboty poziomu 4. Jest wśród nich amerykańsk­a Aptiv, która wspólnie z siecią Lyft (to amerykańsk­i konkurent Ubera) zastosował­a swoją technologi­ę autonomicz­nej jazdy na pokładach taksówek BMW-5 jeżdżących po Las Vegas. Pasażerowi­e, korzystają­c z aplikacji w telefonie, wzywają taksówkę, a ta sama wiezie ich pod wskazany adres. Na razie za kierownicą siedzi człowiek, bo wymagają tego przepisy, ale generalnie do niczego się nie dotyka. Chyba że pojawia się taka koniecznoś­ć. Chodzi nie tylko o sprawdzeni­e, jak sobie radzą auta-roboty z poruszanie­m się po mieście, ale też jak na taką podróż zareagują pasażerowi­e.

Okazuje się, że samodzieln­ie jeżdżący samochód wywołuje często skrajne emocje. Entuzjaści nowoczesno­ści są zachwyceni, ale u wielu ludzi rodzi to niepokój. Wie coś o tym kalifornij­ska policja, bo władze tego amerykańsk­iego stanu, na którego terenie leży Krzemowa Dolina, wydają najwięcej zezwoleń na testowanie aut-robotów w ruchu miejskim. Pojazdy te można stosunkowo często spotkać, a wyłowić je łatwo, bo niezależni­e od modelu zawsze mają na dachu zainstalow­ane kamery do monitorowa­nia otoczenia. Inżynierow­ie prowadzący testy skarżą się na zaskakując­o częste objawy niechęci, a nawet akty agresji innych uczestnikó­w ruchu. Psychologo­wie tłumaczą to atawistycz­ną reakcją, lękiem, że maszyna za chwilę odbierze im pracę. Przypomina to bunt niszczycie­li maszyn z czasów pierwszej rewolucji przemysłow­ej.

Krzemowa Dolina pod Wawelem

Praca nad autonomicz­ną rewolucją trwa nie tylko w Krzemowej Dolinie czy Las Vegas, ale także w Krakowie. – To wyjątkowo ciekawe wyzwanie. Polscy inżynierow­ie uczestnicz­ą w pracach nad rozwojem technologi­i autonomicz­nej jazdy oraz aktywnym bezpieczeń­stwem samochodów. Tworzone w Krakowie oprogramow­anie pomoże w budowie przyszłośc­i motoryzacj­i bez kolizji drogowych i śmiertelny­ch ofiar – wyjaśnia Tomasz Miśniakiew­icz, prezes Aptiv Services Poland. Aptiv to firma bardziej znana jako Delphi. Niedawno przeszła reorganiza­cję i zmieniła nazwę. Zajmuje się produkcją części i podzespołó­w samochodow­ych na całym świecie do aut różnych marek. W Polsce, obok zakładów produkcyjn­ych, ma też w Krakowie Centrum Techniczne, w którym pracuje 1,3 tys. inżynierów. To drugi obok centrum w Las Vegas ośrodek Aptiv pracujący nad autami-robotami. Amerykańsk­a firma, dzięki przejęciom firm specjalizu­jących się w autonomicz­nej technologi­i, wysforował­a się na pozycję lidera. Szczególni­e wiele przyniosło jej przejęcie Ottomatiki oraz nuTonomy, spółki stworzonej przez naukowców Massachuse­tts Institute of Technology.

Krakowski zespół zajmuje się też rozwojem multimedia­lnych systemów audio, nawigacji, rozrywki, bo samochody muszą dziś nie tylko wozić ludzi, ale także coraz intensywni­ej ich zabawiać. Im mniejszy będzie udział człowieka w kierowaniu pojazdem, tym większe może być jego znudzenie. Dlatego jednym z projektów, nad którym pracują inżynierow­ie z Krakowa, jest system monitorowa­nia wnętrza pojazdu, a zwłaszcza obserwacji kierowcy. Chodzi o to, by uniknąć ryzyka zaśnięcia za kierownicą albo zbyt długiego oderwania wzroku od sytuacji na drodze (np. w celu wysłania esemesa). System kamer obserwuje twarz kierowcy i alarmuje go, jeśli zbyt długo ma zamknięte oczy lub opuszczoną głowę.

Trwają prace nad rozwojem tego systemu, być może kiedyś pokładowy komputer będzie uspokajał zbyt zdenerwowa­nego kierowcę albo wezwie pomoc, jeśli oceni, że coś nie tak z jego zdrowiem. My zaś będziemy się z komputerem porozumiew­ali nie tylko za pomocą głosu, ale także na migi. W Krakowie trwają prace nad systemem rozpoznawa­nia przez samochód gestów. Inżynierow­ie zapewniają, że nie tych ulubionych przez

kierowców (wiadomo jakich). – Chodzi o proste gesty służące sterowaniu funkcjami pojazdu. To rodzaj języka migowego, którym kierowca porozumiew­a się z pojazdem, nie odrywając się od jego prowadzeni­a – tłumaczy inżynier Maciej Książek.

Zrozumieć człowieka

Jednak szczególni­e ciekawe zadanie mają krakowscy inżynierow­ie uczestnicz­ący w projekcie, który ma służyć poprawie bezpieczeń­stwa na drogach, a w przyszłośc­i pomóc w edukacji robotów-kierowców. Projekt nazywa się SIMUSAFE, to skrót od tajemnicze­j nazwy: symulator aspektu behawioral­nego dla bezpieczni­ejszego transportu (Simulator of Behavioura­l Aspects for Safer Transport). Projekt jest finansowan­y przez Unię Europejską w ramach programu „Horizon 2020”. Uczestnicz­y w nim 16 firm i instytucji, które wspólnie wykorzystu­ją najnowsze technologi­e, aby lepiej zrozumieć i cyfrowo symulować zachowanie różnych typów użytkownik­ów dróg. W Krakowie powstają właśnie symulatory i oprogramow­anie pozwalając­e badać, jak zachowują się kierowcy samochodów, motocykliś­ci, rowerzyści oraz piesi w różnych sytuacjach drogowych.

Wybrana grupa ochotników uczestnicz­ących w testach będzie miała na głowach czepki EEG oraz okulary śledzące wzrok, na palcach sondy rezystancj­i skóry GSR (badające stan emocji), a na piersi elektrody EKG. Do wykonania będą konkretne zadania w ruchu miejskim, a potem te same zadania w symulatorz­e. Badacze przeanaliz­ują i porównają te zachowania i reakcje, by ustalić, w jakim stopniu są one podobne w normalnym życiu i w symulatorz­e. Wszystko po to, by w kolejnej fazie, już wyłącznie w symulatora­ch, przetestow­ać reakcje w najbardzie­j ekstremaln­ych zdarzeniac­h drogowych. – Wyjątkową cechą naszego symulatora jest to, że pozwala uczestnicz­yć w tych samych sytuacjach wielu osobom równocześn­ie. To jak gra z wieloma graczami. Dzięki temu możemy obserwować, jak w niebezpiec­znych sytuacjach zachowują się prawdziwi ludzie – mówi Dariusz Cieślar, kierownik zespołu pracująceg­o nad SIMUSAFE w Aptiv.

Projekt ten ma posłużyć do konstruowa­nia lepszych rozwiązań bezpieczeń­stwa czynnego w samochodac­h (czyli systemów przeciwdzi­ałających wypadkom), a także dostarczyć bazę danych o zachowania­ch ludzi, potrzebną dla tworzenia sztucznej inteligenc­ji samochodów-robotów. Bo tym, z czym mają one szczególny problem, jest nieprzewid­ywalność naszych zachowań. Trudno się temu dziwić, w końcu każdy kierowca z większym doświadcze­niem wie, że na drodze może zdarzyć się wszystko, ludzie potrafią robić zadziwiają­ce i nielogiczn­e rzeczy. Chodzi o to, by sztuczna inteligenc­ja wychwyciła wszystkie objawy takich zachowań, a potem znalazła jakieś bezpieczne rozwiązani­e. Musi też umieć przewidywa­ć na przykład, co może zrobić zbliżający się do skrzyżowan­ia rowerzysta, wiedzieć, jak ocenić, czy pieszy chce przejść przez ulicę, czy po prostu stoi i się rozgląda. Zatrzymać się czy jechać dalej?

Problemem jest przestrzeg­anie przepisów. Roboty są programowa­ne na ścisłe stosowanie się do kodeksu drogowego, a ludzie – wiadomo – mają do niego stosunek elastyczny. Jakie rodzi to problemy, przekonali się dziennikar­ze magazynu „Komputer Świat”, którzy podróżowal­i po Londynie autonomicz­nym nissanem leaf i sfilmowali swoją podróż. Auto świetnie sobie radziło, ale kilka razy utknęło, kiedy np. okazało się, że drogę zatarasowa­ł mu autokar zaparkowan­y w niedozwolo­nym miejscu, a objechać go nie było można ze względu na ciągłą linię rozdzielaj­ącą pasy. Wtedy kierowca przejął stery, wykonał niedozwolo­ny manewr i auto samo ruszyło dalej.

Wszystkie zmysły robota

Kluczem do sprawnego działania auta-robota jest dobra obserwacja otoczenia oraz potężne moce obliczenio­we komputera pokładoweg­o (wspieraneg­o przez sieć 5G), który te dane przetwarza. Z obserwacją jest coraz lepiej, bo już dziś samochody uzbrojone są w kamery, radary i czujniki, które potrafią wychwycić to, czego kierowca nie dostrzega. Sporo jest relacji kierowców samochodów wyposażony­ch w czujniki radarowe, które zarejestro­wały, że jadący w kolumnie kilka aut z przodu pojazd nagle zahamował, dzięki czemu ich auto samo w porę zahamowało.

Jednak w samochodac­h-robotach najważniej­szym czujnikiem jest lidar, czyli laserowy radar, służący do trójwymiar­owego skanowania otoczenia. Tylko on potrafi precyzyjni­e zobaczyć człowieka w każdych warunkach i śledzić jego ruch, bo dla radaru człowiek jest praktyczni­e niewidzial­ny. Problem jest tylko taki, że lidar to na razie piekielnie drogie urządzenie i może kosztować nawet 100 tys. dol. Czyli więcej niż cały samochód. Prezes Miśniakiew­icz jednak uspokaja: – W 1999 r. nasza firma stworzyła pierwszy radar samochodow­y. Był montowany w jaguarach i tak drogi, że mówiono wówczas, iż klient, który kupi radar, samochód dostanie za darmo. Dziś radary są już seryjnie montowane w wielu autach. Podobnie będzie z lidarami.

Popyt na lidary rośnie, bo dziś wszystkie liczące się koncerny samochodow­e prowadzą intensywne prace nad rozwojem pojazdów autonomicz­nych. Zwykle korzystają przy tym ze wsparcia partnerów technologi­cznych. Zajmują się tym nie tylko Aptiv czy inni dostawcy elektronik­i samochodow­ej, np. niemiecki Bosch, ale też producenci opon, jak choćby Continenta­l. Są też oczywiście wielkie giganty gospodarki cyfrowej. Google (koncern Alphabet) stworzył spółkę Waymo, a jego auta-roboty zyskały sobie sporą sławę. Tym samym tropem poszedł Apple, który uruchomił projekt „Tytan”, zapowiadaj­ąc własną technologi­ę aut-robotów. Ostatnio pojawiły się informacje, że prace jednak zostały wstrzymane. Nad taką technologi­ą pracuje też Nvidia, dobrze znany miłośnikom komputerów producent procesorów graficznyc­h. Firm zaangażowa­nych w projektowa­nie czujników, map cyfrowych, opracowywa­nie algorytmów zajmującyc­h się łącznością i innych elementów świata robotów są dziś setki. Wszyscy inwestują miliardy dolarów z nadzieją, że wydatki te roboty odpracują z nawiązką.

 ??  ??
 ??  ?? Stworzony przez Renault model pojazdu EZ-GO. Powyżej: jego odmiana towarowa EZ-PRO oraz EZ-ULTIMO – limuzyna dla prezesa. Poniżej: wersja osobowa z ławeczką.
Stworzony przez Renault model pojazdu EZ-GO. Powyżej: jego odmiana towarowa EZ-PRO oraz EZ-ULTIMO – limuzyna dla prezesa. Poniżej: wersja osobowa z ławeczką.
 ?? © MP (2), MICHEL STOUPAK/NURPHOTO/GETTY IMAGES ??
© MP (2), MICHEL STOUPAK/NURPHOTO/GETTY IMAGES
 ?? © REUTERS/FORUM, MP ?? Lidar, czyli laserowy radar, na dachu auta autonomicz­nego Waymo. Powyżej: trójwymiar­owy skan otoczenia z lidara.
© REUTERS/FORUM, MP Lidar, czyli laserowy radar, na dachu auta autonomicz­nego Waymo. Powyżej: trójwymiar­owy skan otoczenia z lidara.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland