Andrzej Czerniawski Na kawę z kotem
Koty, psy, jeże, sowy, jaszczurki i prosięta. W lokalach gastronomicznych w miastach na całym świecie możemy spotkać coraz więcej zwierząt.
ocie kawiarnie znajdziemy na całym świecie. W Polsce – w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Lublinie, Krakowie czy Wrocławiu. Każdy może do nich wejść, zamówić kawę czy ciastko. Popatrzeć i pobawić się z kotem. Jeżeli tylko ten będzie miał na to ochotę. Kawiarnie z psami także wpisały się w gastronomiczny krajobraz świata. Z tą różnicą, że przez psie kawiarnie w większości rozumie się miejsce, do którego właściciel może przyjść i spędzić czas ze swoim pupilem. Zgodnie z tą zasadą działają lokale w Osace, Seulu, Hongkongu, Brukseli, Sztokholmie, Budapeszcie czy Miami. Na trochę innych zasadach funkcjonuje inny typ psich kawiarni, również obecny w wielu miejscach świata.
„Wyjdź w myśleniu poza klatkę” – zachęcają twórcy amerykańskiego Canine Café dog adoption program. W oryginale to „think outside the cage”, parafraza zwrotu „think outside the box” („wyjdź poza schemat”). Tu w podwójnym zna
czeniu, bo grupa wolontariuszy z Kalifornii i Nowego Meksyku po wieloletnich obserwacjach stwierdziła, że zarówno zwierzęta, jak i ludzie, szczególnie mali, lepiej wchodzą ze sobą w interakcje w przestrzeni bez krat i klatek. Zgodnie z tą koncepcją powstało wiele lokali ze zwierzętami do adopcji na terenie USA, takich jak The Dog Cafe w Los Angeles czy Boris&Horton w Nowym Jorku.
Tym samym tropem poszli właściciele krakowskiej Psikawki, którzy przed rozpoczęciem działalności w wolne weekendy wyprowadzali na spacer psy z lokalnego schroniska. – Wtedy naprawdę zobaczyliśmy, jak wielkim cierpieniem jest klatka dla psa i jak bardzo potrzebuje on bezpośredniego kontaktu z naturą, człowiekiem oraz innymi zwierzakami. Tak narodziła się wizja psiej kawiarni, która zmieniała się, aby finalnie stać się miejscem, w którym w każdy weekend można poznać i przygarnąć podopiecznych z wielu fundacji i stowarzyszeń. Oprócz tego można
swobodnie przyjść z własnym pieskiem i napić się dobrej kawy – mówi Karolina Stec, współwłaścicielka Psikawki. Kawiarnia jest przystanią, w której psy w komfortowych warunkach oczekują na nowego właściciela.
Trop podjęło również jedno z największych i najprężniej działających schronisk w Polsce – Na Paluchu, tworząc punkt edukacyjny i adopcyjny dla kotów, funkcjonujący jako filia schroniska. Wzorem były istniejące rozwiązania m.in. w Stanach Zjednoczonych i Anglii. – Jest doskonałym narzędziem do promowania adopcji, odpowiedzialnej opieki nad zwierzętami i budowania wrażliwości na los niechcianych zwierząt – zauważa Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska dla bezdomnych zwierząt Na Paluchu. Położone przy jednej z głównych arterii Warszawy miejsce może odwiedzić każdy, kto chciałby zapoznać się z jego mieszkańcami, dowiedzieć się, w jaki sposób kota można adoptować, i po prostu to zrobić. Punkt Ochota na Kota istnieje od sierpnia
2018 r. i przełożył się na zwiększenie zainteresowania samym schroniskiem, w którym tylko przez pierwsze dwa tygodnie działania punktu oddano do adopcji 122 koty.
Koci azyl na warszawskiej Ochocie jest miejscem odwiedzin wielu osób, które – jak same to określają – „ze względów emocjonalnych nie są w stanie przyjechać do schroniska”.
Ze względów emocjonalnych ogólnodostępne lokale gastronomiczne ze zwierzętami upodobali sobie również Japończycy, którzy są mistrzami w wynajdywaniu odskoczni od wypełnionej pracą codzienności. – Jeżeli uwzględnimy fakt, że Japończycy są społeczeństwem generalnie przepracowanym, a co za tym idzie zestresowanym, co potwierdza zjawisko karoshi, czyli śmierci z przepracowania (szacuje się, że rocznie umiera w Japonii z przepracowania nawet 10 tys. osób), to przestaje dziwić, że istnieją tam biura, w których pracodawcy umieszczają żywe zwierzęta, zwłaszcza koty, zakładając, że ich obecność ma dobroczynny wpływ na pracowników – stwierdza dr Radosław Siedliński z Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych (PJATK).
Ale to tylko jeden z kilku powodów takich działań. Japonia to bardzo gęsto zaludniony kraj, w którym większość mieszkań jest po prostu mała. – Wiele osób mieszka w wynajmowanych mieszkaniach, w których już podpisując umowę, zobowiązują się do nietrzymania zwierząt. Mieszkańcy japońskich, ciasno zabudowanych miast mają rzadki kontakt z naturą. Kawiarnie ze zwierzętami dają im taką możliwość – zauważa dr Anna Zalewska z Katedry Japonistyki Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Ale najważniejszym powodem popularności zjawiska w Japonii pozostaje fakt, że małe zwierzęta są po prostu urocze i słodkie.
W japońskiej kulturze od bardzo dawna istnieje zamiłowanie do przyrody w pomniejszonej wersji. Co najmniej od okresu Edo (XVII–XIX w.) istnieją miniaturowe ogrody, drzewka (bonsai), wykwintne bukiety kwiatowe (ikebana). A przy tym powszechne jest upodobanie do tego, co można opisać słowem kawaii – słodkie, rozkoszne, milusie. – Miłe zwierzęta, dobrane tak, by pozwalały się głaskać czy brać na kolana, na pewno doskonale wpisują się w to upodobanie, a przy tym pomagają w sutoresu kaisho, czyli odprężeniu i obniżeniu stresu – stwierdza dr Anna Zalewska.
– Owo zamiłowanie do obiektów kawaii przybrało na sile w drugiej połowie XX w. i trwa do dzisiaj, przydając popkulturze japońskiej swoistego i niepowtarzalnego kolorytu, łatwo rozpoznawalnego na całym świecie – dodaje dr Radosław Siedliński z PJATK. W koloryt naturalnie wpisują się małe, słodkie zwierzęta. Japończycy wyznaczają trendy w wymyślaniu, jakie to nowe istoty wypuścić między kawiarniane stoliki. Kiedy w Europie i Stanach Zjednoczonych pojawiały się pierwsze lokale z psami i kotami, w Osace i tokijskiej Shibuyi skakały już po matach tatami króliki. A to był dopiero początek. Obecnie w wyznaczającej trendy kawiarnianej zwierzętarni Japonii poza królikami (w wielu miejscach Tokio: Toshima, Shibuya, Asukasa) można spędzić czas z sowami (Osaka, Nara, Tokio), papugami (Tokio, Sagamihara), wężami i jaszczurkami (Tokio), kozami (Yokohama, Tokio) czy jeżami (Osaka, Tokio). Jakby komuś było mało, zawsze może udać się na króliczą wyspę Okunoshima w zachodniej Japonii albo kocią wyspę Aoshima na południowym zachodzie. Ale już z własną kawą i ciastkiem.
Wiosną w Tokio działalność rozpoczęła pierwsza kawiarnia z prosiętami – nie do zjedzenia, tylko do pogłaskania. Przedstawiciel tokijskiej kawiarni mipig cafe mówi, że ich nazwa „teacup piglets” wzięła się od rozmiaru świnek – są tak małe, że mogłyby się zmieścić do filiżanki. Trzymając miniaturową świnkę w jednej filiżance, można popijać herbatę w drugiej.
Małe świnki od pewnego czasu cieszą się rosnącą popularnością. Właścicielami małych świnek są m.in. David i Victoria Beckhamowie, George Clooney i Miley Cyrus. Paris Hilton nosiła swoją świnkę w torebce i dała się z nią sfotografować na czerwonym dywanie. A Ariana Grande po rozstaniu z chłopakiem, komikiem Pete’em Davidsonem, zatrzymała wspólnie kupioną świnkę o imieniu Piggy Smallz dla siebie. Dla niego była to chyba druzgocąca wiadomość, bo w trakcie związku zdążył wytatuować sobie na plecach ryjek i imię świnki.
Podobnie jak druzgocącą wiadomością dla rosnącej rzeszy właścicieli małych świnek okazał się fakt, że świnki z czasem rosną i, według celebrytów, mocno tracą na uroku. Po odnotowaniu tego faktu i podliczeniu kosztów utrzymania wielu właścicieli zaczęło szukać sposobu na pozbycie się niechcianego zwierzęcia.
Część właścicieli próbowała oddać wyrośniętą świnkę do zoo albo sprzedać, ale bardzo wiele zwierząt zostało porzuconych. Wypuszczonych w pole albo nawet na ulicę. Porzuceń było tak dużo, że w Rochdale w Wielkiej Brytanii dla potrzebujących świnek stworzono Pig Inn Heaven – pierwsze na Wyspach schronisko dla tych zwierząt. Miejsce cały czas jest odwiedzane przez osoby, które chcą pozbyć się zwierzęcia, ale nie każdy może to zrobić. – Ludzie opowiadają niestworzone historie, aby tylko pozbyć się świnki, ale w rzeczywistości po prostu jej nie chcą. Gdybyśmy przyjmowali wszystkie zgłaszane świnki, teraz mielibyśmy ich już ponad tysiąc – stwierdziła na początku tego roku w wywiadzie dla „The Telegraph” Janet Devereux, właścicielka Pig Inn Heaven. Przejęta losem porzuconych zwierząt, poza schroniskiem prowadzi także stronę Myth of the Micro Pig Page, na której informuje, że świnki mogą żyć nawet do 20 lat i potrafią osiągnąć wagę 200 kg. Zachęca osoby, które chciałyby adoptować świnkę, do odwiedzania i spędzania czasu z dorosłymi osobnikami.
Jak zauważa Marta Włosek z Fundacji na rzecz Ochrony Praw Zwierząt Ex Lege, przy prowadzeniu działalności adopcyjnej niezbędne jest spełnienie takich samych warunków jak w przypadku adopcji ze schroniska. Adopcję powinna poprzedzać wizyta wolontariuszy i sprawdzenie, w jakich warunkach będzie przebywać zwierzę. Powinna również zostać spisana odpowiednia umowa. Decyzja musi być przemyślana, podjęta za zgodą wszystkich domowników. – Polskie prawo nie reguluje wprost problematyki adopcji zwierząt. Tzw. umowy adopcyjne zawierane są na zasadzie swobody umów wyrażanych w Kodeksie cywilnym. Swobodę tę ograniczają przepisy określające standardy ochrony zwierząt i minimalne warunki ich utrzymania. Każdy, kto przyjmuje pod opiekę zwierzę, powinien mu zapewnić ochronę, opiekę i poszanowanie. Umowa może natomiast wzmacniać wymogi ustanowione w tym zakresie przez ustawodawcę – stwierdza mecenas Anna Bożek z Kancelarii Adwokackiej w Nisku, reprezentująca organizacje pozarządowe w procesach o znęcanie się nad zwierzętami.
Japończycy z powodzeniem realizują model, w którym odwiedziny zwierzęcia nie wiążą się z żadnym zobowiązaniem. Nie krzywdzą w ten sposób zwierzęcia. Wciąż pozostaje jednak wiele krajów, w których zwierzę traktowane jest jak towar, który można kupić, a potem wyrzucić. Działalność adopcyjnych kawiarni przekłada się na zwiększenie świadomości potencjalnych właścicieli i samego zainteresowania tematem. – Według nas projekt Ochota na Kota skutecznie wpłynął na skrócenie czasu pobytu kotów w schronisku, zmniejszenie zagęszczenia, poprawę stosunku społeczeństwa do kotów i ochronę tych wolnożyjących w mieście – stwierdza Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska Na Paluchu. Karolina Stec z krakowskiej Psikawki ma świadomość, że wkrótce zaczną powstawać podobne kawiarnie w innych polskich miastach. – Jako polskich pionierów w tej dziedzinie bardzo nas to cieszy. Mamy jednak nadzieję, że dla właścicieli takich miejsc nie będzie to tylko biznes, a psy nie będą tam gościć tylko w charakterze maskotek – podsumowuje.