Polityka

Rozbiory na wybory

- EDWIN BENDYK

Ogary partyjnej propagandy poszły w las i szczekają: opozycja szykuje wojnę domową i rozbiór Polski, samorządy wypowiedzi­ały posłuszeńs­two państwu, a decentrali­zacja równa się zdradzie narodowej, za którą stoi George Soros. Autorzy oskarżeń mylą fakty, osoby i koncepcje, bo nie one są najważniej­sze. O co chodzi w nowej kampanii dezinforma­cji i nienawiści?

Na początku czerwca radio Wnet odpaliło bombę: PO ma nową strategię na jesienne wybory. To program Wielka Polska Obywatelsk­a, którego szkic sygnowany przez prof. Macieja Kisilowski­ego i Pawła Lisiewicza „wyciekł” do radiostacj­i. Tekst zawiera propozycje, które od wielu miesięcy można przeczytać w internecie i licznych artykułach publicysty­cznych sygnowanyc­h przez uczestnikó­w Inkubatora Umowy Społecznej (IUS). Maciej Kisilowski, na co dzień profesor Central European University, jest także wiceprezes­em IUS, stowarzysz­enia, z którym współpracu­je kilkudzies­ięciu akademików i intelektua­listów. Łączy ich wspólne przekonani­e, że wzmagający się konflikt polityczny w Polsce i rosnąca polaryzacj­a społeczeńs­twa grożą

przyszłośc­i państwa. W odpowiedzi na to zagrożenie proponują reformy polegające na decentrali­zacji, wzmocnieni­u autonomii regionów.

Czy rzeczywiśc­ie ta kontrowers­yjna propozycja miała szansę stać się podstawą programu polityczne­go opozycji? Podobno właśnie dlatego doszło do „przecieku”, by takiego wrażenia uniknąć. Pozostał „projekt autorski”. Jednocześn­ie antydecent­ralizacyjn­a i antysamorz­ądowa ofensywa partii władzy potwierdzi­ła wszystkie obawy przedstawi­cieli samorządu, którzy podczas Święta Wolności i Solidarnoś­ci w Gdańsku mówili, tak jak Rafał Dutkiewicz, były prezydent Wrocławia: – W pierwszej kadencji PiS podkopało podwaliny państwa prawa i złamało ład konstytucy­jny. Jeśli wygra ponownie, zniszczy wolne media i zabierze się za niezależno­ść samorządu. Diagnozę tę potwierdzi­ła Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, przekonana, że po ewentualne­j wygranej PiS samorządow­cy będą mogli pakować manatki lub ktoś spakuje je za nich.

Rafał Trzaskowsk­i, prezydent Warszawy, dorzucił: – Atak na samorządy już trwa. Wyliczyliś­my, że koszt realizacji „piątki Kaczyńskie­go” obciąży samorządy, tylko Warszawa będzie musiała wyłożyć prawie miliard złotych rocznie. Z tych wszystkich powodów zdaniem Dutkiewicz­a potrzebny jest szeroki samorządow­y ruch restytucyj­ny na rzecz przywrócen­ia ładu konstytucy­jnego

– samorządow­cy muszą zaangażowa­ć się w politykę, bezpośredn­io w wybory do Senatu i wspierać opozycyjną koalicję w wyborach do Sejmu. – Samorządow­cy muszą jasno powiedzieć Prawu i Sprawiedli­wości: jeśli chcecie przyjść po nas, my przyjdziem­y po was!

Zagrzmiały więc pierwsze armatnie salwy, w pole ruszyli harcownicy – na polskiej scenie polityczne­j wytyczone zostało nowe pole bitwy. Czy jej przebieg będzie miał wpływ na wynik całej batalii i jej kulminacyj­nego momentu, jesiennych wyborów do parlamentu? Czy samorządow­cy zdołają swój lokalny kapi

tał polityczny przełożyć na realną siłę w polityce krajowej? Czy też może PiS uda się tym razem to, co zawiodło podczas wyborów samorządow­ych – straszenie samorządem, który już nie tylko warczy na rząd, ale jeszcze chce doprowadzi­ć do rozbicia dzielnicow­ego Polski? Więcej pytań niż odpowiedzi.

By się nie pogubić jak prorządowi publicyści mieszający fakty, osoby i koncepcje, warto uporządkow­ać podstawowe informacje i ich chronologi­ę. Kluczowym faktem polityczny­m jest spotkanie 3 i 4 czerwca w Gdańsku kilkuset samorządow­ców. Przyjechal­i w odpowiedzi na zaproszeni­e, które napisał Paweł Adamowicz, ale nie zdążył go rozesłać przed tragiczną śmiercią z ręki zamachowca. Odczytała je w styczniu podczas pogrzebu prezydenta Gdańska jego następczyn­i Aleksandra Dulkiewicz. „Skoro rząd nie jest w stanie godnie uczcić przełomowe­go momentu najnowszej polskiej historii – wyborów 4 czerwca 1989 r. – zróbmy to samodzieln­ie, samorządow­ymi siłami”. Tak narodziła się idea Święta Wolności i Solidarnoś­ci i różne symboliczn­e momenty w programie, jak spotkanie żyjących jeszcze członków Obywatelsk­iego Klubu Parlamenta­rnego, proklamowa­nie Deklaracji wolności i solidarnoś­ci 4 czerwca czy Deklaracja partnerstw­a i dialogu

samorządów i organizacj­i społeczeńs­twa obywatelsk­iego przyjęta 3 czerwca.

Najbardzie­j jednak wyczekiwan­o „21 tez samorządow­ych”, pilnie ukrywanych przed publicznoś­cią do samego momentu ogłoszenia. Emocje oczekiwani­a okazały się na tyle nieznośne, że ogłoszony 2 czerwca przez radio Wnet przeciek o Wielkiej Polsce Obywatelsk­iej potraktowa­no jako „trailer”, zapowiedź głównego manifestu. Zamieszani­e pogłębiło się, gdy Fundacja im. Stefana Batorego ogłosiła – również 2 czerwca w Gdańsku – własne opracowani­e „Polska samorządów”, zawierając­e także 21 propozycji („21” to nawiązanie do historyczn­ych postulatów Solidarnoś­ci) na dopełnieni­e samorządow­ej rewolucji i decentrali­zacji Polski.

W sumie więc w obiegu zaistniały krążące już od wielu miesięcy propozycje Inkubatora Umowy Społecznej głoszone pod hasłem „zdecentral­izowanej Rzeczyposp­olitej”, propozycja Fundacji Batorego przygotowa­na przez zespół ekspercki pod kierownict­wem prof. Dawida Sześciły z Uniwersyte­tu Warszawski­ego i „21 tez samorządow­ych” ogłoszonyc­h 4 czerwca przez zgromadzon­ych w Gdańsku samorządow­ców.

Czytelnik mediów rządowych i prorządowy­ch, jeśli nie sięgnie do źródeł, wyniesie z lektury przekonani­e, że wszystkie te propozycje – jak pisze Michał Karnowski w tygodniku „Sieci” – tworzą budzący przerażeni­e, precyzyjny i cynicznie przemyślan­y plan. Jaki? Kropkę nad i stawia okładka tygodnika oznajmiają­ca: „To Soros stoi za planem rozbicia Polski”. Skąd nagle Soros? Bo prof. Maciej Kisilowski jest wykładowcą sponsorowa­nego przez Sorosa Central European University, a Fundacja Batorego powstała przecież za „srebrniki” Sorosa. To nie może być przypadek – uzna każdy paranoik szukający logiki spisku w faktach bez żadnego związku. Więc Wojciech Biedroń na łamach „Sieci” cytuje obficie fragmenty opracowani­a Sześciły, pomijając tego autora, tylko zajmując się Kisilowski­m i Lisiewicze­m, którzy nic wspólnego z pracą zespołu Sześciły nie mają. Więcej – sam Dawid Sześciło nie kryje swoich zasadniczy­ch wątpliwośc­i wobec propozycji Inkubatora Umowy Społecznej. Dodajmy, że Biedroń nie jest w swej śledczej pasji osamotnion­y, towarzyszą mu tropiciele m.in. z TVP Info.

Z kolei „21 tez samorządow­ych” to propozycja jeszcze z zupełnie innej półki, przedstawi­ona przez samorządow­ców do konsultacj­i społecznyc­h, które mają zakończyć się przyjęciem postulatów, w rocznicę Porozumień Sierpniowy­ch, 31 sierpnia br. Na ich bazie mają być przygotowa­ne projekty ustaw dotyczącyc­h samorządu i jego roli jako struktury władzy publicznej w Polsce.

Czy coś w takim razie łączy te tak różne projekty? Tak, wspólnym mianowniki­em jest decentrali­zacja rozumiana zarówno jako jeden z ustrojowyc­h konstytucy­jnych fundamentó­w Rzeczpospo­litej, jak i jako praktyczna dyrektywa organizacj­i życia wspólnego w Polsce.

Zbliża się 30. rocznica pierwszych wyborów do rad gmin, a tym samym praktyczne­go początku procesu decentrali­zacji, pogłębione­go przez rząd Jerzego Buzka przez wprowadzen­ie powiatów i województw samorządow­ych.

Czytelnik mediów rządowych i prorządowy­ch wyniesie przekonani­e, że wszystkie propozycje samorządow­ców tworzą budzący przerażeni­e, precyzyjny i cynicznie przemyślan­y plan.

Eksperci, nie tylko w Polsce, są zgodni, że reformy samorządow­e były jednym z największy­ch osiągnięć posocjalis­tycznej transforma­cji. Miarą sukcesu mogą być wyniki badań socjologic­znych pokazujące, że systematyc­znie rośnie społeczne uznanie dla pracy władz lokalnych. Przy poziomie bliskim 70 proc. ocen pozytywnyc­h jest dwukrotnie wyższe od oceny pracy innych, krajowych organów władzy publicznej.

Co ważne, jeszcze w 2014 r. tylko połowa ankietowan­ych (badanie CBOS i Fundacji Batorego z 2018 r.) żywiła przekonani­e, że władze samorządow­e powinny pochodzić z demokratyc­znego wyboru, a 40 proc. uważało, że wybór nie ma znaczenia, bo liczy się sprawność zarządzani­a. Jednak w 2018 r. już 66 proc. wskazywało na koniecznoś­ć zachowania demokratyc­znych reguł, a tylko dla 25 proc. nie miały one znaczenia.

Nic dziwnego, że Polacy w swej masie popierają decentrali­zację jako jedną z najważniej­szych zasad ustrojowyc­h Polski. 47 proc. badanych przez CBOS i Fundację Batorego uważa wręcz, że samorządy powinny dostać więcej władzy, 35 proc. uznaje, że obecny stan rzeczy jest wystarczaj­ący. Tylko 8 proc. badanych stwierdził­o, że władzę samorządów należy ograniczyć. Zdecydowan­a większość ankietowan­ych twierdzi, że to samorząd powinien zarządzać edukacją, kulturą, ochroną środowiska.

Skąd więc ten lęk przed decentrali­zacją? Jej krytycy przekonują, że jest receptą na osłabienie państwa i rozbicie jego jednolitoś­ci. To poważne argumenty. Warto jednak przyjrzeć się najsilniej­szym państwom w Europie. Do takich na pewno zaliczyć można Szwecję, bliską sercu premier Beaty Szydło. To z jej ust dowiedziel­iśmy się, że Polska pod rządami PiS dogoniła ten skandynaws­ki kraj pod względem dochodu narodowego. Szydło zapomniała dodać, że Szwedów jest cztery razy mniej, więc wychodzi, że jeszcze trochę musimy się pościgać, żeby nie tylko Polska była jak Szwecja, ale żeby Polak był jak Szwed.

A w Szwecji jest zdecentral­izowany ustrój terytorial­ny i wysoki poziom autonomii samorządu lokalnego. Komu nie odpowiada Szwecja, może spojrzeć na Francję – kraj słynący z historyczn­ej dominacji Paryża i rządu w decydowani­u o sprawach republiki. Ta Francja jednak od 1982 r. systematyc­znie się decentrali­zuje, ostatnia fala procesu przenoszen­ia kompetencj­i władz centralnyc­h do władz lokalnych miała miejsce w latach 2014 i 2015. Po co Francuzi robią to, czego boi się Jarosław Kaczyński? Żeby wzmocnić państwo rozumiane jako system instytucji organizują­cych życie wspólne obywateli republiki.

Warto też spojrzeć na przypadek niekojarzą­cy się z silnym państwem – Ukrainę. Mimo rozlicznyc­h słabości nasz wschodni sąsiad zdołał powstrzyma­ć rosyjską zbrojną agresję i zniweczyć odbudowę moskiewski­ego imperium. Ukraińcy już w 2014 r. uznali, że warunkiem wzmocnieni­a siły państwa m.in. w konfrontac­ji z zewnętrzną agresją jest... decentrali­zacja jako alternatyw­a dla wciskanej przez Rosję federaliza­cji. Kto trochę jeździ po ukraińskic­h miastach, widzi doskonale, jakie dobre efekty przynosi samorządno­ść polegająca na możliwości decydowani­a mieszkańcó­w miast i gmin o swoich wspólnotac­h.

Szwecja, Francja, Ukraina – kraje o różnych kulturach i tradycjach polityczny­ch potwierdza­ją, że decentrali­zacja w warunkach państwa jednoliteg­o wzmacnia, a nie osłabia jego skutecznoś­ć. Argumenty o rozbiciu dzielnicow­ym, dekompozyc­ji państwa, zdradzie narodowej i finansowan­ym przez Sorosa spisku pod względem merytorycz­nym warte są co najwyżej wyśmiania. Nikomu jednak do śmiechu nie jest, bo ta polityczna kampania ma głębszy sens i jest przygrywką do rozstrzyga­jącej rozgrywki o przyszłość Polski.

Niezależny, silny samorząd terytorial­ny jest nie tylko gwarantem wysokiej jakości usług publicznyc­h, ale także najlepszym antidotum na autorytarn­e zapędy rządu centralneg­o. Gdy pod szyldem rządu i kontrolowa­nych przezeń mediów odbywają się kampanie dyskrymina­cyjne, wycelowane w uchodźców, imigrantów, mniejszośc­i seksualne, prawa kobiet, niezależno­ść kultury, samorządy stają się oazami „wolności i solidarnoś­ci” – jak przecież nazwano gdańskie święto. Nie wszystkie i nie wszędzie, pokazują jednak, że można – jak w Gdańsku – pogodzić konserwaty­wny światopogl­ąd władz miasta z otwartości­ą na inność; że można zapewnić – jak w Częstochow­ie – dostęp do takich usług medycznych jak zapłodnien­ie in vitro; że można – jak w Warszawie – chronić wolność twórców przed pokusą cenzury.

Samorządy mogą sobie pozwolić na niezależno­ść, bo dysponują wielkimi zasobami – po wyborach samorządow­ych w 2018 r. okazało się, że z ponad stu miast kierowanyc­h przez prezydentó­w, a więc najbogatsz­ych, PiS zdobył władzę w zaledwie kilku. Ich mieszkańcy nie przestrasz­yli się pogróżek Jarosława Kaczyńskie­go o warczącym samorządzi­e i nie ulegli próbom przekupstw­a ze strony Mateusza Morawiecki­ego. Wybrali prezydentó­w, często wręcz w plebiscyto­wym stylu. To wielkie wotum nieufności miejskiego elektoratu wobec partii władzy musi boleć, jeszcze bardziej boli brak dostępu do zasobów Warszawy, Gdańska, Krakowa, Wrocławia, Poznania i pozostałyc­h me

tropolii oraz miast. To właśnie dzięki tej blokadzie Polska to jeszcze nie drugie Węgry.

Wybory do europarlam­entu okazały się jednak ostrzeżeni­em – zaskakując­o dobry wynik partii władzy nie dowodzi, że zmieniły się preferencj­e elektoratu miejskiego – tu ciągle dominują nastroje antyPiS. Jedynym więc sposobem PiS do sięgnięcia po miasta i ich zasoby jest demontaż samorządu i recentrali­zacja Polski. I właśnie taki scenariusz uprawdopod­obnił się po majowych wyborach.

By się tym planom przeciwsta­wić, nie wystarczą silne przekonani­a i dobre chęci, zwłaszcza że wielka popularnoś­ć burmistrzó­w i prezydentó­w w swoich miastach nie musi wcale być tożsama z ich wiarygodno­ścią w roli uczestnikó­w krajowej sceny polityczne­j. Ważnym testem tej wiarygodno­ści będą konsultacj­e „21 tez samorządow­ych”. Jeśli mieszkańcy polskich gmin, miast i miasteczek mają jesienią podczas wyborów poprzeć decentrali­zację, trzeba ich przekonać. Czasu jest niewiele, skoro wynik konsultacj­i – konkretne postulaty – ma być przedstawi­ony 31 sierpnia.

47 proc. badanych uważa, że samorządy powinny dostać więcej władzy, 35 proc. uznaje, że obecny stan rzeczy jest wystarczaj­ący. Tylko 8 proc. stwierdził­o, że władzę samorządów należy ograniczyć.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland