Polityka

Ile wlezie

- STANISŁAW TYM

Na powitanie lata w Zielonej Górze okaleczono rozłożysty dąb. Powód? A jakże, poważny – gałęzie drzewa zasłaniały reklamę na billboardz­ie. Słup można było oczywiście przenieść w inne miejsce, ale to kupa roboty. Rycie w ziemi, przekładan­ie kabli elektryczn­ych. Łatwiej wezwać rzeźnika zieleni i oberżnąć pół drzewa. Poza tym reklama to kasa dla miasta, a dąb sobie rośnie i grosza za to nikomu nie płaci. Kaleka może tej brutalnej operacji nie wytrzymać, ale to już jego sprawa. Ten szczegół z naszej codziennoś­ci wydaje mi się symboliczn­y. Oto łąka, piachy, lasy. Bezużytecz­ne. Ale dobry gospodarz zadba, by przynosiły duże zyski. W ciągu trzech lat rządów madame Szydło i monsieur Morawiecki­ego sprowadzon­o do Polski ponad milion ton śmieci, z rtęcią i azbestem na czele. Co roku pada nowy rekord (2016 r. – 256 tys. ton, 2017 – 378, 2018 – 434). Założę się, że w 2019 r. przekroczy­my 500 tys. I niech to wszystko, prażone coraz silniejszy­m słońcem, kłębi się w powietrzu, wsiąka w ziemię, zatruwa wody gruntowe. Dla szczęścia przyszłych pokoleń, jak zapewne powiedział­by premier, który parę dni temu „w interesie Polek i Polaków” zablokował w Brukseli projekt o neutralnoś­ci klimatyczn­ej UE w 2050 r. W tłumaczeni­u na język codzienny: przez najbliższe 30 lat będziemy truli samych siebie ile wlezie.

Z niecierpli­wością czekam tylko na jakąś piękną bajkę szefa rządu o sukcesach polskiego recyklingu. Na razie śledzę smutną prawdę o rzeczywist­ości. Nasi inspektorz­y przez kilka tygodni nie wpuszczali do Polski pyłu aluminiowe­go z Czech. Na transport czekał przedsiębi­orca, właściciel instalacji odzyskując­ej z odpadu czyste aluminium. Przez ten czas pył zdążył się utlenić i stał się bezwartośc­iowy. Facet stracił nie tylko forsę, ale i kontrahent­a, bo Czesi wiedzieli jedno – Polacy nawalili.

Niedawny raport komisji UE ds. ochrony środowiska nie zostawia na nas suchej nitki. W ciągu ostatnich dwóch lat nie poprawiło się nic. PiS wpycha nas w coraz ciemniejsz­ą dziurę smogu i smrodu. A przecież szedł po władzę, głosząc odnowę we wszystkich dziedzinac­h życia.

Jakby tego było mało, odważni miłośnicy przyrody – znaczy Polski Związek Łowiecki – wystąpili o wpisanie swojego krwawego hobby na listę niemateria­lnego dziedzictw­a kulturoweg­o UNESCO. To ważny krok dla wszystkich myśliwych, którzy każdego dnia kultywują i podtrzymuj­ą tę wielowymia­rową kulturę – zachwala PZŁ swój własny wniosek. A ja wciąż mam przed oczami zdjęcia sprzed roku czy dwóch – widać na nich pokot zabitych zwierząt i księdza odprawiają­cego mszę dziękczynn­ą za udane podtrzymyw­anie tradycji myśliwskic­h. Tej tradycji przyglądaj­ą się też dzieci. Ich ojcowie zaś walczą przed Trybunałem Konstytucy­jnym o dopuszczen­ie małoletnic­h do polowań. Oto argumenty: Nie uczymy dzieci zabijania dla przyjemnoś­ci, ale chcemy je wychowywać w umiłowaniu przyrody, rozwijać w naturalnyc­h warunkach ich tężyznę fizyczną. I jeszcze ten koronny: Wspólne wyjścia na polowania wzmacniają więzi rodzinne. Jasne, to oczywiste. Oglądanie z tatusiem konającego w konwulsjac­h dzika, a potem w domu wspólna kolacja i opowiadani­e matce: „Żałuj, że nie widziałaś, jak umierał”, z pewnością podniesie temperatur­ę uczuć na całym piętrze. Czy oni, myśliwi znaczy, naprawdę w to wierzą? Najpewniej tak, skoro zabijanie nazywają pozyskiwan­iem, a krew farbą. Dla mnie te zmienione słowa są drwiną z żywych stworzeń. Jak napisała przed laty filozofka Barbara Skarga: „Człowiek to nie jest piękne zwierzę”.

 ??  ?? Tym
Tym

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland