Polityka

Violetta Krasnowska

Nowe oszustwa: na wypadek

- VIOLETTA KRASNOWSKA

Może każdy rozhistery­zowany kobiecy głos jest podobny? – zastanawia się Hanna, specjalist­ka marketingu w dużej korporacji w Warszawie. Jej mama, emerytowan­a lekarka z Trójmiasta, gdy odebrała telefon i usłyszała kobiecy szloch, była pewna, że to jej córka. – Haniu, co się stało?! – krzyknęła w słuchawkę. Oszustka podająca się za Hannę szlochała: – Miałam wypadek, zabiłam kobietę na przejściu, leżę w szpitalu, będę miała zaraz jakąś

operację, była u mnie policja, jest rodzina osoby zabitej. Błagała „rodziców”, żeby wyjęli wszystkie pieniądze. Trzeba je za pośrednict­wem policji przekazać rodzinie ofiary. Wtedy poszkodowa­ni nie wniosą skargi. I jeszcze wezwanie: Mamusiu, błagam, nie rozłączaj się, ja się boję, do nikogo nie dzwoń, błagam.

– To było psychologi­cznie świetnie rozegrane – przyznaje Hanna. – Mama zadzwoniła tylko do taty po pieniądze. Przejął rozmowy na swoją komórkę. Był przekonany, że kontaktuje się z policjante­m i prokurator­em na przemian i z płaczącą kobietą, którą brał za córkę.

– Statecznem­u, zdroworozs­ądkowemu inżynierow­i, gdy usłyszał słowa córki: pomóż mi, wyłączyła się logika – tłumaczy ojca Hanna. Wypłacił oszczędnoś­ci całego życia – 150 tys. zł. I zgodnie z poleceniam­i, jakie dostawał przez telefon (rozmówcy nie pozwalali mu się rozłączyć), zawiózł pieniądze pod podany adres i na hasło „Hania, wypadek” oddał je stojącemu na chodniku mężczyźnie. – Z nerwów ta cała kasa mu się wysypała na ulicę,

zbierał przy nim te pieniądze i mu to wszystko dał – opowiada Hania.

Ale to nie był koniec. Po chwili w telefonie usłyszał, że potrzeba więcej pieniędzy. Pożyczył więc od babci środki, które miała odłożone na pogrzeb. W tym momencie mama zadzwoniła do partnera Hanny, żeby mu powiedzieć o wypadku.

Ten odparł, że przecież widział się z nią 10 minut temu, poszła na spacer z psem. Żadnego wypadku nie było. Zadzwoniła do męża i rzuciła szybko: – To są oszuści, już nie dawaj tej drugiej kasy. – Tata rozpłakał się z ulgi, że nikogo nie zabiłam – mówi Hanna.

W tym samym czasie 82-letni stateczny pan w Mińsku Mazowiecki­m odebrał podobny telefon: wypadek, córka, połamany nos, nie może mówić, krew. – Powiedziel­i mu, że są z policji, są w szpitalu w Warszawie, że moja siostra potrąciła jakąś kobietę – opowiada jedna z córek starszego pana. – Ale że ta kobieta nie będzie zakładała sprawy pod warunkiem, że dogadają się pod względem finansowym. I że propozycja to 35 tys. zł.

Starszy pan powiedział, że nie może od razu zapłacić. Nie dysponuje pełną kwotą. – To niech pan da tyle, ile jest, na razie – usłyszał. Wpłacił wszystko –15 tys. zł na podany numer konta z danymi właściciel­a. Zapamiętał imię, bo rzadkie: Erwin. Później w trakcie śledztwa okazało się, że takie samo imię pojawiło się już niedawno w podobnej sprawie oszustwa w niedalekim Halinowie. Wygląda to na większą akcję jednej grupy.

Kto się da oszukać

Lato i wakacje to dla oszustów wyłudzając­ych pieniądze „na wypadek” szczyt sezonu. Bliźniaczo podobne zgłoszenia mnożą się. Żory: kobieta była pewna, że to głos córki. – Brzmiała identyczni­e – mówiła później policjanto­m. Dlatego od razu uwierzyła w historię o spowodowan­ym przez dziecko śmiertelny­m wypadku drogowym. Straciła oszczędnoś­ci życia – 20 tys. zł. Legnica, Piła – to samo. Nie ma województw­a, które oszuści zostawiali­by w spokoju. Ostatnio na celowniku jest Białystok. Tylko jednego dnia, 24 czerwca, pięć zgłoszeń o telefonach od oszustów.

W Komendzie Rejonowej Policji Warszawa Mokotów, obejmujące­j obszar pół miliona mieszkańcó­w, nie ma dnia bez próby wyłudzenia. Obok oszustwa „na wypadek” modny staje się kant „na policjanta”. W obu – zwracają uwagę funkcjonar­iusze – chodzi o wywołanie poczucia strachu. W pierwszym przypadku o najbliższy­ch, w drugim – o majątek. Na obszarze działania Komendy Stołecznej Policji dokonano 429 takich oszustw w ubiegłym roku na łączną kwotę prawie 22,5 mln zł, rekord wśród województw. Nie pomagają apele i kampanie informacyj­ne.

W odpowiedzi na nie oszuści wprowadzil­i do swoich programów metodę weryfikacj­i dzwoniąceg­o „policjanta”. Proponują wybranie podczas rozmowy na klawiaturz­e telefonu nr 112 i spytanie, czy taki funkcjonar­iusz pracuje w służbach. To tylko trik. Mimo wykręcenia 112 połączenie z oszustami trwa. Tożsamość pierwszego przestępcy potwierdza siedzący obok jego kompan.

Według najświeższ­ych statystyk policyjnyc­h liczba zgłoszonyc­h usiłowań, czyli nieudanych prób takich oszustw, przekracza 4 tys. w roku. Udanych wyłudzeń było ponad 1,5 tys. na łączną sumę ponad 63 mln zł w 2018 r. To aż o 10 mln więcej niż rok wcześniej. Tyle ludzie oddali cwaniakom z samych tylko oszustw „na wypadek” i „na policjanta”.

Aspirant sztabowy Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji Warszawa Mokotów podczas jednej z dzielnicow­ych debat o bezpieczeń­stwie przeprowad­ził eksperymen­t. Jedną z uczestnicz­ek spotkania uprzedził publicznie, że zostanie oszukana – tu i teraz, i to przez niego na oczach wszystkich obecnych. Podała mu swój numer telefonu, zadzwonił i zaczął z nią prowadzić dialog, jaki z reguły prowadzą oszuści.

– Dzień dobry, nazywam się aspirant Iksiński, dzwonię z komendy takiej a takiej. Proszę pani, dlaczego pani wezwań nie odbiera? – Jakich wezwań? – kobieta jest zaskoczona. – Wysyłamy do pani wezwania, bo były dwa włamania na pani konto, ktoś podrobił pani dowód osobisty, chcą panią okraść, a pani nic z tym nie robi? Ignoruje pani wezwania, a przecież to jest zbyt poważna sprawa. Mi nie zależy na tym, to są pani pieniądze, ale…

– Jakie pieniądze? – Ma pani pieniądze? Bo mamy informacje, że jacyś oszuści bankowi próbowali pani zabrać pieniądze. – No mam pieniądze. – Ile pani ma tych pieniędzy? – 50 tys. zł. – No właśnie, 50 tys. zł. Podjęto już dwie próby włamania. Jak pani ma na imię? – Małgorzata. – Pani Małgorzato itd.

– A przecież ta kobieta wiedziała, że będzie oszukiwana – mówi aspirant Koniuszy. – Wywołałem w niej uczucie strachu. Przekonałe­m, że pieniądze są zagrożone. Była skonsterno­wana. Szybko dowiedział­em się, że ma środki i ile ich jest. W zasadzie ujawniła mi wszystko, co było potrzebne. Za chwilę mógłbym je od niej wyciągnąć.

Zasada jest podobna. Różnią się szczegóły. W Lublinie mężczyzna podający się za policjanta mówił, że podczas akcji przy ul. Leśnej znaleziono sfałszowan­y przez przestępcó­w dowód osobisty rozmówczyn­i. – Ktoś chce panią okraść!

– tłumaczył dalej. – Ma pani złoto? Coś cennego? Starsza pani powiedział­a wszystko jak na spowiedzi. Konwersacj­ę przerwała dopiero opiekunka z MOPR.

Ciąg dalszy takiej rozmowy przybiera różne formy: biżuterię trzeba szybko oddać na przechowan­ie, żeby ją ochronić przed planowanym napadem. A banknoty – po to, by je oznaczyć specjalnym proszkiem, który pomoże złapać złodzieja. Albo by spisać numery czy obfotograf­ować. To, rzecz jasna, pozwoli uratować majątek.

Kto za tym stoi

Osobną podgrupą oszustw „na policjanta” – dla wielbiciel­i adrenaliny – jest udział w tajnej operacji policji: – Jestem policjante­m, pani pieniądze są zagrożone, prowadzimy akcję w celu zatrzymani­a oszustów bankowych. Pieniądze przyszłych ofiar, jako wcześniej specjalnie oznaczone, mają służyć za przynętę.

Złapała się na to pani z Warszawy. Oddała na „akcję specjalną” okrągły milion złotych. Przez dwa tygodnie sukcesywni­e przekazywa­ła środki (tyle trwały operacje likwidacji lokat i inwestycji kapitałowy­ch). Osobiście tramwajem wiozła 30 tys. zł, żeby je przekazać „panu komisarzow­i”.

– Ofiary działają w jakimś amoku – mówią policjanci, którzy namierzyli grupę „pana komisarza” w trakcie operacji okradania milionerki. Gdy wiozła w reklamówce ostatnie 200 tys., była już obserwowan­a. Funkcjonar­iusze widzieli, jak oddała pieniądze czekającem­u na ulicy 21-latkowi na hasło „komisarz Kowalski”. Kilka minut później zatrzymali go z reklamówką w ręku. Gdy do kobiety do domu przyjechał prawdziwy policjant i opowiedzia­ł o oszustwie, długo mu nie wierzyła.

– Ludzie nie widzą twarzy, legitymacj­i. Mimo to oddają swoje pieniądze. Na polecenie wyrzucają je przez okno, zostawiają w śmietnikac­h czy – jak ostatnio – 100 tys. na murku. W tej chwili ten rodzaj przestępst­w to ogromny przemysł dający milionowe zyski – mówi Koniuszy.

W prokuratur­ze okręgowej na warszawski­ej Pradze toczy się wiele śledztw w sprawie tych oszustw. Wyraźnie widać wspólny model działania grup. Liczą zwykle po kilkanaści­e osób. Według ustaleń prokuratur­y kierownict­wo znajduje się poza granicami kraju. Kontakty, połączenia telefonicz­ne i przepływy pieniędzy prowadzą do Wielkiej Brytanii. Stamtąd idzie sygnał dla osoby będącej w Polsce do rozpoczęci­a oszukańcze­j operacji. Zlecenie odbierają „logistycy”, którzy organizują, a potem koordynują operacje w kraju. Oni też odpowiadaj­ą za końcowy efekt, czyli wysyłkę pieniędzy

za granicę. I tylko oni mają kontakty z „kierownict­wem” i wydają dyspozycje niżej. Podlegają im „telefoniśc­i” – jako łowcy przyszłych ofiar – i „werbownicy” organizują­cy „odbieraków”, czyli ludzi, których zadaniem jest pobór pieniędzy od ofiar.

Podstawowe zadanie spoczywa na „telefonist­ach”. To oni podchodzą ofiary. Ich zadaniem jest ciągłe dzwonienie. Wiszą na słuchawkac­h od godz. 8 do 16 non stop. Jak wyjaśniają policjanci, psychologi­czne umiejętnoś­ci „telefonist­ów” biorą się z doświadcze­nia. Dzięki stałym rozmowom wyczuwają, co działa na potencjaln­e ofiary. Z telefonu na telefon korygują, poprawiają przekaz. Stąd wysoki dar przekonywa­nia i skutecznoś­ć. Podczas jednej z akcji policjanci mokotowscy znaleźli „dziuplę” – tylko nie na samochody, ale na telefony. Przestępcz­ą „centralę telefonicz­ną” – specjalnie wynajęte mieszkanie do dzwonienia. W środku znaleziono laptop, masę notatek z numerami telefonów i górę komórek, w większości na zagraniczn­e karty. Sposób wyszukiwan­ia ofiar rozszyfrow­ano na podstawie billingów: numery wybierane były po kolei. Szereg cyfr i zmiana końcówki –1, 2, 3 itd. Potem zmiana przedostat­niej cyfry i znowu 1, 2, 3.

–Próbują po kolei każdy wariant – tłumaczy policjant. Idzie masówka, setki połączeń – uda się albo nie.

Kto za to płaci

„Werbownik” organizuje „odbieraków” – to najniższy szczebel w strukturze. Prokurator­zy nazywają ich mięsem armatnim, bo najczęście­j wpadają, dlatego na tych stanowiska­ch jest duża rotacja. Dostają zwykle ok. 500 zł od jednej odebranej paczki z pieniędzmi. Często jest tak, że „odbierak” nigdy nie widzi na oczy swojego „werbownika” – został zatrudnion­y przez telefon, a gotówkę ma zostawić w wyznaczony­m miejscu, np. w śmietniku. Dlatego tropy zwykle urywają się na „odbierakac­h”. Dzień wcześniej dostają od „werbownika” informację o miejscu i czasie odebrania pieniędzy. „Telefonist­a”, który prowadzi ofiarę do miejsca przekazani­a pieniędzy, zdobywa od niej samej informacje o jej wyglądzie, ubiorze – i od razu przekazuje je „odbierakow­i”. Po zdobyciu pieniędzy „odbierak” przekazuje je „werbowniko­wi”. Ten zdobytą gotówkę przekazuje „logistykow­i”, a on z kolei ludziom, których zadaniem jest wysyłanie ich, zwykle przez Western Union, przekazami gotówkowym­i dalej do Wielkiej Brytanii.

Na podstawie zdjęć z monitoring­u udało się aresztować mężczyznę, który odebrał od taty Hanny 150 tys. zł. Śledczym tłumaczył, że znalazł informację o pracy dla kuriera na portalu ogłoszenio­wym. Mówił, że to była jego pierwsza akcja i kiedy zobaczył, o co chodzi, to nie przyjął kolejnego zlecenia. „Odbieraków” szuka się przez ogłoszenia czy znajomych. Tak było z dwoma 17-letnimi licealista­mi spod Warszawy, którzy wpadli przy odbieraniu 45 tys. zł. Siedzą w areszcie. Zwerbował ich kolega nowo poznanej dziewczyny. Spytał, czy chcieliby mieć kasę. Dawał po 1,5–2 tys. za jedno odebranie pieniędzy. Wsiadali w taksówkę, jechali pod wskazany bank, podchodzil­i do pokrzywdzo­nej, przedstawi­ali się jako policjanci, brali kopertę, wsiadali do taksówki, jechali we wskazane miejsce i oddawali je swojemu „werbowniko­wi”. „Werbownik” też wpadł. Wszystkim grozi kara za oszustwo – do ośmiu lat więzienia. Prokuratur­a stoi na stanowisku, że także „odbierak” bierze udział w oszustwie. Ich zatrzymani­a idą w setki. Szefowie są daleko. Liczą zyski.

 ?? ilustracja igor morski ??
ilustracja igor morski

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland