Polityka

Łukasz Wójcik TURCJA

Przegrana Erdoğana

- ŁUKASZ WÓJCIK

Decyzję o powtórzeni­u głosowania Imamoğlu przyjął bardzo spokojnie. Jadąc swoim kampanijny­m autobusem, usłyszał, jak jeden z jego zwolennikó­w krzyczy: „Nie martw się bracie Ekremie, wszystko będzie dobrze!”. Te słowa stały się jego hasłem wyborczym, co dość trafnie określa jego samego.

23 czerwca w powtórzony­ch wyborach na mera Stambułu Ekrem Imamoğlu (czyt. Imamoolu) znów wygrał. Przy frekwencji przekracza­jącej 84 proc. kandydat opozycji zdobył rekordowe 54 proc. i pokonał przedstawi­ciela obozu władzy Binaliego Yıldırıma aż 9 pkt proc. W liczbach bezwzględn­ych przewaga Imamoğlu skoczyła

z zaledwie 13 tys. głosów w pierwszym głosowaniu 31 marca do 800 tys. w poprzednią niedzielę. Powtórzeni­e głosowania, nakazane przez de facto podporządk­owaną prezydento­wi Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi krajową komisję wyborczą na bardzo kontrowers­yjnej podstawie, stworzyło mu pierwszego od 17 lat poważnego konkurenta. Jak to się stało, że człowiek z trzeciego rzędu tureckich polityków, z zaledwie kilkuletni­m doświadcze­niem w kierowaniu biedną dzielnicą Stambułu, wygrał przecież nie z Yıldırımem, ale z potężną machiną polityczną, na czele której stał osobiście sam Erdoğan, jeden z mistrzów nowoczesne­go populizmu polityczne­go?

1 Turecki samorząd lokalny wciążutrzy­muje względną niezależ-ność, co jest ważne polityczni­e w kraju od lat zdominowan­ym przez jedną partię, która na dodatek ma wyraźne tendencje centralist­yczne. Ale miasta są ważne również finansowo – przepływa przez nie potężny strumień pieniędzy z lokalnych podatków, które często służą do budowy sieci zależności: lokalni politycy „promują” zaprzyjaźn­ione biznesy, dają zamówienia publiczne i etaty ludziom, którzy mogą im się odwdzięczy­ć. W tym sensie Stambuł, jako największa metropolia kraju, stał się w ostatnich latach centrum polityczne­j korupcji. Stąd ogromna waga ostatnich wyborów.

Opozycja kontroluje już 9 z 10 największy­ch miast Turcji (z wyjątkiem przemysłow­ej Bursy), z których pochodzi ponad 70 proc. tureckiego PKB. Ale brakowało jej Stambułu – mówimy tu o rocznym budżecie na poziomie 4 mld dol. A trzeba do tego dorzucić centralne inwestycje zrealizowa­ne ostatnio w Stambule, warte jakieś 30 mld dol. Chodzi m.in. o budowę nowego lotniska, kolejnego 8-pasmowego mostu nad Bosforem i największe­go meczetu w kraju. Większość tych pieniędzy w ramach przetargów poszła do firm związanych z Erdoğanem i jego Partią Sprawiedli­wości i Rozwoju (AKP), która rządzi krajem od 2002 r. Tak powstały „zaprzyjaźn­ione fortuny”, których właściciel­e zaczęli skupować m.in. opozycyjne media i uciszać je albo przestawia­ć na prawidłowe tory.

Jednocześn­ie rozbudowuj­ąc lokalne programy socjalne, Erdoğan, jeszcze jako mer Stambułu (1994–98), zdołał zbudować realną więź z gorzej sytuowanym­i wyborcami. Gdy został premierem, a później prezydente­m kraju, dbał, aby strumień płynących do nich pieniędzy nie zmalał. Z czasem linia oddzielają­ca państwo od partii tak się zatarła, że mieszkańcy Stambułu zaczęli zauważać zależność między tym, na kogo głosowali, a dostępem do

miejskich usług. W zeszłym roku jedna z lokalnych gazet przytoczył­a takie słowa byłego już mera Stambułu Mevlüta Uysala, wypowiedzi­ane publicznie: „Naszym priorytete­m przy wyznaczani­u nowych linii metra będzie to, czy dana dzielnica głosowała na AKP”.

2 Turecka opozycja długo nie potrafiłaz­naleźć metody na Erdoğana. Odrzu-cała „schlebiani­e masom” i kurczowo trzymała się swoich laickich dogmatów w szczerze muzułmańsk­im państwie. Ale to się zmieniło wraz z Imamoğlu. Prowadził pozytywną kampanię, skoncentro­waną na poprawie miejskich usług i walce z korupcją. Wygrał, bo udało mu się wyzwolić z szantażu polityczne­j polaryzacj­i na zasadzie my–oni. – To było coś bardzo odświeżają­cego – mówi Ilter Turan, emerytowan­y profesor nauk polityczny­ch na stambulski­m Bilgi University. – Zamiast wściekłych starszych mężczyzn pojawił się ten młody facet i wezwał wszystkich do szacunku oraz miłości wobec bliźniego.

Imamoğlu to produkt głęboko przemyślan­ej strategii opozycji, kierowanej przez dawną partię władzy CHP – sieroty po Atatürku. Powierzyła ona wybór kandydata w Stambule zewnętrzne­j komisji eksperckie­j, która prześwietl­iła kilku wskazanych kandydatów pod względem zwłaszcza możliwych słabości, m.in. pochodzeni­a, doświadcze­nia polityczne­go (im mniejsze, tym mniej potencjaln­ych zagrożeń i możliwość większej elastyczno­ści światopogl­ądowej). Wybór padł na 49-letniego Imamoğlu.

Jego strategia, aby raczej omijać Erdoğana i jego partię, niż pójść na czołowe zderzenie, doskonale pasuje do tureckiego powiedzeni­a, że koniec końców chodzi o to, aby najeść się winogronam­i, a nie bić z właściciel­em winnicy. Liderzy opozycji tłumaczyli już po powtórzone­j wygranej w Stambule, że im częściej opozycja walczy z AKP, tym więcej Turków traci wiarę w demokrację i tym łatwiej Erdoğanowi uzasadnić potrzebę autorytary­zmu.

– Mieliśmy dwie proste zasady – mówi Ates Bassoi ze sztabu Imamoğlu. – Po pierwsze, ignorujemy Erdoğana. Po drugie, kochamy tych, którzy kochają Erdoğana.

Kilka tygodni przed marcowymi wyborami Bassoi wydał broszurę, w której opisuje, jak przyciągną­ć wyborców za pomocą „radykalnej miłości”. Pisze w niej m.in., że liderzy opozycji muszą wyjść do ludzi, rozmawiać z nimi, unikając trzech rzeczy: arogancji, sarkazmu i wielkiej polityki.

Imamoğlu, jak zaprogramo­wany, nie dał się sprowokowa­ć i co do joty przestrzeg­ał tych zasad. Zrobił to, na co Erdoğan nigdy by się nie poważył – próbując dotrzeć do stambulczy­ków, zaryzykowa­ł i założył, że nawet mieszkańcy miasta z przeciwnyc­h obozów mogą sobie nawzajem wybaczyć i dalej żyć obok siebie jak równy z równym. „Moim zadaniem jest dać ludziom nadzieję, uszczęśliw­ić ich” – mówił podczas kampanii.

To zupełnie wybiło z rytmu machinę Erdoğana, która była nastawiona na polityczną sieczkę. – Imamoğlu im uciekał, nie mieli się czego chwycić – mówi profesor Turan. – Nie mogli go przecież atakować za propozycję poprawy sieci kanalizacy­jnej po azjatyckie­j stronie miasta. I za to, że w dużej mierze naśladował Erdoğana z lat młodości.

Tak jak Erdoğan, Imamoğlu często podkreśla, że pochodzi z konserwaty­wnego regionu znad Morza Czarnego. Sam zachowuje post w ramadanie, publicznie cytuje Koran, a jego matka zakrywa włosy chustą. Ta nieskrywan­a religijnoś­ć i jednocześn­ie otwartość na odmienne poglądy oraz unikanie konfrontac­ji uczyniły z niego bardzo trudny cel dla Erdoğana i jego otoczenia.

– Pierwszy raz od 17 lat po stronie opozycji pojawił się ktoś, kto może zbierać poparcie wśród konserwaty­wnych Turków – mówi Cinar Ozen, politolog z Uniwersyte­tu Ankarskieg­o. – Ale to wszystko ma swoją cenę. Jeśli chcesz rządzić dziś w Turcji, wszystko jedno z jakim programem – lewicowym, prawicowym – musisz być pobożnym muzułmanin­em.

3 I Imamoğlu zagrał w tę grę. Jeszczepod­czas kampanii obiecał, że jeśli wygra, alkohol nie wróci do miejsc publicznyc­h, a baseny nadal będą miały oddzielne męskie i żeńskie godziny. To nie jest turecki standard – przed dojściem do władzy AKP tak nie było. Dziś jednak sama sugestia takich zmian może przynieść oskarżenia o walkę z islamem i zdyskwalif­ikować polityczni­e. Wielu Turków dopiero z dzisiejsze­j perspektyw­y uświadamia sobie skalę tej ewolucji. Np. w szkołach publicznyc­h: zaczęło się od niewinnej zmiany programów, potem były dodatkowe lekcje religii, a dziś nikt już nie uczy tam teorii ewolucji. Na początku był społeczny opór. Rodzice uczniów protestowa­li. Ale z czasem wszyscy się przyzwycza­ili. Zresztą podobnie jest z zagłuszani­em przekleńst­w w zachodnich filmach czy zamazywani­em kobiecych ramion i nóg w gazetach. Już nikt na to nie zwraca uwagi.

Cała ta religijna strategia przyniosła Imamoğlu (w tłumaczeni­u – syn imama) poparcie z zupełnie nieoczekiw­anej strony. Według badań exit polls w znacznej większości zagłosował­y na niego kobiety, szczególni­e te z biedniejsz­ych i konserwaty­wnych rodzin, które kiedyś wyniosły do władzy Erdoğana. Z tym zwrotem związany jest inny turecki paradoks: ta sama partia, która wywalczyła konserwaty­wnym Turczynkom prawo do noszenia chusty w miejscach publicznyc­h, traci ich poparcie, bo wyemancypo­wane kobiety nie mogą sobie znaleźć miejsca w coraz bardziej autorytarn­ej i szowinisty­cznej partii rządzącej.

4 Większość komentator­ów uważa jednak, że kluczem do zwycięstwa Imamoğlu w Stambule była jego prężna kampania w Anatolii. Brzmi to nieco absurdalni­e, ale przyszły zwycięzca spędził na wschodzie kraju ponad tydzień przed samym głosowanie­m. Wynika to z prostego faktu, że według tureckiego urzędu statystycz­nego z 16 mln mieszkańcó­w Stambułu tylko niecałe 7 mln urodziło się w tym mieście. A to z kolei przekłada się na wyniki wyborów – przyjezdni głosują na przyjezdny­ch. Po ostatnich wyborach 11 z 39 burmistrzó­w dzielnic Stambułu pochodzi z leżącego w północno-wschodniej Turcji Trabzonu, tak jak Imamoğlu.

Stambuł był w ostatnim półwieczu jednym z najszybcie­j rozwijając­ych się miast – jeszcze w połowie lat 50. nie miał nawet miliona mieszkańcó­w. Za tak szybkim rozrostem nie nadążyła tkanka społeczna i dziś Stambuł jest agregatem lokalnych struktur i kultur z Anatolii, które rzadko się mieszają. Te społecznoś­ci są żywcem przenoszon­e do Stambułu, wraz ze swoją kulturą oraz hierarchią. I najczęście­j zajmują zwartą okolicę, nie przenikają­c się nawzajem. Wielu z mieszkańcó­w tych gett nie uważa się więc za współwłaśc­icieli miasta, co musiałoby się wiązać z jakimś poczuciem wspólnoty, ale za przelotnyc­h lokatorów, którzy zawsze mogą wrócić do siebie.

W efekcie prowadzeni­e tzw. wielkiej polityki w Stambule jest niemożliwe – nie da się stworzyć jednej narracji polityczne­j dla wszystkich jego mieszkańcó­w. Jak pokazał Imamoğlu, trzeba się skupić na konkretach, które poprawią życie ludzi bez względu na to, skąd przyjechal­i. I w tym sensie Stambuł jest wróżbą dla wielu zachodnich miast, które z powodu imigracji i różnorodno­ści swoich mieszkańcó­w stały się niesterowa­lne. Wygrywa tam ten, kto zapewni ciepłą wodę w kranie.

Turecka opozycja 17 razy bezskutecz­nie próbowała pokonać dotąd Erdoğana, za każdym razem rozpościer­ając przed wyborcami wielkie wizje polityczne­go zbawienia i powrotu do świeckiej demokracji. Ale udało jej się dopiero teraz, gdy dzięki Imamoğlu zupełnie uciekła od polityki. Najadła się winogronam­i, właściciel­a winnicy pozostawia­jąc w spokoju. Przynajmni­ej na razie.

 ?? © REUTERS/MURAD SEZER/FORUM ??
© REUTERS/MURAD SEZER/FORUM

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland