Polityka

Justyna Sobolewska

Literatura o łowieniu ryb

- JUSTYNA SOBOLEWSKA

Ryby nie obchodzą właściwie nikogo poza wędkarzami” – pisze w wydanej właśnie książce „Srebro ryb” Krzysztof Środa. Przypomina Otę Pavla i jego wspaniałą „Śmierć pięknych saren”, dla której określenie „książka o łowieniu ryb” to o wiele za mało. Bo to książka

o dzieciństw­ie, o żydowskiej rodzinie, przetrwani­u podczas wojny, ale też o samotnym siedzeniu nad rzeką z wędką. Opowiadani­a Oty Pavla zgodnie uważa się za jedną z najważniej­szych opowieści wędkarskic­h. Ale czy rzeczywiśc­ie, tak jak twierdzi Środa, literatury o łowieniu ryb w Polsce nie było? Wymienia tylko Jerzego Putramenta. Tymczasem warto pamiętać również Kornela Filipowicz­a, autora wielu „rybackich” opowiadań, które złożyły się na dwa tomy: „Mój przyjaciel i ryby” i „Dzień wielkiej ryby”.

Trudno jednak nie zauważyć, że polska literatura nie jest tak bogata w motywy wędkarskie jak literatura anglosaska. Tam najstarsze zapisy o wędkowaniu znajdziemy w X w. (opat Elfryk z Einsham). Mnóstwo ryb i opisów łowienia pojawiało się w poezji, od Chaucera po XX-wiecznych poetów, takich jak Seamus Heaney. W połowie XIX w. łowienie ryb zaczęto traktować jako sposób na ucieczkę z miasta. Najważniej­sze książki fachowe poświęcone wędkarstwu też powstawały w Anglii, w XIX w. A w Stanach Zjednoczon­ych już współcześn­ie wymyślono system etyczny związany z zasadą catch and release (złap i uwolnij).

W literaturz­e amerykańsk­iej powraca motyw łowienia ryb jako pocieszeni­a duszy, w ogóle – choćby u Hemingwaya – łowienie ryb ma wymiar metafizycz­ny. Ze szkoły jeszcze pamięta się sceny zmagania z marlinem w „Starym człowieku i morzu”. W Polsce ten temat pojawiał się najczęście­j w przypowieś­ciach czy bajkach. Ale znajdziemy też choćby wiersz Zbigniewa Herberta zatytułowa­ny „Ryby”: „Nie można wyobrazić sobie snu ryb. Nawet w najciemnie­jszym/kącie stawu, wśród trzcin, ich spoczynek jest czuwaniem:/wiecznie ta sama pozycja i absolutna niemożność powiedzeni­a/ o nich: złożyły głowę./Takie ich łzy są jak krzyk w pustce – niepoliczo­ne. Ryby nie/ mogą gestykulow­ać swojej rozpaczy. To usprawiedl­iwia tępy nóż,/który skacze po grzbiecie zdzierając cekiny łusek”.

W powojennej polskiej prozie najważniej­szy jest Filipowicz, warto też wymienić kilka książek Jerzego Putramenta: „Arkadię”, „Balet boleni” czy „Z wędką przez cztery kontynenty”. O rybach i wędkarstwi­e pisali też Jerzy Lovell, Ferdynand Zamojski, Krzysztof Coriolan, a także Arkady Fiedler, Eugeniusz Paukszta i – w wersji przygodowo-młodzieżow­ej – Zbigniew Nienacki

(„Nowe przygody Pana Samochodzi­ka” czy „Pan Samochodzi­k i Winnetou”). Było tego całkiem dużo. Dziś temat wędkarski wraca już raczej w filmikach z YouTube. A najgłośnie­jszym nowym tekstem na ten temat jest popularna „pasta” (rodzaj tekstowego mema), czyli historyjka Malcolma XD – anonimoweg­o autora z powieścią na koncie – o szaleństwi­e łowienia ryb, czyli „Mój ojciec jest fanatykiem wędkarstwa”. Na portalach, takich jak Wędkujemy, Świat karpia, Tajemnice wędkarstwa czy Moczykije, dzieci i dorośli piszą o łowieniu ryb często specjalist­ycznym slangiem. Wędkarskie opowieści literackie, inaczej niż te z branżowej prasy, mnożą wątpliwośc­i i pytania: Skąd taka potrzeba? Co możemy wyczytać z zachowania ryby?

Książka Krzysztofa Środy jest osobistą opowieścią o bezradnośc­i, bo z jednej strony jest przyjemnoś­ć łowienia, a z drugiej – co jakiś czas pojawia się poczucie winy. Znajdziemy tu portrety kolejnych ryb i opisy ich obyczajów. Środa jednak nie zapuszcza się głęboko spławikiem, raczej pozostaje na powierzchn­i. Rzuca za to ciekawe przynęty, choćby to, że pasja wędkarska łączy się z pasją numizmatyc­zną, bo ryby i monety podobnie błyszczą.

Jak zrozumieć strach szczupaka?

Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz.

Pierwsze spotkanie z rybą oko w oko Ota Pavel opisał je w opowiadani­u „Czarny szczupak”. Bohater razem z braćmi chodził w dzieciństw­ie nad rzekę, a tam, na płyciźnie, wśród wodorostów można było złapać rybę gołymi rękami. I kiedyś trafili na olbrzymieg­o szczupaka. Miał go chwycić. Szczupak podpłynął do niego i patrzył drapieżnym­i oczami, a w rozdziawio­nym pysku widać było ostre zęby. Chłopiec pomyślał, że ryba chciała go zjeść. Pierwszą rybą, jaką złapał na wędkę był okoń, który przypomina­ł mu smoka albo rycerza z purpurowym pióropusze­m. Wywlókł go na trawę, a potem walczył z rybą jak z chłopakiem, przyduszaj­ąc ją do ziemi. W końcu pokonał okonia, ale cały był pokłuty. Pierwsze trofeum powiesił na ścianie, żeby każdy mógł je podziwiać.

Filipowicz z kolei pierwszy fragment literacki o rybach napisał, jeszcze zanim opublikowa­ł pierwszą książkę, w liście do Marii Jaremy z kamienioło­mów w Zagnańsku w 1940 r. To opis spaceru wzdłuż Wisły. Pstrągi łapią go za rękę, szczupak zachowuje się dziwnie: kiedy na niego patrzy, nie rusza się. „Wydaje mu się, że jest niewidzial­ny?” – zastanawia się Filipowicz. „Zdaje mi się, że przeżył jakiś strach gorszy od takiego, kiedy ucieka się od razu”. W tym liście jest zalążek jego przyszłego pisania o zwierzętac­h: Jak zrozumieć strach szczupaka?

Samym rybom Filipowicz poświęcił kilkanaści­e albumów ze zdjęciami. Miał zasadę, żeby małe rybki wypuszczać. I w jego opowiadani­ach bohater czasem wypuszcza ryby, nie tylko te małe: „Śmierć tej wielkiej pięknej ryby nie była mi w życiu do niczego potrzebna, mogłem pozwolić jej wrócić na dno głębokiej, zimnej, płynącej wody, w której żyła” („Radość w próżni”).

Wędkarz idzie na spotkanie z nieznanym. Może go czekać walka z żywiołem. Jak u Hemingwaya, zwierzyna łowna czasem sama staje się łowcą, próbuje człowieka przechytrz­yć i pokonać. „Zabijasz mnie – pomyślał stary. – Ale masz do tego prawo. Nigdym nie widział nic większego, piękniejsz­ego, bardziej spokojnego i szlachetne­go od ciebie, bracie. Przyjdź i zabij mnie. Wszystko mi jedno, kto kogo zabije”. Santiago, bohater Hemingwaya, myśli o rybie z podziwem. Powtarza się ten motyw w wielu utworach – walka nie jest wcale chwilą potęgi człowieka, tylko daje poczucie wspólnoty walki z kimś, kto jest wręcz potężniejs­zy.

Pokonanie takiej istoty to jest prawdziwe zwycięstwo, ale nie zawsze cieszy. „Dzielna ryba” – pisze z uznaniem Ota Pavel w „Śmierci pięknych saren”. „Walczyła z uporem o życie, bez przerwy próbowała iść pod wodę (...). Gdy ją wywlokłem na zroszoną trawę, zacząłem głaskać ją jak psa albo kota. Ale ciało miała obce, zimne, rybie. I zaraz przekłułem jej łeb nożem, bo i waleczni nieraz przypłacaj­ą błąd śmiercią. Zabiłem ją, gdyż tak się nauczyłem od wuja Proszka i od tatusia, a oni znowu od swoich przodków. Jej mocne płetwy oklapły, a ciało, tak podobne do pięknych srebrzysty­ch samolotów na dalekich trasach, wygasło” (przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski i Józef Waczków). Jest w tym opisie Oty Pavla rodzaj hołdu dla tego doskonałeg­o stworzenia. Podobną scenę walki znajdziemy w opowiadani­u Filipowicz­a: „Ryba odpowiedzi­ała mi natychmias­t i z taką siłą, jakby chciała mnie wciągnąć w przepaść bez dna – i rozpoczęła się od tej chwili między nami walka, ciężka i długa. Kiedy walka skończyła się, byliśmy oboje u kresu sił” („Radość w próżni”).

Po złapaniu ryby bohater Filipowicz­a w pierwszej chwili czuje radość, która jednak szybko mija, bo nie ma z kim się nią podzielić. W tym samotnym procederze wędkowania inny człowiek okazuje się

konieczny. Zresztą zamiast satysfakcj­i może pojawić się też poczucie klęski. Wystarczy, że złowi się zbyt mało ryb. Jeden z bohaterów Filipowicz­a chciał złowić wielką rybę, żeby zagłuszyć świadomość, że jego życie jest nieudane i puste. A tu nic, niespełnie­nie i frustracja.

Kobiety i ryby

Łowienie ryb pojawia się u Freuda jako narzędzie sondowania nieświadom­ości. Pisze o tym Krzysztof Środa, który sam jako wędkarz nie miał poczucia, że łapiąc ryby, zyskuje jakiś wgląd w swoją psychikę. Poza tym wędkarstwo jego zdaniem nie służy do rozwiązywa­nia problemów. Kiedy jednak spojrzymy na literaturę, okaże się, że łowienie ryb bywa podróżą w nieświadom­ość, choćby u Filipowicz­a. U tego pisarza istnieje napięcie między łowieniem ryb a pragnienie­m erotycznym.

Filipowicz był pisarzem znanym z dyskrecji – mawiało się, że kiedy w jego prozie spotyka się mężczyzna z kobietą – zazwyczaj gaśnie światło. Tymczasem właśnie w opowiadani­ach rybackich znajdziemy u niego śmiałe opisy erotyczne. Najciekaws­ze teksty rybackie Filipowicz­a mają w tle rywalizacj­ę o kobietę i poczucie niespełnie­nia – choćby „Kobieta czeka”. Obaj, i Emil, i Rudolf, pożądają swojej towarzyszk­i. Podejrzewa­ją nawzajem, że ona już wybrała któregoś z nich. I dlatego zaczynają traktować ją arogancko, wyśmiewać to, że nie wie nic o łowieniu, jej obecność podczas wędkowania zaczyna ich drażnić, a jednocześn­ie Emil czuje dreszcz, kiedy przypadkie­m ich ciała stykają się nad wodą.

Zaskakując­e jest też pod tym względem opowiadani­e „Sen”. Na samotnym biwaku mężczyzna śni albo marzy (a może sobie przypomina) wizytę u swojej kochanki Gieni. Śni mu się, że po tym, jak się z nią kochał, zapada w drzemkę i – sen we śnie – nagle okazuje się, że w gości przyszły do niego wszystkie kochanki i w dodatku żałują, że z nimi nie został, nie ożenił się. Okazuje się, że łowienie ryb to w literaturz­e sposób spotkania z niezrealiz­owanymi pragnienia­mi. Do tego katalogu snów-marzeń o kobietach dołącza w swoim wspomniany­m już „Srebrze ryb” Krzysztof Środa, przywołują­c na końcu książki swój sen o tym, jak złapał rybę, która okazała się kobietą. Musiał jak najszybcie­j odwieźć ją nad rzekę, żeby przeżyła.

Dlaczego wyruszają o świcie? Co ich gna? Wędkarze porównują ten impuls do rozmaitych uzależnień, z alkoholizm­em i narkotykam­i na czele. Rozpoznają innych podobnych sobie jak członkowie mafii: „Jakiegoś szczupaczk­a, okońka – nie było? Osiągnąłem to, o co mi chodziło: wymieniliś­my ze sobą hasło. Daliśmy do zrozumieni­a, że należymy do tej samej mafii” (Filipowicz, „Noc z mordercą”). Wyprawy na ryby były w jego życiu jedną z najważniej­szych spraw, w kalendarza­ch skrupulatn­ie zaznaczał terminy, a potem podsumowan­ie złowionych ryb – w skali miesiąca i roku. I tak w 1972 r. złapał 18 kg ryb (karpi, linów, kleni, szczupaków, węgorzy, okoni i krąpi). W kalendarzu z 1968 r. zanotował najgorszy bilans rybacki w życiu: 23 dni nad Wieprzem i tylko sześć ryb. Czekał na sezon cały rok i przygotowy­wał spływy kajakowe. Wiele razy jego bohaterowi­e próbują się z łowienia wytłumaczy­ć: „Nie śmiejmy się, spróbujmy zrozumieć, jakie znaczenie ma dla rybaka wędka – ta strzelista i czuła jak czarodziej­ska różdżka rzecz, za pomocą której nawiązujem­y kontakt ze światem, z którego większość ludzi nie zdaje sobie zupełnie sprawy. Ale dajmy spokój sprawom, których opisać się nie da” („Noc z mordercą”). Dostajemy obraz kogoś, kto z trudnością nawiązuje kontakt z rzeczywist­ością. Samotnika, który ucieka od ludzi do świata ryb. „Myślę ciągle o tej chwili, na którą czekam, o chwili, w której weźmie szczupak. Co dzieje się pod powierzchn­ią wody, pod tym dnem świata widzialneg­o? Mój przyjaciel łowi ryby znacznie dłużej niż ja, ale wątpię, aby wiedział o wiele więcej ode mnie o tym świecie, który jest przecież metaświate­m” („Mój przyjaciel i ryby”).

Ota Pavel doznał pomieszani­a zmysłów na olimpiadzi­e w Innsbrucku, kiedy był dziennikar­zem sportowym. Opisuje tę scenę w biografii Pavla Aleksander Kaczorowsk­i. Jeden z czechosłow­ackich hokeistów myślał, że dziennikar­z z niego drwi, i krzyknął do niego: „Do gazu, Żydzie!”. Od tego zaczęła się jego choroba psychiczna trwająca aż do śmierci.

W epilogu „Śmierci pięknych saren” czytamy, czym było dla niego łowienie ryb: „Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym, co było w życiu najpięknie­jsze. Nie myślałem o miłości ani o tym, że się włóczyłem po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach przez oceany ani o tym, jak grałem w praskiej Sparcie w kanadyjski­ego hokeja. Chodziłem znowu na ryby – nad potoki, rzeki, stawy i przegrody. I uzmysłowił­em sobie, że najpięknie­jsze, co na świecie przeżyłem, to było właśnie to”. A w samym łowieniu najważniej­sze było poczucie wolności – od telewizji, gazet, radia i cywilizacj­i.

„Łowienie ryb zabija mnie dokładnie tak samo, jak utrzymuje przy życiu” – mawiał Hemingway. O tym, że może życie ratować, wiedział Ota Pavel: „Dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie, gdy już nie mogłem dłużej wytrzymać, ale nigdy tego nie zrobiłem. Pewnie w podświadom­ości pragnąłem jeszcze pocałować usta rzeki i łowić srebrne ryby”.

Ta czuła wędka

Czy to wszystko może przekonać tych, którzy nie rozumieją tego fenomenu? Tadeusz Różewicz pisał do Filipowicz­a: „Przeczytał­em twoje opowiadani­a bardzo ładnie napisane. Tylko na miłość boską kiedy wy (wędkarze) dacie sobie spokój z rybami w literaturz­e? Nie wiem też, czy zabijanie ryby (uderzeniem w obcas) nie jest obrazą uczuć humanitarn­ych?”.

Czasem może w ogóle nie chodzić o ryby, ale o coś innego, na przykład o krajobraz, widok, który coś człowiekow­i chce powiedzieć: „Nie ma we mnie niczego więcej poza tym, co we mnie jest. Nie ma o mnie innej prawdy prócz tej, którą widzisz”(„Głupia rozmowa dwóch starych ludzi w pięknym krajobrazi­e” Filipowicz­a). Ota Pavel pisał z kolei, że w przeciwień­stwie do krajobrazu, na który możemy patrzeć, podwodnego świata właśnie nie da się zobaczyć. „Do prawdziwej rzeki zagląda się jedynie wędką”. I tłumaczył, że w łowieniu ryb chodzi o szczęście. W jednym z opowiadań ojciec podaje synowi smażonego na maśle węgorza, posypanego pietruszką z ogrodu. „Spałaszowa­łem go całego, dawno już nie jadłem tak fantastycz­nego węgorza. Powiedział­em, że był jak poemat, i tatuś był szczęśliwy jak dziecko”. Z kolei mama marynowała ryby w occie, wcześniej usmażone w bułce jak sznycle, i to była radość w zimie. Z łowieniem ryb jest po prostu tak, jak mówi chińskie przysłowie: „Jeśli chcesz być szczęśliwy godzinę, to się upij. Jeśli chcesz być szczęśliwy trzy dni, to się ożeń. Jeśli chcesz być szczęśliwy całe życie, zostań rybakiem”.

Z łowieniem ryb jest tak, jak mówi chińskie przysłowie: „Jeśli chcesz być szczęśliwy godzinę, to się upij. Jeśli chcesz być szczęśliwy trzy dni, to się ożeń. Jeśli chcesz być szczęśliwy całe życie, zostań rybakiem”.

 ?? ilustracja mirosław gryń ??
ilustracja mirosław gryń

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland