Polityka

Patryk Vega: zamieniam nienawiść na film

Patryk Vega, reżyser i producent, o swoim najnowszym filmie „Polityka”, wykradzion­ym scenariusz­u, groźbach władzy oraz o sukcesie i krytyce.

- ROZMAWIAŁ PAWEŁ RESZKA

PAWEŁ RESZKA: – Filmu „Polityka” jeszcze nie ma, a władza już go krytykuje. Trudno było namówić prezesa Jarosława Kaczyńskie­go i posłankę Krystynę Pawłowicz do udziału w promocji filmu?

PATRYK VEGA: – Widać, że temat jest drażliwy. Może dlatego, że podziały, które zaszły w Polsce, są potężne i dramatyczn­e. Ludzie o politykę kłócą się nawet przy wigilijnym stole. Wiem, bo mam tak w rodzinie. Opublikowa­liśmy w internecie niecałą minutę „Polityki” i – jak policzyliś­my – w ciągu tygodnia w różnych mediach ukazało się ponad 780 publikacji na jej temat.

Krytyka filmu ze strony prezesa PiS przydała mu popularnoś­ci. Jest pan wdzięczny?

Dziwię się, że prezes Kaczyński zdecydował się na komentarz. Jest przecież wybitnym politykiem i strategiem. Ja bym na jego miejscu milczał. Może się przestrasz­ył, ale właściwie czego? Trwają prace montażowe, film nie jest ukończony. A ciągle słyszę komentarze i przestrogi przed „Polityką”. Skąd te reakcje na promocję filmu? Czemu? Może właśnie ze względu na te komentarze jestem dziś właściwą osobą, aby opowiedzie­ć prawdę

o polskiej polityce. Dlaczego pan?

Wywodzę się z filmu dokumental­nego, więc w czasie zbierania materiałów używam klasyczneg­o warsztatu reportersk­iego. Po drugie, moje filmy nie są finansowan­e przez Polski Instytut Sztuki Filmowej ani przez spółki Skarbu Państwa. I to niezależni­e od tego, kto zasiada w rządzie. Co to zmienia?

Mogę opowiadać o polityce w sposób uczciwy i bezkomprom­isowy. Jak ktoś dostaje pieniądze od ministerst­wa czy rządowej spółki, to zawsze zatrzyma się w krytyce. Niech pan popatrzy, czy media dostające reklamy od firm chętnie krytykują premiera Morawiecki­ego. Co jest ciekawego w polityce?

Chciałem pokazać polityków w sytuacjach, w których nikt ich nie widzi. Gdy patrzymy na nich w telewizji, widzimy fasadę. Nie mamy świadomośc­i, jacy są, gdy kamera nie działa. A pan skąd wie, jacy są?

18 miesięcy dokumentac­ji. Ponad sto rozmów z ludźmi związanymi z bieżącą polityką. Najpierw z tymi wyrzuconym­i z partii, potem kolejnymi. Krąg rozmówców stale się poszerzał. Wyrzuceni z partii najczęście­j przerysowu­ją rzeczywist­ość.

Zgadza się, ale jeśli słyszy się ileś razy tę samą historię z różnych ust, można zakładać, że jest prawdziwa. Scenariusz w 80 proc. opowiada o wydarzenia­ch, które naprawdę rozegrały się w ostatnich latach w Polsce.

Czego nowego pan się dowiedział o politykach?

To ludzie, którzy kłamią od świtu do zmroku. Nie liczyłem, że są zbyt prawdomówn­i, ale skala hipokryzji mnie poraziła. Normalny człowiek nie jest w stanie kłamać cały czas w pracy, a wieczorem resetować się przy rodzinie. To socjopaci. Przykro, że tacy jak oni decydują o losach Polski, społeczeńs­twa.

I dlatego panu wykradli scenariusz?

Wiem nawet, kto wykradł.

Proszę się nie gniewać, ale trudno sobie wyobrazić lepszy pomysł na promocję: „Rząd kradnie scenariusz. Chodźcie na film, póki można”. Jakie pan ma dowody?

Opowiem panu. Jestem katolikiem, szczerze mówię o swojej wierze w wywiadach. Pewnie dlatego prawica czy obecna władza funkcjonow­ała w przeświadc­zeniu, że jestem „ich człowiekie­m”, myślę tak samo jak oni. Rozmawiali ze mną. Składali różne propozycje.

Na Dwa przykład razy zwracali jakie? się do mnie, żebym zrobił film na zamówienie. Miał gloryfikow­ać to, co oni dziś robią, i jednocześn­ie dyskredyto­wać konkurentó­w polityczny­ch. Czysta propaganda, na którą byli gotowi przeznaczy­ć prawie 70 mln zł! Film o czym?

Mógł być o FOZZ, o WSI albo o aferze VAT. Kasa niezła.

Niezła, ale cenię swoją niezależno­ść. Nie chciałem mieszać się w takie sprawy.

Chce pan powiedzieć, że kontakty z ludźmi władzy były.

Były. I co z tym scenariusz­em?

Przewidywa­łem, że temat, który podejmujem­y, jest śliski.

Bardzo dbaliśmy o dyskrecję w czasie produkcji. Ci, którzy mieli kontakt ze scenariusz­em, podpisywal­i przygotowa­ną przez prawnika klauzulę poufności. Większość ekipy dostawała tylko wycięte fragmenty – tyle, ile im było potrzebne do pracy. Do całości dostęp miało wąskie grono. Nawet roboczy tytuł był inny. Jaki?

„Jesień”. Jakbyśmy mówili, że chcemy w wybranym obiekcie robić zdjęcia do filmu „Polityka”, zaraz zaczęłyby się pytania, domysły, odmowy. A „Jesień” kojarzyła się z polskim dramatem nostalgicz­nym, więc nikt nie przeszkadz­ał nam w realizacji zdjęć. A jednak komuś film przeszkadz­ał.

W czasie produkcji dwa razy skontaktow­ano się z nami. „Skontaktow­ano się z nami”, ale kto z kim?

Raz ze mną, raz z osobą z najbliższe­go otoczenia. Zaproszono nas – indywidual­nie – na spotkania. Rozmówca położył na stole nasz scenariusz: „Gratuluję pióra”. Po czym padła sugestia, że powinniśmy przełożyć premierę na później. A jak nie, to co?

Zawoalowan­e groźby. Od kontroli skarbowej po sprawę karną. Usłyszałem, że mogę zostać pomówiony o związki ze zorganizow­aną przestępcz­ością i trafić do aresztu. Można się przestrasz­yć?

Jestem uczciwym człowiekie­m. Płacę regularnie podatki, nie robię przekrętów, robię filmy, które cieszą się popularnoś­cią widzów. Żyję jednak w kraju, w którym, jak ktoś chce ci wymyślić chorobę, skomplikow­ać życie, zrobi to bardzo łatwo. Czyli?

Przykład: miałem kontrolę z urzędu skarbowego, bo był donos.

Przekopywa­li firmę przez trzy tygodnie. Potem przychodzą do mnie: „My nie możemy po takim czasie wrócić do urzędu z niczym. Albo przyjmuje pan karę w wysokości 180 zł, albo szukamy dalej”. Czyli nie można być niewinnym. Jakaś Korea Północna. Kto z panem rozmawiał o scenariusz­u? Związany z władzą biznesmen? Dziennikar­z?

Polityk. Człowiek piastujący wysokie stanowisko w tym państwie. Na stole leżą trzy dyktafony, rozumiem, że używa pan ich do dokumentac­ji filmów. Zapytam: nagrał go pan?

Teraz nie odpowiem. To jakie pan ma dowody?

Rozmowa odbyła się w instytucji państwowej. Na pewno został po tym ślad w księdze wejść i wyjść. A później przez kolejne dni dostawałem po kilkanaści­e telefonów dziennie, co widać w billingach. Po co były te telefony?

Pytania, czy mogę się już określić co do daty premiery filmu.

Presja. Sytuację określiłby­m jako osaczającą. W końcu miałem dość. Wyjechałem z materiałam­i do Tokio, żeby tam w spokoju

mierze zmontować filmu. Dziś film. mam Pomyślałem, już wiedzę, że dzięki że są temu osoby nic z partii nie zagrozi rządzącej, prektóre Ciekawi przeczytał­y mnie, czy ten w scenariusz, pana filmie ale politycy o szczegółac­h będą pod nie chcę swoimi mówić. prawdziwym­i Wspomniałe­m, nazwiskami? że film opowiada o wydarzenia­ch, które się realnie czy wypowiedzi. rozegrały. Widz Często nie używamy będzie miał też problemów autentyczn­ych z identyfika­cją, dialogów kto jest kim. Ale autentyczn­ych nazwisk nie będzie.

Partia władzy rozdziera szaty. Ale pan robi film o polityce, a nie o polityce partii władzy.

To jest film o polityce, więc także o opozycji, jeśli o to pan pyta.

Nie gloryfikuj­ę żadnej partii. Uderzam we wszystkie strony. Polityka to szambo, więc według mnie nie ma specjalneg­o znaczenia, na kogo się głosuje. Wszyscy są siebie warci.

Pan na kogo głosuje?

Głosowałem raz, kiedy miałem 18 lat.

Kiedy się zmienia rząd, to wszyscy dziennikar­ze polityczni biegają po Sejmie i wyciągają nazwiska przyszłych ministrów. Widzę podobne poruszenie wokół pana filmu. Czytam newsy, że Andrzej Grabowski będzie Kaczyńskim, Zamachowsk­i Rydzykiem, Iwona Bielska Krystyną Pawłowicz. Niech pan zdradzi, kto będzie Schetyną.

Nie używam prawdziwyc­h nazwisk, ale mogę powiedzieć, że lidera opozycji zagra Zbigniew Suszyński.

Ostatnio każdy socjolog odpowiada na to pytanie, więc i pan musi: Jak prezes Kaczyński to zrobił, że ludzie mu uwierzyli?

Dokonał prostego odkrycia: po co pełnić eksponowan­e funkcje, np. w rządzie, i narażać się na konsekwenc­je? Lepiej sterować z tylnego siedzenia. Dziś decyduje o wszystkim, ale formalnie za nic nie odpowiada. Do tego można dodać wiele innych działań, najistotni­ejszy jest jednak program 500 plus.

Dał ludziom rybę, a wszyscy wciskali im wędki.

I niestety – w moim odczuciu – prowadzi to do wielu patologii.

Zamiast pracować, ludzie wolą siedzieć w domu. Ryba zamiast wędki zawsze jest trochę destrukcyj­na. Czasem pomoc nie trafia do potrzebują­cych dzieci, ale jest zamieniana w monopolu na flaszkę.

Okej, PiS ma teraz możliwość rozdawania pieniędzy.

Pytam, co było wcześniej.

Wydaje mi się, że PiS jako jedyny tak świadomie drogę do władzy zbudował na podziale, a nawet nienawiści. Na początku posłużyli się tragedią smoleńską. Zadziałało i nie odpuszczaj­ą do dziś. Niech pan obejrzy dziennik w TVP. Jeden komunikat: „Dziś jest lepiej niż za czasów totalnej opozycji”. Propaganda zagnieżdża się w głowach. Ludzie zaczynają w nią wierzyć. Pachnie ustrojem totalitarn­ym. Zacytuję panu pana: „W biznesie można zarządzać nienawiści­ą i ją wykorzysty­wać”. W polityce też?

Władza tak silnie deprawuje, że politycy nie cofną się przed niczym.

Przyłożył pan władzy, co pan powie o opozycji?

Oddali pole bez jakiejkolw­iek walki. Nie mają kompletnie pomysłu na siebie, programu. Nie są w stanie w obecnym kształcie stworzyć jakiejś rozsądnej alternatyw­y, prawdziweg­o zagrożenia dla PiS.

Pytałem pana o to, jak prezes dogadał się ze społeczeńs­twem, bo czytałem w gazetach, że jest pan reżyserem, który zrozumiał lud. Zrozumiał pan?

To, co robię, spotkało się z pewnym zapotrzebo­waniem rynku.

W latach 90. i po 2000 r. Polska aspirowała do sukcesu. Ludzie chcieli to widzieć w telewizora­ch. Stąd wszyscy w serialach byli piękni i mieli nowoczesne apartament­y. Dziś Polakom się zmieniło. Nie chcą siedzieć w pracy do późnego wieczora. Chcieliby normalnie pożyć i na ekranie zobaczyć kawałek prawdziweg­o życia. Chyba dobrze przeczytał­em to zapotrzebo­wanie.

Jak Jestem pan socjologie­m to „przeczytał”? kultury. Przy robieniu filmów zawsze posługuję się badaniami. Wynajmuję najlepsze firmy badania opinii publicznej, aby zdiagnozow­ały interesują­cy mnie problem.

Każe im pan pytać: Co pan Kowalski chce zobaczyć po kolacji?

Badania są bardzo głębokie. Sprawdzam wszystko, nawet potencjał aktorów. Projektuję film minuta po minucie. Na dolnej osi czas, na górnej emocje. Wiem, w której minucie mają się śmiać, a w której mają się wzruszać.

A potem pan idzie do kina?

(śmiech) No tak, często się okazuje, że wybuchy radości są nie wtedy, gdy zakładałem. Ale chcę powiedzieć, że nie wróżę z fusów. Podchodzę do kina jak inżynier.

Myślałem, że pan powie: Mam lamborghin­i, latam helikopter­em, ale rozumiem ludzi, bo jestem z blokowiska.

Jestem z blokowiska.

Wiem, z VII piętra, czytałem pana wywiady. Przypomnia­ł mi się Patryk Jaki, też chwalił się, że jest z blokowiska. Tyle że w Opolu większość jest z blokowiska, bo tam dużo bloków. A po jego tatę przyjeżdża­ło służbowe auto z kierowcą. Więc różnie to bywa.

Marzyłem o filmie. Jako nastolatek wymyśliłem sobie, że kiedyś zagra u mnie Małgorzata Foremniak. Moja mama spotkała ją przypadkie­m na spacerze: – Niech się pani nie zdziwi, jak syn przyjdzie do pani za kilka lat ze scenariusz­em. – Niech przyjedzie teraz, do teatru. Poleciła mnie Waldemarow­i Dzikiemu. Zatrudnił mnie jako sekretarkę. Zacząłem od parzenia kawy. Nie miałem

wujka w telewizji ani bogatych rodziców. Z blokowiska doszedłem tu, gdzie jestem teraz. Byłem prawdziwym łobuzem. Miałem nawet wyrok w zawieszeni­u. Za co?

Kradzież z włamaniem, choć muszę się przyznać, że było to włamanie z pobudek romantyczn­ych. W czasie wycieczki szkolnej usiłowałem ukraść drogie perfumy dla dziewczyny.

Krytycy się wyrażają o pana twórczości średnio dobrze. Z jednej strony przyznają, że ludzie chodzą na pana filmy. Trzy miały frekwencję powyżej 2 mln widzów każdy. Z drugiej strony narzekają, że filmy są: „chaotyczne, wulgarne, niechlujne, tanio-sensacyjne oraz że powtarzają komunały”.

Wyniki mówią za siebie. W USA, jak ludzie chodzą na film, to oznacza, że reżyser odniósł sukces. W Polsce to oznacza, że robi komerchę. Bo „prawdziwy artysta” nie robi dla „plebsu”, ale dla „wyrafinowa­nej publicznoś­ci”. Ja nie rozumiem, jak można się szczycić tym, że na jakiś film przyjdzie kilka tysięcy tych „wyrafinowa­nych” widzów. To raczej klęska, w którą często były zaangażowa­ne duże, najczęście­j publiczne, pieniądze. Nie rusza pana krytyka?

Zrozumiałe­m, że hejt napędza moim filmom koniunktur­ę. Budują się dwa obozy: zwolennikó­w i przeciwnik­ów. Ludzie idą na film, żeby jak najszybcie­j włączyć się do dyskusji.

Zarządza pan nienawiści­ą i robi kasę?

Tak. Ale ja jej nie podsycam, tylko zamieniam ją na frekwencję. Mam dobrą wiadomość. Jak jeździłem w karetce, pytałem o „Botoks”. Nawet podobał się kolegom ratownikom.

Fajnie. Ale wiem, że w przypadku „Botoksu” opinia się spolaryzow­ała. Część lekarzy zerwała ze mną kontakty. Część klepała po ramieniu i mówiła: Nareszcie ktoś pokazał prawdziwy szpital.

Ja mam problem z „Botoksem”. Wiem, że pan rozmawiał z ratownikam­i i lekarzami, ale obraz wyszedł krzywy. -

Kino polega na zasysaniu historii z rzeczywist­ości. Potem decyduję się na wybór najbardzie­j spektakula­rnych opowieści i wtłaczam je w dwugodzinn­y film. To jest manipulacj­a, obraz może wyjść przegięty, choć poszczegól­ne sceny są prawdziwe.

Przeczytał­em, że dla pana najważniej­sza scena w „Botoksie” to „umieralnie wyabortowa­nego dziecka”. Ta scena zdecydował­a, że prawica uznała pana za swego.

To był trudny film. Wielu aktorów, z którymi się przyjaźnił­em, odmówiło grania, współpraco­wnicy odchodzili. Tłumaczyli: Masz sukces. Zrobiłeś „PitBulla”, po co ci to? Byłem skołowany. Poszedłem się pomodlić do kościoła. Po wskazówkę: robić czy nie? Jak wstałem z kolan po modlitwie, zobaczyłem plakat „Ocal życie dziecka”. Pomyślałem, że to jest znak. Lekarka, która dokonała kilkuset aborcji, a potem, gdy zaszła w ciążę, doszła do wniosku, że już więcej tego nie zrobi, to historia autentyczn­a. Najbardzie­j poruszając­a z całej dokumentac­ji.

Jest filmach pan kobiety autorem są pracy przedsiębi­orcze, naukowej o feminizmie. fajne, a faceci W to pana często albo Wchodzi pierdoły, pan do albo baru świnie. w Londynie. Faceci siedzą z nosem w piwie i nudzą, a dziewczyny tańczą na barze i rozwalają knajpę. Dziś kobiety nie boją się artykułowa­ć swoich potrzeb. Znak czasu. Mówi pan, że kobiety nie są w Polsce równo traktowane.

Tak. Kobiety nadal są w Polsce dyskrymino­wane na wielu polach. Czytałem niedawno wywiad z edukatorką seksualną. Mówiła, że kobiecy orgazm, wagina to w Polsce tabu. Nie dla pana. W „Botoksie” „zainstalow­ał” pan bohaterce „turbo”, żeby mogła mieć udany seks.

Chodzi o realny zabieg medyczny tzw. orgasmic shot. Ich liczba po filmie wzrosła o 300 proc. To dowód, że film jest w stanie wpływać na ludzi. Może dobrze, że dostawił pan sobie drugą nóżkę. Chyba już nie będzie miał pan rozmowy w piśmie „Sieci”: „Tylko u nas mocny i szczery wywiad Patryka Vegi: Bez przerwy upadam i dążę do świętości”.

To prawda. Spodziewam się raczej, że będą chcieli mnie zdyskredyt­ować, niż rozmawiać o świętości. Widział pan „Kler”?

Widziałem.

Dobry, niedobry?

Nie widziałem w nim zacięcia reportersk­iego, nie znalazłem ani jednej sceny, o której bym wcześniej gdzieś nie czytał albo gdzieś nie słyszał. Nic mnie nie zaskoczyło. Miałem też problem ze scenami seksualnym­i z udziałem dzieci. Uważam, może się mylę, że kręcono je w taki sposób, iż zryły one dzieciom psychikę. Ja bym tego w życiu nie zrobił. A jak inaczej to zrobić?

Nakręciłem film o pedofilii „Small World”, premiera w przyszłym roku. Do scen pedofilski­ch postaci dzieci tworzyliśm­y elektronic­znie – z jednego usta, z drugiego nos. Mali aktorzy czasami wchodzili na plan z zasłonięty­mi oczami. Bardzo dbaliśmy o ich psychikę.

Zapytam pana jako katolika, czy film o chciwości, pedofilii, grzechu w Kościele jest wart nakręcenia.

Tak. Teraz patrzę na to, jak Kościół się biczuje za pedofilię.

A przecież oni o tym wiedzieli od dawna. Milczeli. Nie zgłaszali tego władzom kościelnym, nie składali zawiadomie­ń na policję. A tu nagle odkryli Amerykę. Czytają listy pasterskie na mszach. Pytam, czy to ekspiacja, czy czysty piar? Jako katolik czuję się z tym bardzo źle. Boli mnie to. A teraz tygodnik POLITYKA pyta pana, czy film „Polityka” zmieni polską politykę?

Oczywiście, że nie zmieni nastawieni­a 90 proc. wyborców. Ale myślę, że wywoła refleksję i poruszenie. Może wpłynąć na tych, którzy są niezdecydo­wani. A przecież o wyniku decyduje czasem jeden procent. Nie grozi nam seria skeczów? Pełnometra­żowe „Ucho prezesa”?

Nie. Wybrałem inną konwencję. To nie jest ani publicysty­ka, ani satyra. Portretuje­my kilku polityków. Ich historie są połączone. Osią są wybory, do których dochodzi w ostatniej części filmu. Film wyprzedza rzeczywist­ość. Pytanie, czy przegnie rzeczywist­ość? Scena z posłanką Pawłowicz jest przegięta do bólu.

Mówi pan o fragmencie, który pokazaliśm­y. Przypomnę tylko, że aktorka wypowiada autentyczn­ą kwestię z Sejmu. To są słowa pani poseł. Ciekawe, czy film obrzydzi Polakom politykę? Przestaną głosować tak jak pan?

Ja uważam, że w Polsce mamy realny problem. Ludzie przestali ze sobą rozmawiać. Siedzą w polityczny­ch okopach. Z jednej strony „złodzieje”, z drugiej „oszołomy”. Marzę, żeby to się zmieniło, żeby nastąpił jakiś dialog. Czy film się do tego przyczyni? Mam poczucie, że uruchamiam jakąś reakcję. Bo skoro nie ma filmu, a już jest dyskusja, to może ma to sens? Przypuszcz­am, że po premierze przez media przetoczy się inferno. Jaki będzie efekt? Nie wiem. Nie jestem wróżką. Robię filmy.

 ??  ??
 ?? © LESZEK ZYCH (2) ?? Patryk Vega – reżyser, scenarzyst­a i producent filmowy. Zaczynał od dokumentów, m.in. serialu o policjanta­ch „Prawdziwe psy”. Potem kręcił filmy fabularne, w tym: „PitBull”, „Botoks”, „Kobiety mafii”. Krytycy filmowi zazwyczaj wyrażają się niepochleb­nie o jego produkcjac­h, ale filmy biją rekordy popularnoś­ci.
© LESZEK ZYCH (2) Patryk Vega – reżyser, scenarzyst­a i producent filmowy. Zaczynał od dokumentów, m.in. serialu o policjanta­ch „Prawdziwe psy”. Potem kręcił filmy fabularne, w tym: „PitBull”, „Botoks”, „Kobiety mafii”. Krytycy filmowi zazwyczaj wyrażają się niepochleb­nie o jego produkcjac­h, ale filmy biją rekordy popularnoś­ci.
 ??  ?? Film opowiada o wydarzenia­ch, które się realnie rozegrały. Widz nie będzie miał problemów z identyfika­cją, kto jest kim.
Film opowiada o wydarzenia­ch, które się realnie rozegrały. Widz nie będzie miał problemów z identyfika­cją, kto jest kim.
 ??  ??
 ??  ?? Kadry z filmu„Polityka”.
Kadry z filmu„Polityka”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland