Łobuzy i elgiebety
Kończą się pierwsze cztery lata rządów „dobrej zmiany”, dlatego odwołując się do przeboju Jana Pietrzaka „Żeby Polska była Polską”, warto spytać, czy po tych czterech latach Polska jest już Polską? Sam artysta, który swoim dowcipem i gitarą służy obecnej władzy, jak potrafi, nie ma w tej sprawie wątpliwości i w wywiadzie dla jednego z prawicowych portali deklaruje: „Bardzo dużo już zrobiliśmy w tym kierunku, ale są łobuzy, które nam w tym przeszkadzają, więc ciągle trzeba pilnować, bo zawsze są nowe zagrożenia”.
Uważam, że to dobrze, że Jan Pietrzak pilnuje, chociaż nie jestem pewien, czy takie pilnowanie jest akurat zadaniem dla artysty tej klasy co on. Pietrzak powinien przede wszystkim występować i doprowadzać nas do łez swoimi skeczami, a pilnowanie Polski przed łobuzerią niech zostawi osobom mniej dowcipnym i wyrobionym estradowo. Boję się zresztą, że jeden człowiek, nawet taki jak Pietrzak, całej Polski nie upilnuje, bo ze słów premiera i prezesa PiS wynika, że antypolonizm, zboczenia i skompromitowane idee samorządowe szerzą się obecnie w wielu miejscach. W niektórych miejscowościach dochodzi nawet do tego, że rzekomo niezależne samorządy odmawiają zorganizowania Janowi Pietrzakowi występów pod pretekstem, że nikt nie chce go tam słuchać.„Wiele miast nie chce
nas w ogóle wpuszczać”, skarży się legendarny bard i twórca Kabaretu Pod Egidą, który nie ma wątpliwości, że w ten sposób próbuje się go„wykluczyć, wyrzucić i unieważnić”.
„Co to za wolna Polska, która nie wpuszcza Jana Pietrzaka?”, oburza się artysta. Moim zdaniem słusznie, bo wolność wolnością, ale jak ktoś odmawia wpuszczenia gotowego do występu Pietrzaka na estradę, to to już nie jest wolność, tylko próba demontażu Polski. Miejmy jednak nadzieję, że zamach na wolność Polski, polegający na niedopuszczaniu Pietrzaka do krajowych estrad, to zjawisko przejściowe. Być może po dramatycznym wyznaniu artysty partia rządząca zabierze się w końcu za samorządy i sprawi, że Jan Pietrzak będzie mógł dawać uroczyste recitale nie tylko w TVP, ale wszędzie tam, gdzie czuje, że ludzie chcą go słuchać.
On sam deklaruje zresztą, że przy odrobinie dobrej woli samorządów mógłby np. występować na rynkach miast, „najlepiej zamiast demonstracji LGBT-ów, czy jak się oni tam nazywają”. Co – uważam – z moralnego i patriotycznego punktu widzenia jest pomysłem słusznym choćby dlatego, że pojawienie się na estradzie 82-letniego narodowego barda w repertuarze patriotycznym z pewnością nie wywoła u widzów takiej fali niezdrowego podniecenia, jak obyczajowe ekscesy półnagich elgiebetów.