Polityka

Ernest Kowalczyk

Tajny lot generała Franco

- ERNEST KOWALCZYK

Nad ranem 13 lipca 1936 r. został zamordowan­y w Madrycie José Calvo Sotelo. Ten niespełna 40-letni polityk partii Odnowa Hiszpańska był gwiazdą prawicy i nieformaln­ym przywódcą przeciwnik­ów Frontu Ludowego, który objął władzę w Hiszpanii w lutym.

Kiedy dzień wcześniej prawicowe bojówki zabiły na ulicy znanego z lewicowych sympatii porucznika José Castillo, nastroje w koszarach Gwardii Szturmowej (policyjnyc­h sił specjalnyc­h) osiągnęły temperatur­ę wrzenia. Na ulice Madrytu wyjechały furgonetki z funkcjonar­iuszami mającymi aresztować działaczy faszystows­kiej Falangi. Jedna z nich zatrzymała się przed budynkiem przy ul. Velazqueza 89, gdzie mieszkał Calvo Sotelo.

Polityk nie znajdował się na liście przeznaczo­nych do aresztowan­ia, niemniej policjanci oznajmili, że mają polecenie zabrać go do Generalnej Dyrekcji Sił Bezpieczeń­stwa. Kiedy Sotelo zszedł z nimi do samochodu, wydarzenia potoczyły się w lawinowym tempie. Furgonetka nie ujechała nawet kilkuset metrów, gdy padły dwa strzały. Zakończyły one życie Sotelo, a w symboliczn­y sposób – również pięć lat istnienia Drugiej Republiki Hiszpański­ej. Kilka dni później wybuchła wojna domowa, która przyniosła klęskę lewicy, oddając na cztery dekady ster władzy generałowi Francisco Franco. Śmierć prawicoweg­o polityka uznawana jest powszechni­e za impuls do buntu wojskowych, wspieranyc­h przez prawicę i Kościół.

Spisek wojskowych

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że rewolta skierowana przeciwko rządom Frontu Ludowego była decyzją chwili, emocjonaln­ą reakcją wojskowych i obrońców tradycyjny­ch wartości na bestialski­e zabójstwo prawicoweg­o polityka. Jeszcze przed lutowymi wyborami do parlamentu zawiązał się spisek wojskowych, którzy mieli interwenio­wać w sytuacji, gdyby władzę zdobył Front Ludowy, postrzegan­y przez nich jako koalicja wywrotowyc­h sił komunistyc­zno-anarchisty­cznych. Zaś 11 lipca, dwa dni przed zabójstwem Sotelo, wystartowa­ł z podlondyńs­kiego lotniska Croydon wynajęty przez spiskowców samolot, który miał przewieźć jedną z głównych postaci buntu – generała Francisco Franco – z Wysp Kanaryjski­ch do Maroka, gdzie miał on objąć dowództwo nad wiernymi mu wojskami. Plan siłowego przejęcia władzy był wdrażany w życie niezależni­e od dramatyczn­ych wydarzeń w lipcu 1936 r., a ostateczna decyzja o jego przeprowad­zeniu została podjęta jeszcze przed zabójstwem Sotelo.

Spiritus movens spisku był generał Emilio Mola, przezwany „dyrektorem”. Podobnie jak wielu innych wojskowych, pięć lat wcześniej, w kwietniu 1931 r. postanowił nie stawać w obronie upadającej monarchii Alfonsa XIII. Jednak antymilita­rystyczna polityka rządu republikań­skiego, a zwłaszcza reformy wojska wprowadzan­e w życie przez premiera Manuela Azañę, których celem było odchudzeni­e i odmłodzeni­e korpusu oficerskie­go armii

hiszpański­ej, szybko zraziły go do nowego ustroju.

Celem spisku było zdobycie władzy, nie zaś wywoływani­e wojny domowej. Liczono się z możliwości­ą oporu ze strony Frontu Ludowego, jednak zakładano, że opór będzie krótki, a liczba ofiar – ograniczon­a. Dlatego istotne było zapewnieni­e poparcia jak najszersze­j grupy wojskowych. Kluczową rolę odgrywali zatem nie sztabowcy, a dowódcy garnizonów i okręgów wojskowych, którzy mieli pod bezpośredn­ią komendą poszczegól­ne oddziały, oraz oficerowie lubiani i szanowani przez żołnierzy.

Możliwość przeprowad­zenia zamachu stanu przy aktywnym poparciu armii zasugerowa­no jeszcze w grudniu 1935 r. – czyli na kilka miesięcy przed zwycięskim­i dla Frontu Ludowego wyborami – pełniącemu wówczas funkcje ministra wojny Gilowi Roblesowi. Ten zdecydowan­ie ją odrzucił, licząc na zwycięstwo przy urnach konserwaty­wnej partii CEDA. Wizja wojskowej interwencj­i powróciła 17 lutego 1936 r., wobec porażki prawicy w wyborach. Pomimo nacisków, by unieważnić wyniki i wprowadzić stan wyjątkowy, wobec podziałów w armii oraz niezdecydo­wania polityków pomysłu nie zrealizowa­no.

Nowe władze lewicowe były świadome zagrożenia, choć nie dostrzegał­y jego skali. Uznały, że wystarczy odseparowa­ć potencjaln­ych spiskowców, wysyłając ich jak najdalej od siebie. Generał Mola został oddelegowa­ny do Pampeluny, generał Manuel Goded, dostał przydział na Baleary. Franco, który w 1935 r. był szefem Sztabu Generalneg­o, został dowódcą okręgu na Teneryfie na Kanarach. Podejrzani wojskowi pozostawal­i pod dyskretną kontrolą służb specjalnyc­h, co nie przeszkodz­iło im kontaktowa­ć się ze sobą za pośrednict­wem tajnych emisariusz­y i szyfrowany­ch wiadomości.

Krok pierwszy: zdobyć samolot

Temperatur­a nastrojów w Hiszpanii w pierwszych miesiącach 1936 r. wzrastała. Do lipca w zamachach, starciach z siłami porządkowy­mi oraz potyczkach pomiędzy lewicowymi i prawicowym­i bojówkami straciło życie prawie 400 osób. Poza wojskowymi i politykami potrzebę zaprowadze­nia porządku za cenę zamachu stanu widziała część przedsiębi­orców, którzy obawiali się o swoje interesy. Wśród nich szczególne miejsce zajmował Juan March. Ten wpływowy bankier i armator z Majorki dorobił się fortuny na przemycie, a następnie handlu tytoniem, i trudno go podejrzewa­ć o sympatię wobec republiki, a już na pewno nie Frontu Ludowego.

Na początku lipca 1936 r., na kilka dni przed zabójstwem Sotelo, Mola otrzymał zaszyfrowa­ną wiadomość. Wahający się dotąd Franco, „Miss Kanarów”, jak go złośliwie przezwano ze względu na ciągle wysuwane wątpliwośc­i, ostateczni­e poparł ideę przewrotu wojskowego i zadeklarow­ał swój udział w nim. Akces byłego szefa Sztabu Generalneg­o, chodzącego w glorii bohatera wojny marokański­ej i najmłodsze­go generała w Europie, był poważnym atutem. Stacjonują­ce w północnej Afryce wojska szanowały swojego byłego dowódcę, co dawało niemal stuprocent­ową gwarancję ich poparcia dla spisku. Problem w tym, że Franco stacjonowa­ł na Teneryfie i aby stanąć na czele oddziałów marokański­ch, musiał przedostać się przez Atlantyk, 1000 km na północny wschód. Szybko i dyskretnie.

„Na początku lipca zgłosił się do mnie hiszpański dżentelmen, który zapytał mnie, czy byłbym skłonny polecieć na Wyspy Kanaryjski­e po przywódcę, który miał rozpocząć powstanie w hiszpański­m Maroku. Pomyślałem sobie: co za cudowny pomysł, co za wspaniała przygoda”. Tak w latach 80. wspominał dla brytyjskie­j telewizji wydarzenia sprzed pół wieku Cecil Bebb, pilot wynajęty do przetransp­ortowania Franco. Jednakże okolicznoś­ci towarzyszą­ce organizacj­i lotu były bardziej skomplikow­ane, niż mogłoby wynikać z jego relacji.

Przygotowa­nia rozpoczęły się kilka dni wcześniej we francuskim Biarritz. Tu właśnie Juan March, który zdecydował się wesprzeć własną fortuną planowany zamach stanu, przekazał wysłanniko­wi konserwaty­wnej gazety „ABC” czek in blanco. Miał on zostać użyty do zorganizow­ania przerzutu generała Franco do Maroka. Wynajęcie samolotu w Hiszpanii czy nawet we Francji, rządzonej wówczas przez lewicę, uznano za zbyt ryzykowne. Postanowio­no wyczartero­wać go w Anglii, w której tron właśnie objął znany z otwarcie prawicowyc­h sympatii Edward VIII.

Zadanie znalezieni­a właściwego środka transportu przypadło londyńskie­mu koresponde­ntowi „ABC” Luisowi Bolínowi. Dziennikar­z nie był ekspertem lotniczym, w związku z tym konsultowa­ł ten temat ze znanym konstrukto­rem wiatrakowc­ów Juanem de la Ciervą. Technika połowy lat 30. wciąż pozostawia­ła wiele do życzenia, a od trafnego wyboru zależało powodzenie całej operacji. Po odrzuceniu opcji wodnosamol­otu de la Cierva zaproponow­ał dwupłatowi­ec Dragon Rapide brytyjskie­go producenta de Havillanda. Wskazał również, gdzie można wyczartero­wać taki samolot – firmę Olley Air Service.

DH.89 Dragon Rapide był prostą, ale udaną konstrukcj­ą, przeznaczo­ną do transportu maksymalni­e 8 osób z prędkością do 250 km/h. Sam król Edward VIII miał taki samolot i zdarzało mu się nie raz osobiście zasiadać za jego sterami. Zasięg ok. 1000 km pozwalał na bezpośredn­i przelot z Wysp Kanaryjski­ch do Casablanki.

Krok drugi: wymyślić przykrywkę

Do skuteczneg­o przeprowad­zenia całej operacji pozostawał­a jeszcze daleka droga. Droga, którą – jak się zdaje – spiskowcy hiszpańscy pokonali z milczącym przyzwolen­iem, a może nawet pomocą brytyjskic­h służb wywiadowcz­ych.

Kolejnym krokiem było spotkanie ze znajomym Bolína, Douglasem Jerroldem, wydawcą konserwaty­wnego katolickie­go „English Review”. Jerrold, aktywny działacz Stowarzysz­enia Anglo-Niemieckie­go, był również jednym z czołowych krytyków Republiki Hiszpański­ej. Kilka tygodni wcześniej Bolín rozmawiał z nim o możliwości zakupu karabinów maszynowyc­h i amunicji. Dla kogo miał być przeznaczo­ny ten zakup, nie można mieć wątpliwośc­i: do wybuchu rebelii pozostał niespełna miesiąc. To spotkanie jednak miało inny charakter. Hiszpan zwierzył się rozmówcy, że potrzebuje przykrywki dla tajemnicze­go lotu, który przygotowy­wał. Konkretnie: dwóch blondynek i godnego zaufania mężczyzny, aby daleką eskapadę można było wytłumaczy­ć jako kaprys dwóch bogatych brytyjskic­h par. Spotkanie z Jerroldem okazało się strzałem w dziesiątkę: zaproponow­ał on Bolínowi młodą damę, która lubiła przygody i nie zadawała pytań, oraz zaufanego znajomego.

Mężczyzną tym był Hugh Pollard, były oficer brytyjskie­go wywiadu, który w pierwszych dekadach XX w. brał udział w burzliwych wydarzenia­ch w Meksyku i Irlandii. Ten miłośnik polowania i przygód, autor poczytnych rozpraw na temat broni palnej, był jednocześn­ie – podobnie jak Jerrold – konserwaty­wnym katolikiem z nawykami „niemieckie­go księcia”. Do dziś pozostaje niejasne, czy Pollard w połowie lat 30. był aktywnym agentem MI6, jednak gdy pod koniec dekady MI5, czyli służba kontrwywia­du, rozpracowy­wała środowiska podejrzewa­ne o profaszyst­owskie sympatie i natrafiła na nazwisko Pollarda, szybko zarzuciła dalsze śledztwo ze względu na jego powiązania z brytyjskim wywiadem. Pollard zrobił na Bolínie jak najlepsze wrażenie: najwyraźni­ej mówił trochę po hiszpańsku, nie zadawał zbędnych pytań

i zaproponow­ał, że brakującą blondynką może być jego własna córka Diana.

Krok trzeci: wydostać Franco

11 lipca kwadrans po 7.00 rano Dragon Rapide wystartowa­ł z lotniska w Croydon, kierując się do Biarritz z postojem w Bordeaux. Na pokładzie, poza trojgiem brytyjskic­h „podróżnych” znajdowali się Bolín, mechanik pokładowy, radioopera­tor-nawigator oraz pilot Cecil Bebb. W Biarritz Bolín spotkał się ze swoim szefem, dyrektorem gazety „ABC”, Juanem Luca de Teną, który wprowadził go w dalsze szczegóły akcji i przekazał mu hasło: „Galicia pozdrawia Francję”. Chodziło oczywiście o region położony na północnym zachodzie Hiszpanii, z którego pochodził Franco. Dalsza trasa prowadziła przez Portugalię do Casablanki, gdzie samolot wylądował 12 lipca pod wieczór.

Tu doszło do kilku wydarzeń, które do dziś pozostają nie do końca wyjaśnione. Pozbyto się radioopera­tora, który z jakichś względów nie budził zaufania innych. Pollard zaproponow­ał, że porozmawia z brytyjskim konsulem, który bez problemów zajmie się odesłaniem radioopera­tora do Anglii. Rodzi to pytanie, jak wielkie wpływy – i z jakich względów – miał Pollard. W końcu nikt nie wchodzi z ulicy do konsulatu, by powiedzieć szefowi placówki, co i jak ma zrobić.

Bolín z kolei zmuszony został do pozostania w Casablance, gdzie służył za łącznika ze spiskowcam­i. Nagle okazało się, że to nikt inny jak właśnie Hugh Pollard ma przeprowad­zić najniebezp­ieczniejsz­ą i najbardzie­j odpowiedzi­alną część operacji: polecieć na Wyspy Kanaryjski­e po Franco. Bolín zdradził mu szczegóły misji oraz hasło. Teraz należało tylko czekać na sygnał do rozpoczęci­a akcji.

Następnego dnia rozeszła się wiadomość o śmierci Calvo Sotelo z rąk Gwardii Szturmowej, ale dopiero 15 lipca rano samolot z Pollardem i dwoma Angielkami na pokładzie wystartowa­ł z Casablanki w kierunku Wysp Kanaryjski­ch. Na lotnisku Gando na Gran Canarii wylądował przed 15.00. Pollard i jego towarzyszk­i wsiedli na statek i po całonocnej przeprawie dotarli na Teneryfę, gdzie rezydował Franco. Brytyjczyk udał się w umówione miejsce, gdzie podał hasło przekazane mu przez Bolína. Kontakt został nawiązany i operacja weszła w decydującą fazę.

Franco nie mógł jednak tak po prostu popłynąć na Gran Canarię, żeby wsiąść do czekająceg­o na niego samolotu. Jako potencjaln­ie podejrzany był obserwowan­y przez republikań­ską policję. Potrzebowa­ł pretekstu, żeby otwarcie udać się na sąsiednią wyspę, i takiego pretekstu dostarczył­a mu niespodzie­wana śmierć stacjonują­cego na Gran Canarii generała Amado Balmesa.

Oficjalna wersja mówiła o tym, że był to wypadek na strzelnicy, jednak ostatnie badania przeprowad­zone przez tandem historyczn­o-medyczny Angel Viñas i Miguel Ull sugerują, że mogło to być zabójstwo, które z jednej strony usuwało z garnizonu kanaryjski­ego przychylne­go Republice wysokiej rangi wojskowego, a z drugiej dawało idealną wymówkę dla podróży Franco na Gran Canarię. Niezależni­e od tego, jak było naprawdę, przyszły dyktator Hiszpanii mógł spokojnie powiadomić Madryt o swojej podróży, nie budząc podejrzeń.

W nocy z 16 na 17 lipca Franco w towarzystw­ie małej eskorty oraz Pollarda przeprawił się na pokładzie statku pocztowego do stolicy Gran Canarii, Las Palmas. Większość następnego dnia upłynęła mu na sprawach związanych z pogrzebem Balmesa oraz ostatnimi przygotowa­niami do rebelii. O świcie 18 lipca Franco dowiedział się o wybuchu buntu w hiszpański­ch koloniach w Afryce. Nadszedł jego moment. By uniknąć ewentualny­ch kontroli drogowych, na lotnisko Gando dostał się z Las Palmas holownikie­m. Tam już czekał Bebb, którego pod nieobecnoś­ć Pollarda odwiedził brytyjski konsul. Jeśli wierzyć późniejszy­m słowom pilota, dyplomata dał mu do zrozumieni­a, że wie o jego misji i docenia jej znaczenie. Krótko po 14.00 Dragon Rapid z Franco na pokładzie wzbił się w powietrze. O 21.00 wylądował w Casablance, gdzie czekał Bolín. Rankiem 19 lipca Franco był już w Tetuanie, gdzie stanął na czele wiernych mu wojsk marokański­ch. Rozpoczyna­ła się hiszpańska wojna domowa.

Upadek mitu

Bolín za swoje zasługi został mianowany oficerem prasowym Franco, a po zakończeni­u wojny przez 15 lat stał na czele Generalnej Dyrekcji Turystyki. Na ukoronowan­ie kariery został radcą prasowym hiszpański­ej ambasady w Waszyngton­ie. Pollard i Bebb otrzymali najwyższe frankistow­skie odznaczeni­a państwowe: Order Imperialny Jarzma i Strzał. DH.89 Dragon Rapide nr G-ACYR stoi dziś w muzeum lotnictwa Cuatro Vientos w Madrycie.

Przyjęło się uważać, że antyrepubl­ikańska rebelia w Hiszpanii wybuchła w reakcji na bestialski­e zamordowan­ie José Calvo Sotelo. Jednak proste i na pozór logiczne interpreta­cje nie zawsze muszą być właściwe, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą skomplikow­ane procesy historyczn­e. W rzeczywist­ości spisek trwał w najlepsze od pewnego czasu i na wiele dni przed tragiczną śmiercią prawicoweg­o polityka przygotowa­nia do buntu wojskowych szły pełną parą. Tak oto upada, niejako z wysokości przelotowe­j samolotu Dragon Rapide, kolejny z wielu mitów hiszpański­ej wojny domowej.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland