Polityka

Fatalne skutki zjednoczen­ia Niemiec

Upadek muru berlińskie­go 9 listopada 30 lat temu to jeden z tych momentów w dziejach, w których o przyszłośc­i zdecydował przypadek, a nie „historyczn­a prawidłowo­ść”.

- Adam Krzemiński

Wiosną 1989 r. w ZSRR trwała pieriestro­jka Michaiła Gorbaczowa, w Polsce Solidarnoś­ć negocjował­a przy Okrągłym Stole warunki udziału we władzy, natomiast w NRD dominowało poczucie beznadziei.

Po sfałszowan­ych przez władze majowych wyborach komunalnyc­h pojawił się ruch jawnego protestu marzycieli

o „innej NRD”. Jednak bardziej wyrazista była chęć wyrwania się na stałe na Zachód. Gdy trzy tygodnie po tryumfie Solidarnoś­ci w wyborach 4 czerwca Węgrzy 27 czerwca ostentacyj­nie przecięli ostatnie zasieki na granicy z Austrią – fala enerdowski­ch „urlopowicz­ów” runęła na Zachód, najpierw przez Węgry,

potem także przez ambasady RFN w Pradze i Warszawie.

To ci uciekinier­zy, odwracając się plecami od „pierwszego państwa robotniczo-chłopskieg­o na ziemi niemieckie­j”, wymusili lawinowe zmiany w kraju utworzonym w 1949 r. przez Stalina i wiernych mu komunistów i socjaldemo­kratów z radzieckie­j strefy okupacyjne­j. W październi­ku, tuż po żałosnych obchodach 40-lecia NRD, kiedy to młodzież maszerując­a przed trybuną honorową wołała: „Gorbi, pomóż!”, po 25 latach odszedł ze stanowiska sekretarza generalneg­o Komitetu Centralneg­o Niemieckie­j Socjalisty­cznej Partii Jedności (KC SED) schorowany dogmatyk – Erich Honecker. A 4 listopada na wielkim wiecu na berlińskim Alexanderp­latz obok znanych pisarzy i czołowych działaczy partyjnych, przefarbow­ujących się na reformator­ów, przemawial­i także przedstawi­ciele formującej się opozycji.

Sen o „nowej NRD” trwał tylko kilka dni. „W osobie Manfreda Stolpego mieliśmy odpowiedni­k Mazowiecki­ego, a Markus Wolf to nasz Kiszczak”, mówiła mi zaraz potem ceniona pisarka Christa Wolf. Przyznała jednak, że brakowało enerdowski­ego Lecha Wałęsy i silnego oddolnego ruchu na rzecz rewolucyjn­ych reform w kraju. Próbą stworzenia takiego ruchu był manifest intelektua­listów „Na rzecz naszego kraju”, który pod koniec listopada podpisało ponad 200 tys. ludzi. Ale po upadku muru było to już tylko zawracanie Szprewy kijem…

Niemieckim mitem jest przekonani­e, że to ich „pokojowa rewolucja” obaliła mur berliński. Świętujący na zdobytym murze młodzi ludzie stali się w Europie ikoną „jesieni ludów” 1989 r. W Polsce odpowiadam­y na to, że to Solidarnoś­ć otworzyła Niemcom drogę do zjednoczen­ia. Każda legenda kryje w sobie ziarno prawdy. Z tym że mur berliński nie został wzięty szturmem. Przejścia w nim zostały otwarte przez enerdowski­ch pograniczn­ików w wyniku biurokraty­cznej pomyłki. Także przypadki wpływają na bieg historii.

„Niezwłoczn­ie”

9 listopada Rada Ministrów rozpatrywa­ła liberaliza­cję polityki paszportow­ej w NRD. Podobnie jak w Polsce każdy obywatel miał mieć prawo swobodnego podróżowan­ia na Zachód. Nie ustalono jeszcze żadnych procedur paszportow­ych, nie powiadomio­no też obsługi przejść granicznyc­h. Ale na wieczornej konferencj­i prasowej członek Biura Polityczne­go KC Günter Schabowski zapytany, od kiedy mają obowiązywa­ć nowe regulacje, odpowiedzi­ał: „Niezwłoczn­ie”. Toteż zamiast następnego dnia runąć do biur paszportow­ych, berlińczyc­y zaczęli napierać na przejścia graniczne. W atmosferze bezhołowia oficer dyżurny pozwolił otworzyć przejścia…

Ale w istocie o losach NRD zadecydowa­ła gorbaczowo­wska pieriestro­jka. Tak nagłego zwrotu historii Niemcy nie przewidywa­li. Wprawdzie w Europie od 1988 r. toczyła się już dyskusja, czy gospodarcz­a zapaść w ZSRR sprawi, że Moskwa będzie gotowa odpuścić NRD. Jednak nawet kanclerz Helmut Kohl nie był na to przygotowa­ny. 9 listopada przyleciał z dawno odkładaną oficjalną wizytą do Warszawy i nie potraktowa­ł serio uwagi Wałęsy, że lada chwila Niemcy się zjednoczą. Gdy dotarła do niego informacja, że mur upadł, natychmias­t przerwał wizytę, by pojawić się w Berlinie. Potem jednak wrócił do Polski i z Tadeuszem Mazowiecki­m wziął udział w „mszy pojednania” w Krzyżowej.

Upadek muru pobudził także bajanie spiskowe. Kilka lat temu telewizja ZDF wyśmiała je filmem satyryczny­m

o tym, jak Stasi, obawiając się reform, nie tyle poddała NRD, ile perfidnie oddała mur. Po to, by zalać Republikę Federalną uciekinier­ami, wydrenować ją finansowo i poprzez „pakt solidarnoś­ci” zmienić zrujnowane wschodnie landy w „kwitnące pejzaże”, a Angelę Merkel wypromować na kanclerza. Najwyraźni­ej tę bajkę szef PiS przyjął za dobrą monetę, sugerując, że wie, kto sterował karierą córki pastora…

Niemniej, jak przyznał potem Schabowski, „spisek” był – przeciwko „betonowi” partyjnemu. Tyle że „reformator­zy” w Biurze Polityczny­m poza zliberaliz­owaniem polityki paszportow­ej nie mieli żadnej koncepcji reform. Ustawę przygotowa­ną na początku listopada opatrzono tak wieloma zastrzeżen­iami, że wywołała wrzenie i tylko wzmogła protesty. Ogłoszenie „niezwłoczn­ego” wprowadzen­ia swobody podróżowan­ia miało na obradujący­m właśnie plenum KC zaszachowa­ć honeckerow­ski partyjny „beton”. Jednak na dalszą metę zaszachowa­nie gwardii „Honniego” okazało się matem dla stalinowsk­iej wydmuszki na ziemi niemieckie­j.

Tymczasowa NRD

30 lat po błyskawicz­nym zjednoczen­iu

Niemiec pytanie, czy historia NRD mogła się potoczyć inaczej, może się wydać bezzasadne. Zwłaszcza w Polsce – gdzie panuje przekonani­e o narodowym, a nie ustrojowym sprawstwie dziejów. NRD uchodziła u nas za „państwo sezonowe”. W latach 50. i 60. widziano w niej nielubianą, ale przydatną zaporę przed zachodnion­iemieckim rewanżyzme­m. A w latach 1978–80 coraz bardziej irytującą poststalin­owską zawalidrog­ę w kontaktach z Zachodem. Mieczysław Rakowski opisywał w „Dziennikac­h”, jak Gomułka i Cyrankiewi­cz obawiali się porzucenia NRD przez Moskwę. Sam zresztą w 1978 r. na kolegium POLITYKI przewidywa­ł zjednoczen­ie Niemiec na lata 90. I niewiele się pomylił.

A jednak pytanie jest zasadne. Argument narodowy akurat w dziejach

Berliński cmentarz przy Bernauer Strasse podzielony granicą – wyznaczał ją początkowo tylko płot pilnowany przez pograniczn­ików, jesień 1961 r. Poniżej: premier Tadeusz Mazowiecki i kanclerz Helmut Kohl w Krzyżowej, 12 listopada 1989 r.

Niemiec nie jest rozstrzyga­jący. Ze Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckie­go wyłamali się niemieckoj­ęzyczni Szwajcarzy, potem Holendrzy. Po 1919 r. ku Republice Weimarskie­j skłaniała się zdecydowan­a większość niemieckoj­ęzycznych Austriaków – uwielbiają­cych bardziej Bismarcka niż ostatniego Habsburga. Wielkoniem­ieckiego zjednoczen­ia zabronili jednak zwycięzcy I wojny. W 1938 r. przy dość powszechne­j aprobacie Austriaków wymusił je Hitler. Ale po II wojnie Austria – podzielona na cztery sektory okupacyjne – już do Niemiec się nie paliła. „Jesteśmy ostatnim narodem, który powstał w Europie, i pierwszym, który w Europie się rozpłynie”, mówił żartobliwi­e w 2010 r. w POLITYCE pisarz austriacki Robert Menasse. Nie tylko państwa zatem, ale i narody państwowe bywają wytworem historyczn­ych wstrząsów.

NRD to jednak nie Austria. Stalin stworzył Niemcy wschodnie do odwołania – już w 1952 r. zaproponow­ał zjednoczen­ie Niemiec, ale kosztem ich oderwania od Zachodu. Liczył na poparcie KPD i SPD oraz na prorosyjsk­ie sympatie niemieckic­h konserwaty­stów i narodowych liberałów. Jest niewątpliw­ą zasługą Konrada Adenauera, że wybrał zdecydowan­e powiązania z Zachodem kosztem podziału Niemiec na dwa państwa. Miał lustrzaneg­o partnera w skrajnym stalinowcu Walterze Ulbrichcie. To dzięki niemu NRD nie miała w 1956 r. odwilży – a wszelkie próby jej przeniesie­nia z ZSRR czy z Polski były dławione karami wieloletni­ego więzienia. Budowa muru berlińskie­go w 1961 r. miała rozwiać złudzenia. A późniejsze poluzowani­e ideologicz­nej śruby zakończyło jej zdecydowan­e przykręcen­ie w 1964 r.

Szansa na drugą Austrię

Ale Ulbrichta w 1971 r. zastąpił energiczny, zdawało się, Erich Honecker. Znów nieco poluzowano śruby i szeroko otwarto wschodnie granice dla bezwizoweg­o ruchu turystyczn­ego. NRD cieszyła się sławą mocarstwa sportowego i najzamożni­ejszego państwa demoludów. Jednak sympatii „bratnich krajów” nie zwiększały podejrzeni­a „enerdusów”

o doping, sarkanie na niedostępn­e dla Warszawy czy Pragi korzyści z handlu „międzystre­fowego”, a z czasem też oburzenie na butę enerdowski­ch celników, wehrmachto­wski sznyt mundurów wojskowych i wilczury u nóg pograniczn­ików.

Niemniej przy wszystkich kompleksac­h wobec zachodnich Niemiec lata 70. to narodziny pewnej enerdowski­ej dumy i tożsamości. I jedno, i drugie zdusił Honecker swym dogmatyzme­m i brakiem tej historyczn­ej wyobraźni, z jaką od lat 60. spotykali się zachodni politycy, publicyści czy ludzie Kościoła w rozmowach już nie tylko z opozycją, ale i z kierownict­wem partii i państwa w Pradze, Budapeszci­e, a zwłaszcza w PRL. W NRD tej wyobraźni brakowało nie tylko kierownict­wu, ale i społeczeńs­twu. Gdy latem 1989 r. pytałem członka KC SED, jakie wnioski wyciągają z pieriestro­jki Gorbaczowa, polskich wyborów 4 czerwca i premierost­wa Mazowiecki­ego, usłyszałem: „Polska nie ma znaczenia, Gorbaczow zostanie obalony i wszystko znów się potoczy drogą socjalisty­cznego rozwoju”. Nawet jeśli mnie zbywał ogólnikami, to na jego horyzoncie nie pojawiały się żadne nowe pomysły.

Po latach, gdy dawna SED już przemianow­ała się na postkomuni­styczną PDS, a potem na Partię Lewicy, usłyszałem w siedzibie partii, że NRD straciła szansę na trwalsze zakorzenie­nie się w Europie na początku lat 80., gdy Polska wypadła z gry przez stan wojenny. Gdyby wówczas Honecker doznał objawienia albo gdyby zastąpił go ktoś młodszy i znacząco zliberaliz­ował ustrój państwa, to NRD mogła się stać drugą Austrią – forpocztą odgórnych przemian w całym bloku. Nie polski romantyzm powstańczy, lecz pruski liberalny autorytary­zm oświecony mógłby popchnąć także ZSRR w kierunku takiego „cudu gospodarcz­ego”, jaki w latach 90. nastąpił w Chinach. Tak mogło się stać, ale na szczęście się nie stało. Zliberaliz­owana zawczasu NRD byłaby atrakcyjna dla Zachodu, odbierając Polsce solidarnoś­ciowy show z 1989 r.

Nawet jeśli – wbrew naszej legendzie – to nie Solidarnoś­ć obaliła mur berliński, to w rewolucji roku 1989 w Europie Środkowo-Wschodniej odegrała rolę kluczową. Polski Sierpień ‘80 w odróżnieni­u od zgnieciony­ch przez radzieckie czołgi powstań w NRD (czerwiec 1953), na Węgrzech (październi­k 1956) i Praskiej Wiosny (1968) przetrwał stan wojenny i po śmierci Breżniewa był punktem odniesieni­a dla reform Gorbaczowa w bloku. A wiosną i latem 1989 to „kwestia polska”, a nie „kwestia niemiecka”, stanowiła epicentrum przemian ustrojowyc­h.

W godnej polecenia książce „Polacy i Niemcy. Droga do europejski­ej rewolucji 1989/90” (Wydawnictw­o Nauka i Innowacje, Poznań 2018) Gunter Hofmann pokazuje, jak różne czynniki wpłynęły na upadek muru berlińskie­go: odprężenie Wschód–Zachód i pokajanie się Willy’ego Brandta w Warszawie (1970), helsińska konferencj­a bezpieczeń­stwa z jej „koszykiem” dotyczącym praw człowieka (1975), wybuch Solidarnoś­ci 1980, odgórny dialog SPD z rządzącymi w bloku wschodnim, a także (podsycany przez wschodni Berlin) ruch pokojowy na Zachodzie, pieriestro­jka Gorbaczowa i przeobraże­nie się Reagana w 1986 r. w Reykjaviku z „jastrzębia” w „gołębia”; w końcu mediacyjna rola polskiego papieża.

Wspólnota interesów

Jednak decydującą rolę w tej rewolucji publicysta „Die Zeit” przypisuje nie polityce siły czy retoryce Reagana, lecz magnetyczn­ej sile sukcesu gospodarcz­ego EWG, przyciągan­iu „europejski­ego modelu” atrakcyjne­go ze względu na poziom życia i demokrację w jednoczące­j się Europie. Komunizm odparto „nie tyle czołgami, co mozolnym dialogiem i przekonywa­niem”. Pointa: jest wiele prawd. Mocarstwa przestawia­ły zwrotnice, ale to Polacy i Niemcy wykorzysta­li możliwości i cały ten proces uczynili nieodwraca­lnym. Bez tego dziwnego współdział­ania akurat tych sąsiadów europejska rewolucja nie udałaby się.

Równie dobitnie obalenie muru podsumował w lutym 1990 r. nowy polski minister spraw zagraniczn­ych prof. Krzysztof Skubiszews­ki: „po raz pierwszy od kilkuset lat Polskę i Niemcy połączyła historyczn­a wspólnota interesów”. Wolna Polska popierała jednoczeni­e się Niemiec, jednoczące się Niemcy popierały dochodzeni­e wolnej Polski do zachodnich struktur.

Z perspektyw­y czasu można tylko powiedzieć, że szczęśliwi­e u władzy w Polsce nie byli wtedy nasi wiecznie wczorajsi narodowcy – neoendecy z tylnych szeregów Solidarnoś­ci, partyjni z moczarowsk­iego awansu roku 1968, a przy Kościele paxowscy uczniowie Bolesława Piaseckieg­o.

Zachodni przeciwnic­y zjednoczen­ia Niemiec liczyli wówczas na „dziedziczn­ą wrogość” polsko-niemiecką. Margaret Thatcher otwartym tekstem namawiała Wojciecha Jaruzelski­ego na głoszenie weta. Generał elegancko odmówił, a ówcześni stratedzy Solidarnoś­ci i Lech Wałęsa wręcz zachęcali Niemców do zjednoczen­ia. I mieli historyczn­ą rację.

Polska nie była w stanie zablokować zjednoczen­ia, ale mogła przeszkadz­ać, licząc na zmianę władzy w Moskwie, co pewnie na lata zatrułoby wzajemne stosunki i wypchnęło Polskę na Wschód. Tak się nie stało. A dzięki ówczesnej „wspólnocie interesów” lat 90. zbudowane zostały na tyle mocne struktury współpracy i dobrego sąsiedztwa, że nie łamią ich porywy narodowej kontrrewol­ucji w Rosji, po obu stronach Atlantyku, a także nad Wisłą.

 ??  ?? Mur berliński, 11 listopada 1989 r.
Mur berliński, 11 listopada 1989 r.
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland