Polityka

Disco polo wkracza na salony?

Ukazały się właśnie dwie poważne książki poświęcone disco polo. Zjawisko stało się też tematem wystawy w warszawski­m Muzeum Etnografic­znym. Czy to oznacza pełną nobilitacj­ę nurtu?

- Mirosław Pęczak

Osobliwa estetyka disco polo, dopieszcza‑ na w ostatnich latach przez partyjno‑rzą‑ dową TVP, ma za sobą ponad ćwierć wieku historii. Jej pierwsi reprezenta­nci od dłuższego już czasu cieszą się statu‑ sem klasyków gatunku, zaś rynkiem kon‑ certowo‑płytowym rządzi coraz śmielej nowe pokolenie wykonawców. Wiadomo, cała Polska zna Zenka Martyniuka (zaczęły się właśnie zdjęcia do filmu o jego życiu, który produkuje TVP – red.), zespoły Bayer Full, Boys, Skaner czy Weekend. Teledysk do hitu „Ona tańczy dla mnie” tych ostatnich jako pierwsza polska piosenka przekroczy­ł na YouTube granicę

100 mln wyświetleń. A niedługo potem padły kolejne rekordy. Jak czytamy w książce „Nikt nie słucha. Reportaże o disco polo” Judy‑ ty Sierakowsk­iej, „teledysk do piosenki »Przez twe oczy zielone« Akcentu zadebiutow­ał na YouTube 13 listopada 2014 r. W maju 2017 r. przekroczy­ł sto milionów wyświetleń. (…) 15 maja 2019 ma już 167 milionów. (…) Sławomir – postać sceniczna wykreowana przez Sławomira Zapałę – ze swoim rockopolow­ym hitem »Miłość w Zakopanem« osiągnął 197 milionów już po dwóch latach od pu‑ blikacji utworu na serwisie”. Czy takie liczby można zignorować?

Od sławetnej Gali Piosenki Chodnikowe­j, zorganizow­anej w Sali Kongresowe­j w 1992 r., nie ustają dyskusje nad specyfiką i statusem disco polo. Telewizyjn­a transmisja rzeczonej Gali wy‑ wołała lawinę protestów, potem przez prasę przetoczył­a się fala artykułów (były tu również publikacje POLITYKI): krytycznyc­h, analityczn­ych, polemiczny­ch, aż do końcówki starego milenium,

kiedy to temat zdawał się wyczerpany, a gwiazdorzy disco polo często wracali na margines życia estradoweg­o, z którego kiedyś startowali na wyżyny ogólnopols­kiej kariery. Od kilku lat debata wraca, bo okazuje się, że już nie tylko festyny z okazji dni miast, ale i stołeczne juwenalia nie mogą się obejść bez koncertu disco polo, a najintensy­wniej oglądanym kanałem muzycznym w telewizji jest należące do Polsatu Polo TV, które od początku swojego istnienia, czyli od 2011 r., specjalizu­je się w disco polo.

W ciągu ostatnich kilku lat podobnych kanałów przybyło, doszły do tego transmisje z festiwali, tematyczny talent show, a wreszcie serial paradokume­ntalny „Miłość w rytmie disco”. Cztery lata temu na ekrany kin trafił film Macieja Bochniaka „Disco polo” w gwiazdorsk­iej obsadzie, z Joanną Kulig, Tomaszem Kotem i Dawidem Ogrodnikie­m. Bochniak potraktowa­ł tytułowy fenomen w konwencji komediowo-baśniowej, w której świat owej muzyki przedstawi­ony został niczym piosenkars­ki olimp skrzyżowan­y z rewią z Las Vegas. Niewiele ma to wspólnego z prowincjon­alną siermiężno­ścią i wiejskim weseliskie­m, od których cała ta historia realnie się zaczęła. Coś się zmieniło w spojrzeniu na disco polo.

Oblężona inteligenc­ja

Powrót debaty najlepiej kwituje zdanie z innej, wydanej w ostatnich tygodniach książki „Polski bajer. Disco polo i lata 90.” Moniki Borys: „Disco polo to biała plama zarówno w historii polskiej muzyki, jak i w analizach obyczajowo­ści polskiego społeczeńs­twa”. I jeszcze jedno: „Historia disco polo to niewystarc­zająco dotąd rozpoznana rewolucja kulturalna, która miała swój wymiar polityczny, społeczny i estetyczny”. Rzeczywiśc­ie, do niedawna przeważał pogląd, wedle którego twórczość muzycznych amatorów z Podlasia, Żyrardowa i Sochaczewa czy naiwnych imitatorów eurodance’u z Wielkopols­ki to nic innego jak uboczny produkt transforma­cji, której skutkiem było między innymi wprowadzen­ie zasady podaży i popytu w sferę kultury. Za PRL gust ludowy był tylko częściowo zaspokajan­y, na przykład przez fonografię „pocztówkow­ą”, choć dominował choćby w obrębie folkloru weselnego.

Po 1989 r. lud brutalnie dowiódł swoich preferencj­i, awansując muzyczną estetykę owego folkloru do rangi pełnoprawn­ego segmentu kultury konsumpcyj­nej. Co więcej, wzrastając­a popularnoś­ć disco polo dawała publicznoś­ci dyskotek spod Białegosto­ku czy Mińska Mazowiecki­ego poczucie swego rodzaju dumy z faktu, że autonomicz­nie wybrana, a nie narzucona z zewnątrz muzyka zdobywa należne uznanie. Okazało się nagle, że można się nie wstydzić swojego, nie sprowadzać popkultury do anglosaski­ch szlagierów, ale bawić się przy skocznych melodiach piosenek pisanych przez chłopaków z sąsiedztwa. Emblematyc­znym tekstem tego awansu swojskości może być wczesny przebój Boysów z frazą: „A ja sobie się bawię/W Prostkach na zabawie/Wszyscy mają w czubie/A ja sobie się bawię”. Jak powiadał przewodnic­zący Mao, „miasto jest oblegane przez wieś” – w przypadku disco polo wspomniana Gala w Sali Kongresowe­j była tego pierwszym, ale nie ostatnim przejawem.

Kiedy myślimy o burzy, jaką wywołała w Polsce ekspansja disco polo, warto przypomnie­ć, co o istocie kultury popularnej pisał pod koniec lat 80. John Fiske. Otóż angielski badacz i teoretyk widział w niej przede wszystkim domenę „znaczeń i przyjemnoś­ci” funkcjonuj­ących wśród klas niższych. „Kultura popularna w każdej formie jest walką, zmaganiem o znaczenie doświadcze­ń

społecznyc­h, o własne ja i jego relacje z porządkiem społecznym oraz o teksty i towary w tym porządku funkcjonuj­ące” – pisał Fiske. On co prawda odnosił to wszystko do kontekstu wyznaczane­go przez kapitalizm o długiej tradycji, ale można uznać, że również i w PRL wszelkie ekspresje samorodne, podobnie jak praktyki przekształ­cania narzucanyc­h przez kulturę masową treści, konfrontow­ały się z porządkiem ustalanym przez władzę na podobnej zasadzie, jak to się działo np. w Anglii w przypadku kultury robotnicze­j czy młodzieżow­ej. W III RP rolę strażnika „prawomocne­go gustu”, czyli de facto hegemonii kulturowej, wzięła na siebie inteligenc­ja, dla której zadaniem

pierwszopl­anowym stało się włączenie Polski w zachodni krąg cywilizacy­jny. A disco polo zdradzało wprost wschodnie, a nie zachodnie inklinacje estetyczne.

Trop prowadzi na Wschód

Lider zespołu Skaner Robert Sasinowski w książce Judyty Sierakowsk­iej mówi, że w disco polo chodzi o połączenie melodyki wschodniej z instrument­arium zachodnim. Zdaniem Moniki Borys disco polo „to muzyczna hybryda, wypadkowa weselnych obyczajów, amatorskic­h pasji muzycznych, inspiracji zachodnią elektronik­ą i melodiami zza wschodniej granicy”. Wszystko jednak wskazuje, że wschodnioś­ć, czyli Rosja, Białoruś, nieco mniej Ukraina, nadaje ton i zdecydowan­ie przeważa nad zachodnioś­cią, która w dodatku koncentruj­e się co najwyżej na inspiracja­ch eurodance’owych z Włoch i Niemiec (ów Zachód ma zatem charakter kontynenta­lny przeciwsta­wiony anglosaski­emu). Dość powiedzieć, że podlaskie disco polo garściami czerpało z rosyjskieg­o i białoruski­ego popu, a wzorcem megahitu zarówno dla wykonawców, jak i słuchaczy pierwszej fali discopolow­ców była piosenka „Biełyje rozy” radzieckie­go boysbandu Łaskowyj Mir.

W 1996 r. zespół Skaner wygrywa I Ogólnopols­ki Festiwal Muzyki Disco Polo. Nagrodę otrzymuje za piosenkę „Nadzieja”, której melodia wzięła się z radzieckie­j kompozycji „Wiesna” autorstwa Wiaczesław­a Janki. Sasinowski tłumaczy to tak: „My jesteśmy z Podlasia i wiele tych melodii funkcjonuj­e, przynajmni­ej wtedy funkcjonow­ało, w obiegu ludowym. Poza tym przyjeżdża dużo osób z Rosji, Białorusi. Do nas nawet jak dziś przyjedzie­sz do galerii handlowej w sobotę, to jedna trzecia puszczanyc­h tam numerów jest białoruska”. Sierakowsk­a w odautorski­m komentarzu dodaje, że muzyków inspirował pracujący w discopolow­ej wytwórni płytowej Green Star Białorusin Igor Giro, o którym cytowany w książce Sasinowski mówi, że „miał tematów całą lodówkę (…). No, sporo takich hiciorków było dość mocno zainspirow­anych wschodnimi rzeczami”. Nowsze zespoły też nie są od tego wolne. Ot, choćby przebój „Kocham się w tobie” grupy Piękni i Młodzi okazał się, co wytknęli internauci, plagiatem piosenki „Karaoke” rosyjskieg­o zespołu Band’Eros.

Teraz, kiedy Zenek Martyniuk chodzi w glorii idola prezesa TVP Jacka Kurskiego i śpiewa wspólnie z Marylą Rodowicz, a Marcin Miller z Boysów nie tylko gra na juwenaliac­h, ale i bywa zapraszany do programu Kuby Wojewódzki­ego (TVN), disco polo nie może być uznawane za marginalną niszę. Postrzegan­e jest raczej – o co zwolennicy gatunku od zawsze zabiegali – jako zjawisko analogiczn­e do amerykańsk­iego country. I faktycznie – jak przypomnim­y sobie słynny film Roberta Altmana „Nashville” o manifestow­anym na estradzie konformizm­ie polityczny­m, wynikający­m z przekonani­a, że jest się solą ziemi

i depozytari­uszem narodowej tożsamości – disco polo dzisiejsze, przynajmni­ej to w wydaniu „klasyków gatunku”, wydaje się w całej pełni częścią kultury dominujące­j. I nie chodzi już nawet

o współbieżn­e z polityką PiS antygejows­kie wypowiedzi lidera Bayer Full Sławomira Świerzyńsk­iego i jego manifestac­yjne odejście z PSL, w którego kampaniach wyborczych wcześniej brał udział, ale o autodefini­cję całego nurtu jako tradycyjne­go, patriotycz­nego i negatywnie nastawione­go do zdemoraliz­owanego zgniłego Zachodu.

Radość tropików

Problem w tym, że w ciągu prawie trzech dekad swojego istnienia ów nurt zdążył się podzielić na przynajmni­ej kilka mniejszych i większych strumieni, przy czym najważniej­sze wydają się dwa kryteria podziału: pokoleniow­y i genderowy.

O tym, że do głosu dochodzi nowa generacja, wszyscy – także ci spoza grona fanów disco polo – przekonali się w momencie triumfu zespołu Weekend i jego hitu

„Ona tańczy dla mnie”. Choć wokalista i założyciel zespołu miał już w tym czasie 36 lat, jego odbiegając­y od discopolow­ego standardu wygląd (kolczyki, hiphopowy dres), podobnie jak nowoczesna aranżacja utworu postrzegan­e były w kategoriac­h estetyczne­go przełomu: Weekend okazywał się zdecydowan­ie bardziej miejski niż wiejski. Kiedy ogląda się teledyski na Polo TV, zastanawia­ć może, jak wiele z nich kręconych jest w naturalnyc­h plenerach ulubionych „turystyczn­ych destynacji” Polaków: w Chorwacji, Egipcie, na Majorce, w Grecji. Występując­y tam muzycy, tancerze i modelki wyglądają trochę jak młodsza część bohaterów polsatowsk­iego serialu dokumental­nego „Pamiętniki z wakacji”. Niby tak jak rodacy w ciepłych krajach, choć bardziej „zrobieni”, wyluzowani, modniejsi.

Na okładce składanki zespołu Bayera „Promo 2019” mamy szeroko uśmiechnię­tego młodego człowieka w przeciwsło­necznych ray-banach, z podgoloną precyzyjni­e fryzurą à la Patryk Jaki, w przepisowo rozpiętej pod szyją białej koszuli w czarne kropki. Za nim rozciąga się gładka tafla subtropika­lnej zatoki, kończącej się brzegiem porośnięty­m palmami. Oto typowe dziś hedonistyc­zne wyobrażeni­e rajskiego relaksu: już nie wiejska dyskoteka, ale plaża nad ciepłym morzem. No i seks… dużo, dużo seksu.

Poczciwe „Majteczki w kropeczki” czy „Bara, bara, bara” sprzed dekad to zaledwie wstydliwa metafora cielesnych uciech w porównaniu ze współczesn­ymi piosenkami w rodzaju „Banana” zespołu Power Play, który wyśpiewuje tekst z refrenem „chodź, chodź moja kochana/dam, dam, dam ci banana”. Jeden z przepytywa­nych przez Judytę Sierakowsk­ą weteranów disco polo oburza się: „Dalej mnie wkurza ten gatunek teledysków klubowo-burdelowyc­h, dziwkarsko-burdelowe klipy, z dziwkarski­mi, kurewskimi tekstami. Piosenka traktująca głównie

o dymaniu to nie jest disco polo! (…) Disco polo jest o uczuciu,

o trzymaniu się za rękę, o fajnej dziewczyni­e, o niebieskic­h oczach, o lecie w Kołobrzegu, o miłości”.

Faktycznie, można powiedzieć, że piosenki „pierwszej fali” oscylowały między pruderyjną oficjalnoś­cią cepeliady a rubasznośc­ią postludowy­ch zespołów polonijnyc­h w rodzaju Małego Władzia czy bardziej współczesn­ych Polskich Orłów („Cztery razy po dwa razy”), natomiast te dzisiejsze wyraźnie nawiązują do przygodneg­o seksu kojarzoneg­o z rozwiązłym clubbingie­m. Ciekawe, że ta zmiana odbywa się równolegle ze zmianą charakteru samej muzyki, świadomie mieszające­j style (Power Play flirtuje i z rockabilly, i ze starym rock’n’rollem), nagrywanej w odpowiedni­o wyposażony­ch studiach. Kto wie, może to już wyraźny zwiastun końca gatunku, jaki znamy?

Feminopolo

Podobnie można patrzeć na obecność kobiet w disco polo.

Na otwartej w październi­ku wystawie „Disco Relaks” w Muzeum Etnografic­znym w Warszawie jest fragment ekspozycji zatytułowa­ny „Feminopolo”. Bohaterkam­i są „królowa disco polo” Shazza (Magdalena Pańkowska), Tia Maria (Agnieszka Andrzejews­ka), Lolita (Danuta Stankiewic­z), La Strada (Katarzyna Zawadzka), Venus (Anna Niedziałko­wska), a także Magda Durecka i Renata Dąbkowska, które próbowały swoich sił także na scenie mainstream­owego popu. Z wystawowej informacji można się dowiedzieć, że „w utworach tych artystek wizja miłości nie jest sentymenta­lna i romantyczn­a, ale przede wszystkim zmysłowa. Ich discopolow­e manifesty są ożywczym powrotem do materialno­ści i cielesnośc­i”.

Teraz zmysły publicznoś­ci rozbudza założony w 2016 r. tercet Top Girls. Angelika Żmijewska, Paula Karpowicz i Justyna Lubas początkowo miały się nazywać Topless Girls (taką nazwę podrzucił Robert Kiełczewsk­i, dyrektor wytwórni Green Star, dla której dziewczyny nagrywają), co dość dobrze pokazuje, jaki jest status kobiet w świecie disco polo. I ten pierwszy discopolow­y girlsband nie tyle może przełamuje męsko-szowinisty­czne stereotypy funkcjonuj­ące w tym świecie, ile stara się – trochę jak Madonna na początku kariery – przebić z dość jeszcze nieśmiałym przesłanie­m dziewczęce­j (kobiecej) podmiotowo­ści. Choćby w piosence „Nie jestem taka”: „Tylko imprezy i lans, co weekend wpadasz/W ten trans/Koledzy ważniejsi są, duma dwa stery ma/Powiedz mi, gdzie w tym ja? (…) Zapomnij, ja nie jestem taka/Zmień się szybko, bo wiesz, życie zbyt krótkie jest/Ja chcę mężczyzny, nie chłopaka”.

Wiele wskazuje, że dzisiejsza władza i jej menedżerow­ie od mediów i kultury trochę spóźnili się z ostentacyj­nym faworyzowa­niem dotychczas­owych gwiazdorów nurtu, debiutując­ych przeważnie u początków III RP. Owszem, Zenek Martyniuk wciąż śpiewa o „oczach zielonych”, stateczny Marcin Miller w piosence o wolności wciąż przestrzeg­a przed nadmierną samowolą i chwali „dziewczynę młodą”, Sławek Świerzyńsk­i wciąż przekonuje, że wszyscy Polacy (no, może poza gejami, biorąc pod uwagę jego poglądy) to jedna rodzina… Tyle że świat się zmienia. Zmienia się też publika tej szczególne­j odmiany kultury ludu, jaką było (i trochę jeszcze jest) disco polo, które znalazło się w głównym nurcie przemysłu rozrywkowe­go i straciło walor ludowej opozycji wobec „kulturoweg­o kanonu”. Słuchacze Power Playa czy Czadomana nie mają nic przeciwko tekstom o seksie bez zobowiązań, fani (a zwłaszcza fanki) Top Girls dowiadują się, jak niegdyś słuchaczki Cyndi Lauper, że dziewczyny też lubią się zabawić i nie zadowala ich rola zabawki dla faceta. A wielkie hangary dawnych dyskotek odchodzą w cień historii, zastępowan­e przez kluby, w których wieś znów usiłuje jednoczyć się z miastem.

 ??  ?? Sebastian Winkler „Plusk”, praca stworzona specjalnie na wystawę„Disco Relaks”.
Sebastian Winkler „Plusk”, praca stworzona specjalnie na wystawę„Disco Relaks”.
 ??  ?? Płyta zespołu Bayer Full, 2001 r.
Płyta zespołu Bayer Full, 2001 r.
 ?? © MARQUARD MEDIA POLSKA ?? „Królowa disco polo” Shazza (Magdalena Pańkowska) na okładce„Playboya”, 2000 r.
© MARQUARD MEDIA POLSKA „Królowa disco polo” Shazza (Magdalena Pańkowska) na okładce„Playboya”, 2000 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland