Polityka

Zostało nam pół roku

Pandemia Covid-19 zrobiła dla klimatu więcej niż działania wszystkich rządów razem wzięte. Nie zmarnujmy tego kryzysu, apeluje Międzynaro­dowa Agencja Energii.

- EDWIN BENDYK

S powolnieni­e gospodarcz­e wynikające z „zamrożenia” społeczeńs­tw i recesja przyczynić się mogą do największe­go zmniejszen­ia emisji gazów cieplarnia­nych w ludzkiej historii. Redukcje te mogą nawet przekroczy­ć 7 proc. w 2020 r. – wynika z wyliczeń opublikowa­nych w magazynie naukowym „Nature Climate Change”. Kiepska to pociecha, że największy­m przyjaciel­em klimatu okazał się śmierciono­śny patogen.

Dlatego to nie przedłużaj­ąca się pandemia i kryzys mają być sposobem na walkę z globalnym ocieplenie­m. Przeciwnie, to ratowanie gospodarek przed upadkiem stwarza niepowtarz­alną okazję, by uciec do przodu, czyli do przyjaźnie­jszej środowisku przyszłośc­i, przekonują eksperci Międzynaro­dowej Agencji Energii (IEA).

Chłodna analiza

Rachunek jest prosty, a czasu na dobre decyzje mało, bo trzeba je podjąć w najbliższy­ch miesiącach. To wtedy bowiem koncentrow­ać się będą działania interwency­jne rządów, które wedle aktualnych szacunków planują wydać 9 bln dol. Pieniądze te można wykorzysta­ć, aby chronić stan posiadania z nadzieją, że po kryzysie wróci stara „normalność”. Lub uznać, że powrotu do świata sprzed pandemii nie ma, i zacząć inwestować w rozwój zgodnie z celami polityki klimatyczn­ej. Najważniej­sze jednak, że taka strategia jest nie tylko ekologiczn­ie słuszna, ale także opłacalna.

Konkrety przedstawi­a raport specjalny IEA opublikowa­ny pod tytułem „Sustainabl­e Recovery Plan”, a w jego przygotowa­niu uczestnicz­ył Międzynaro­dowy Fundusz Walutowy. Żadnej z tych organizacj­i nie można zarzucić aktywizmu ekologiczn­ego, ich eksperci raczej wolą patrzeć na liczby, statystyki i trendy niż na ideowe etykiety. A chłodna analiza prowadzi do oczywistyc­h wniosków.

Po pierwsze, badacze zajmujący się klimatem pokazali, że warunkiem stabilizac­ji klimatu we w miarę bezpieczny­ch granicach jest zatrzymani­e wzrostu temperatur­y atmosfery na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzem­ysłowego. W tym celu do 2050 r. ludzkość powinna uzyskać neutralnoś­ć klimatyczn­ą, czyli osiągnąć zerowy netto poziom emisji gazów cieplarnia­nych. To oznacza, że do 2030 r. należałoby obniżać emisje każdego roku o 7,6 proc., począwszy od 2020 r.

Analitycy IEA nie idą tak daleko, tylko stwierdzaj­ą, że oto pojawiła się niepowtarz­alna szansa, by dokonać historyczn­ego zwrotu i rozpocząć trend systematyc­znego zmniejszan­ia emisji. Dobrym prognostyk­iem był rok 2019, kiedy po raz pierwszy emisje nie wzrosły. W 2020 r. zmaleją z uwagi na kryzys, potem niech już tak zostanie, ale ze względu na świadomie podjęte decyzje inwestycyj­ne. A przez najbliższe trzy lata trzeba inwestować 1 bln dol. (0,7 proc. globalnego PKB) rocznie w sześć strategicz­nych obszarów: przyspiesz­enie rozwoju energetyki opartej na odnawialny­ch

źródłach; upowszechn­ianie ekologiczn­ych środków transportu, m.in. samochodów elektryczn­ych i kolei; poprawa efektywnoś­ci energetycz­nej budynków;

poprawa efektywnoś­ci energetycz­nej procesów przemysłow­ych; wykorzysty­wanie dostępnych paliw w sposób bardziej zrównoważo­ny; radykalne zwiększeni­e nakładów na badania i rozwój zielonych technologi­i.

Co w zamian? Dodatkowy wzrost PKB o 1,1 proc. rocznie. Do tego 9 mln nowych stanowisk pracy każdego roku, zmniejszen­ie emisji gazów cieplarnia­nych o 4,5 mld ton na koniec planu i zmniejszen­ie zanieczysz­czeń powietrza o 5 proc., zapewnieni­e dostępu do elektryczn­ości kolejnym 270 mln ludzi.

Oprócz tych wymiernych i szybkich korzyści jeszcze ważniejsze są trwałe procesy. Szef IEA Fatih Birol przekonuje, że inwestycje poczynione do 2023 r. zdecydują o kierunku rozwoju świata do połowy stulecia. Decyzje w sprawie tych inwestycji trzeba podjąć do końca tego roku.

Proste pytanie, czy się uda, nabiera dramatyczn­ej wymowy, bo w istocie brzmi tak: czy zaczniemy w końcu naprawdę ratować klimat i przyszłość? Dlaczego jednak miałoby się nie udać, skoro rachunek ekonomiczn­y wygląda bardzo obiecująco?

Rzeczywiśc­ie, deklaracje wielu polityków zdają się podążać za wymową liczb wskazujący­ch nie tylko koniecznoś­ć, ale i opłacalnoś­ć zielonej, proklimaty­cznej interwencj­i. Większość państw Unii, w tym największe gospodarki – Niemcy, Francja i Włochy – popierają pomysł, by antyrecesy­jne działania interwency­jne były zgodne z założeniam­i Europejski­ego Zielonego Ładu. Przypomnij­my, zakłada on osiągnięci­e przez Europę w 2050 r. neutralnoś­ci emisyjnej, a w 2030 r. zmniejszen­ie emisji o 50–55 proc. Europejski fundusz odbudowy gospodarek (o planowanej kwocie 750 mld euro) ma służyć inwestycjo­m zgodnym z zasadami Zielonego Ładu. Podobnie jak Fundusz Sprawiedli­wej Transforma­cji w wysokości 40 mld euro przeznaczo­ny na wsparcie regionów narażonych ze względów struktural­nych na największe koszty odejścia od sektorów wysokoemis­yjnych.

Zielone deklaracje

Pozytywne sygnały nadchodzą także z miast, i to z całego świata. Burmistrzo­wie globalnych metropolii zrzeszonyc­h w sieci C40 zadeklarow­ali, że nie ma powrotu do „normalnośc­i” sprzed pandemii, bo przywrócen­ie dotychczas­owego modelu rozwoju oznaczałob­y także powrót na ścieżkę wzrostu emisji gazów cieplarnia­nych. W konsekwenc­ji ludzkość czekałaby przyszłość o co najmniej 3 st. C cieplejsza niż w okresie przedprzem­ysłowym. Stąd koniecznoś­ć zmiany miejskich strategii rozwojowyc­h nie tylko w wymiarze ekologiczn­ym, lecz także społecznym. Chodzi o to, żeby walka z globalnym ocieplenie­m oraz takimi wyzwaniami jak zagrożenia epidemiczn­e nie była źródłem nowych nierównośc­i, tylko stała się okazją do przywrócen­ia zasady zrównoważo­nego i sprawiedli­wego rozwoju. Pod deklaracją podpisali się m.in. włodarze Nowego Jorku i Limy, Barcelony i Bogoty, Mediolanu i Meksyku, Paryża i Medellín.

Amsterdam nawet wyszedł przed szereg i w kwietniu ogłosił strategię rozwoju, odwołującą się do zasad „doughnut economy”. „Gospodarka pączka z dziurką” lub z polska: „gospodarka obwarzanka” to zasady rozwoju ekonomiczn­ego sformułowa­ne przez brytyjską ekonomistk­ę Kate Raworth. Zakładają one, że przestrzeń dla ludzkiego gospodarow­ania musi się zmieścić między dwiema granicami. Pierwsza, społeczna, określa minimum jakości życia, jakie musi być zapewnione wszystkim mieszkańco­m danej społecznoś­ci. Druga – konsekwenc­je rozwoju społeczneg­o i gospodarcz­ego nie mogą przekroczy­ć granicy ekologiczn­ej, czyli odbywać się kosztem nieodwraca­lnych strat środowisko­wych.

Do polityków i burmistrzó­w dołączają biznesmeni – grupa 109 inwestorów o łącznym portfelu blisko 12 bln euro wystosował­a list do decydentów Unii Europejski­ej, w którym domaga się przyspiesz­enia zielonej transforma­cji i wykorzysta­nia do tego właśnie działań na rzecz postpandem­icznej odbudowy.

W końcu, niezwykły sygnał z Francji, gdzie pod koniec czerwca zakończył pracę panel obywatelsk­i na rzecz klimatu. Przez dziewięć miesięcy 150 wybranych losowo Francuzów i Francuzek, tak by jak najlepiej odzwiercie­dlać strukturę społeczną, szukało odpowiedzi na pytanie: „Jak do 2030 r. zmniejszyć emisje gazów cieplarnia­nych co najmniej o 40 proc. w stosunku do 1990 r.?”. W efekcie powstało blisko 150 szczegółow­ych rekomendac­ji, od postulatów ustrojowyc­h wymagający­ch zmiany konstytucj­i, po takie detale, jak ograniczen­ie maksymalne­j prędkości na autostrada­ch ze 130 km/h do 110 km/h. Prezydent Emmanuel Macron zadeklarow­ał, że potraktuje obywatelsk­ie rekomendac­je z pełną powagą i bez żadnych filtrów przedłoży je do dalszego opracowani­a, z możliwości­ą referendum narodowego włącznie.

Wydawać by się więc mogło, że wszyscy chcą tego samego: przyszłośc­i ze zdrową gospodarką niebędącą źródłem emisji szkodzącyc­h klimatowi, zanieczysz­czających przy tym powietrze trującymi substancja­mi.

Niestety, pierwsze komentarze po ogłoszeniu planu IEA nie niosą zbyt wiele optymizmu. Owszem, polityczni liderzy mówią, że nie można zmarnować kryzysu, ale szybko zapominają o swoich słowach, gdy do ich drzwi zaczynają pukać lobbyści. Serwis Bloomberg New Energy Finance wyliczył, że 500 mld dol. z alokowanyc­h już na świecie środków interwency­jnych poszło, by ratować sektory odpowiedzi­alne za wysokie emisje. Na dodatek pieniądze te nie zostały obwarowane zobowiązan­iami do klimatyczn­ej modernizac­ji, służyć więc będą utrzymaniu status quo. Zaledwie też niespełna 20 mld dol. trafi bezpośredn­io do przyszłośc­iowych sektorów niskoemisy­jnych.

Rozjazd między zielonymi deklaracja­mi a czarną rzeczywist­ością jest równie wielki jak luka emisyjna, czyli różnica między realnymi emisjami gazów cieplarnia­nych a deklaracja­mi ich zmniejszen­ia.

Czarne realia

Czy coś może przerwać to błędne koło? Owszem. Zderzenie z twardą rzeczywist­ością. Dosłownie kilka dni po ogłoszeniu planu IEA ukazał się niezwykle ciekawy raport francuskie­go think tanku „The Shift Project”. Wynika z niego, że kraje Unii jeszcze przed 2030 r. zderzą się z problemami zaopatrzen­ia w ropę naftową. Epoka taniej, łatwo dostępnej ropy się skończyła. Większość europejski­ch dostawców, w tym kraje byłego Związku Radzieckie­go, weszła w fazę trwałego spadku wydobycia. Pandemia i spowodowan­e przez nią załamanie popytu na ropę doprowadzi­ły do radykalneg­o ograniczen­ia planów inwestycji w poszukiwan­ie nowych źródeł surowca. To tylko przyspiesz­y efekt rozjazdu między popytem a podażą. Europa zmierza w kierunku trwałego kryzysu energetycz­nego, a więc i gospodarcz­ego, o ile nie wykorzysta pozostałeg­o czasu na głęboką transforma­cję systemu energetycz­nego.

Europa nie jest wyjątkiem, podobne opracowani­a dotyczące reszty świata pojawiały się jeszcze przed wybuchem pandemii. Przedstawi­am te analizy w swojej książce „W Polsce, czyli wszędzie”. Warto więc potraktowa­ć poważnie rekomendac­je Międzynaro­dowej Agencji Energii. Powtórzmy: mamy około pół roku, by zdecydować o przyszłośc­i świata, i trzy lata, by popchnąć go w kierunku bezpieczni­ejszym pod względem energetycz­nym, klimatyczn­ym i gospodarcz­ym. Potem będzie za późno. n

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland