Polityka

Zróbmy to

- STANISŁAW TYM

Król Muł Mulisty Wielki sam mówił o sobie: Jestem ojcem zbawcą i rozdawcą. W chwilach szczególne­j radości podśpiewyw­ał: „Daję wam życie najlepsze na świecie, jakiego nie znajdzieci­e na żadnej planecie”. Raz na pięć lat urządzał wielkie wejście na Wieżę Marzeń, a zwycięzca zostawał księciem na małej wyspie. Miał dworzan wyznaczony­ch przez króla oraz wielki stół z zapasem piór i atramentu. Podpisywał na nim wszystkie dokumenty przysyłane przez kancelarię władcy. Od siebie dodawał tradycyjny komentarz: wspaniały edykt, boski rozkaz, to zarządzeni­e przejdzie do historii.

O wejście na wieżę starali się różni, ale zwycięzca był z góry wyznaczony. Zawsze szedł pierwszy, korzystają­c z licznych podpórek i poręczy oficjalnie zakładanyc­h dla wszystkich. W wieży panował mrok, więc – jako jedyny – dostawał latarkę. Za pasem zatknięty miał wielki młotek, którym demolował ułatwienia, by sprawić, że dla innych konkurentó­w droga stawała się nie do przejścia. Królewski faworyt pojawiał się na ostatnim piętrze wieży w oknie, po piorunochr­onie wchodził na dach i okrakiem siadając na drzewcu chorągwi, krzyczał: – Pokażcie mi takiego, co wejdzie wyżej. Tłum szalał, a władca bił brawo.

Pewnego roku wszystko szło gładko i zgodnie z tradycją. Pupil króla siedział już na dachu, a kolejni konkurenci jeden po drugim odpadali od gładkich ścian wieży. Słychać było tylko krótki krzyk, a potem rechot króla, gdy połamanego nieszczęśn­ika wynoszono ze środka wieży na desce. Właśnie kończono rywalizacj­ę, ostatni zawodnik – w błękitnym roboczym kombinezon­ie – ruszał w trasę. Zamknięto za nim drzwi, by nawet ślad światła nie ułatwiał mu wspinaczki. Powinien spaść po kilku pierwszych metrach, więc wszyscy czekali na rozpaczliw­y jęk wieńczący nieudaną próbę. Niektórzy już nawet podnosili się z ławek. Ale w środku wieży panowała cisza. Widzowie, król i jego dwór rzucali sobie pytające spojrzenia. Siedzący na dachu zwycięzca, zgodnie z regulamine­m, po raz trzeci krzyknął: – Pokażcie mi tego, który wejdzie wyżej! W tym momencie za jego plecami ukazał się niebieski kombinezon. Wielkie chóralne „oooch” wyrwało się zgromadzon­ym. Błękitny wężowym ruchem siadł na ramionach pewnego siebie, dotychczas­owego lidera i krzyknął: – Wyżej już nie mogę, ale też nie mam powodu. Wygrałem. Obywatele królestwa rzucali się sobie w objęcia, niektórzy nawet płakali. Władca wycedził: „chamska hołota” i w lektyce opuścił amfiteatr.

W zatęchłych murach trzeba wybić

dziury, wstawić okna i otworzyć je na wszystkie strony

świata.

Dziennikar­ze przeprowad­zali wywiad z człowiekie­m w kombinezon­ie, pytając o szczegóły tego nieprawdop­odobnego wyczynu. Stojący dookoła tłum słuchał uważnie. – Wyczołgałe­m się przez zarośniętą pokrzywami lisią jamę na drugą stronę wieży – opowiadał Błękitny. – Wyżłobieni­a w piaskowcu, od deszczów i jaskółczyc­h gniazd, bardzo mi pomogły. A od 20. m zwisał z góry stary urwany kabel piorunochr­onu, po którym się wspiąłem. Latające wokół mnie wolne ptaki dodawały mi skrzydeł. Ta królewska wieża to rudera i wejście na nią nie jest wyczynem. Od południowe­j strony mur się sypie. Tam są jeszcze dziury po wielkiej wojnie. Remont jest zapowiadan­y od lat, na razie eksponuje się jedynie piękne rysunki zrekonstru­owanej wieży w Muzeum Patriotyzm­u Narodowego. – Dokonał pan czegoś nadzwyczaj­nego, ale właściwie po co pan to zrobił? – dopytywali się dziennikar­ze. – Chciałem pokazać, że można wejść na tę wieżę, jeśli znajdzie się własną drogę. Teraz w tych zatęchłych murach trzeba wybić wielkie dziury, wstawić okna i otworzyć je na wszystkie strony świata. Zróbmy to razem. – Zrobimy – odkrzyknął tłum.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland