•
Opactwo Cystersów w Lubiążu. Ostro sponiewierane przez historię, ale nadal w swej klasie bezkonkurencyjne. Efekt „wow” gwarantowany.
Zespół poklasztorny w Krzeszowie.
A w jego ramach dwa kościoły.
Pierwszy (Łaski MB) to arcydzieło baroku. Z kolei w drugim (św. Józefa) oczarowuje 50 monumentalnych fresków Michała Willmanna zwanego „śląskim Rembrandtem”.
Kompleks RIESE. Tajemnicze, podziemne tunele budowane przez Niemców w czasie wojny. Dziś dostępne zwiedzającym w trzech różnych lokalizacjach: Walim, Osówka, Włodarz.
Błędne skały i Szczeliniec. Dużo skromniejsze od nieodległego czeskiego kompleksu Adršpach, ale też urzekające labiryntem skalnych korytarzy.
Twierdze w Srebrnej Górze (największa górska w Europie) i Kłodzku. Robią wrażenie nawet na pacyfistach. A może na nich nawet bardziej.
Inżynieryjne cuda. Liczne, ale w pierwszej kolejności to:
tunel kolejowy pod Małym Wołowcem i wiadukt kolejowy w Bolesławcu.
Miejsca magiczne, czyli zapomniana miejscowość sanatoryjna
A mury runą
Przed 1939 r. na Dolnym Śląsku doliczono się 1500 dworów, pałaców i zamków. Tylko niewielka ich część nie przetrwała wojny, kolejne 250 rozebrano wkrótce po jej zakończeniu. Dziś w oficjalnych ewidencjach widnieje 867 obiektów, z czego mniej więcej jedna trzecia to ruiny. W niektórych powiatach ów stan wygląda wręcz zatrważająco. W rejonach kłodzkim, lubińskim czy lwóweckim destrukty stanowią ponad połowę stanu posiadania. Można rzec, że proces unicestwiania zabytkowych rezydencji trwa nieprzerwanie od czasów przejęcia tych ziem przez Polskę aż po dziś. Od palących obrazami w kominku Rosjan, przez bezwzględnych szabrowników, pazernych okolicznych mieszkańców, bezmyślne PGR, po cwaniaków deweloperów ostatnich dekad.
O tę spuściznę nigdy nie dbano. „Obce” kulturowo i klasowo obiekty na siłę dopasowywano do potrzeb biur, mieszkań, szkół, domów opieki społecznej, sanatoriów, ośrodków kolonijnych. W Dalkowie koło Głogowa, już 20 lat po zakończeniu wojny, postanowiono przerobić pałac na biura, przedszkole, klubokawiarnię, mieszkania, gabinety lekarskie.
w Pilichowicach,
zapora wodna
Sokołowsko
Rozpoczęło się totalne prucie wnętrz, ale też wykuwanie nowych okien, likwidacja balkonów, kładzenie nowych podłóg i malowanie olejnych lamperii do wysokości 2 m. Efekt można sobie wyobrazić. Ale także w rezydencjach urządzano chlewnie, obory, kurniki, magazyny (Czerczyńce, Strużyna). Eksploatowano bez litości, remontowano byle jak i doraźnie, a coraz bardziej sypiące się porzucano na pastwę szabrowników i złomiarzy.
Od lat 80. XX w. coraz więcej pałaców i dworów stało zabitych dechami, zarastając i waląc się po trochu. Te, które miały szczęście trafić w ręce zamożnych entuzjastów, otrzymały drugie życie, pozostałe dopełniają żywota.
Żal oczywiście wszystkich utraconych rezydencji, ale niektórych szczególnie, bo mimo ich wartości historycznej zniszczyły je nie bomby, ale ludzka pazerność. Wiele po wojnie prezentowało się jeszcze całkiem okazale, a niektóre w niezłym stanie dotrwały nawet do 1989 r., by pójść w rozsypkę dopiero w III RP. Przykłady? Liczne. Choćby przepiękne barokowe pałace w Pielaszkowicach, Trzebnicy (Piotrkowice), Rząśniku, Parchowie, Siedlcach, Brzezince, Kopicach. Jak europejska perła architektury rokokowej, czyli pałac w Goszczu. Jak największy renesansowy pałac na ziemiach polskich w Dziewinie, który jeszcze w latach 90. XX w. trzymał się jako tako, a teraz jest już tylko kupą gruzu. I inne renesansowe cacko – w Pisarzowicach. Lub neorenesansowy zamek w Ratnie Dolnym, który jeszcze w 1972 r. przeszedł duży remont, ale wkrótce po przejęciu przez prywatnego inwestora w 1996 r. spalił się w „niewyjaśnionych okolicznościach”. Nawiasem mówiąc, pożarów (przypadkowych i celowych podpaleń) było wiele.
Podróżując przez Dolny Śląsk głównymi drogami, tych ruin się raczej nie dostrzega. Ale wystarczy gdzieś skręcić, meandrując między wzgórzami, od wsi do wsi, by zauważyć skalę zaniedbań i strat. Co rusz wyrastają w zasięgu wzroku jakieś pałace bez dachów i stropów, dwory, z których okien wyrastają krzaki i drzewa. Otoczone lichym ogrodzeniem z siatki czy betonowych płyt.
Wspaniale udało się wypromować turystycznie Kotlinę Jeleniogórską jako Dolinę Pałaców i Ogrodów. Jej foldery budzą dumę. Ale to tylko listek figowy, który przykrywa wiele nieodwracalnych strat.