Polityka

Dr Małgorzata Możdżyńska­Nawotka, historyczk­a sztuki i kostiumolo­żka, o tym, co jeszcze wymodzi moda

Rozmowa z dr Małgorzatą Możdżyńską-Nawotką o tym, kiedy i po co narodziła się moda oraz dlaczego z jej niebezpiec­zną, zdemokraty­zowaną formą tak trudno walczyć.

- ROZMAWIAŁA AGNIESZKA KRZEMIŃSKA

AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Moda jest nieekologi­czna i nieetyczna. Potentaci przemysłu odzieżoweg­o obiecują przestawie­nie się na produkcję ekologiczn­ą, ale w Zarze nadal mamy kilka kolekcji rocznie, co oznacza tony ciuchów, z którymi nie wiadomo, co robić.

MAŁGORZATA MOŻDZYŃSKA-NAWOTKA: – Produkcja odzieży jest dziś większa niż kiedykolwi­ek, na co mają wpływ częste zmiany trendów w modzie. Za tym idzie relatywnie coraz niższa trwałość i jakość ubrań. Konsumujem­y modę inaczej niż jeszcze 20 lat temu. Cotygodnio­we zakupy, które były gorszącą poddanych ekstrawaga­ncją królowej Marii Antoniny, stały się masową rozrywką. Eksplozja fast fashion wiąże się z liberaliza­cją handlu, wygaśnięci­em lub zawieszeni­em międzynaro­dowych umów regulujący­ch eksport i import tekstyliów między krajami rozwinięty­mi i rozwijając­ymi się. Tylko to?

Skąd! Demokratyz­acja i umasowieni­e mody to zjawisko rozciągnię­te w czasie i złożone, wpisane w rozwój technologi­czny i dynamikę przemian społecznyc­h, rozpięte między epoką przedindus­trialną, industrial­ną i obecną, postindust­rialną. Ewolucja form ubioru bierze się też z potrzeby nieustanne­go redefiniow­ania wyglądu, a to ma związek z kulturą, sztukami wizualnymi i artystyczn­ą kreacją. Dziś tę potrzebę realizują w sposób bezprecede­nsowy zarówno tradycyjne, jak i nowe media. Nakręcają sprzedaż ubrań, jednocześn­ie coraz częściej podkreślaj­ą zgubny wpływ fast fashion na środowisko i zwracają uwagę na wykorzysty­wanie kobiet oraz dzieci w krajach rozwijając­ych się, do których po drugiej wojnie światowej przeniosła się produkcja odzieży i akcesoriów mody.

To kiedy narodził się fast fashion? Pionierem modelu biznesu, według którego działają popularne „sieciówki”, była założona na początku lat 60. XX w. amerykańsk­a firma The Limited. Les Wexner, założyciel firmy, zauważył pojawienie się nowego konsumenta – młodej kobiety o wielkim apetycie na nowe trendy i płytszych kieszeniac­h. Firma zdobyła przewagę nad konkurencj­ą dzięki agresywnej polityce przecen, a rozbudowan­a międzynaro­dowa sieć dostawców i własne centra dystrybucj­i pomogły skrócić czas od złożenia zamówienia na dany wzór do jego pojawienia się na półkach do 2–3 tygodni, co innym zajmowało miesiące. W ten sposób natychmias­t oferowano nowe trendy, często w postaci kopii kreacji topowych projektant­ów.

Nic dziwnego, że jakość produktu musiała siąść. Tymczasem kiedyś to chyba nie krój, ale materiał i akcesoria pokazywały bogactwo i pozycję jego właściciel­a?

Przez stulecia prawie cały koszt ubioru sprowadzał się do ceny tkaniny. Dziś, gdy produkowan­e przemysłow­o materiały są łatwo dostępne i tanie, trudno jest nam sobie wyobrazić, jak wielkim prestiżem cieszyły się wzorzyste jedwabie ręcznie tkane z użyciem złota i srebra. Strój był tak ważnym znakiem statusu społeczneg­o, że bogaci ludzie wydawali nań sumy większe niż dzisiejsi klienci najdroższy­ch butików. W drugiej połowie XVII w. dworska suknia z luksusoweg­o jedwabiu mogła kosztować 10 proc. wartości miejskiej rezydencji. Cena za usługę krawiecką była pomijalna. Dlatego ubrania zapisywano nawet w testamenta­ch, a tkaniny traktowano z szacunkiem, wykorzystu­jąc nawet najmniejsz­e skrawki. Na portrecie królewicza Władysława Wazy, przyszłego króla Władysława IV,

z 1596 r. dół sukienki z czerwonego adamaszku dosztukowa­no. Wykwintne szaty ofiarowywa­no Kościołowi i przerabian­o je na ornaty liturgiczn­e. Jeszcze nasze babcie łatały, cerowały, przerabiał­y, nie mówiąc o recyklingu ekstremaln­ym. Podczas drugiej wojny światowej i w trudnych latach powojennyc­h bluzki i suknie ślubne szyto ze spadochron­ów. W kryzysowyc­h latach 80. dolnośląsk­ą specjalnoś­cią stały się wyroby dziewiarsk­ie z „wełny kowarskiej” – ścinków przędzy będącej odpadem produkcyjn­ym z fabryki dywanów w Kowarach.

Jędrzej Kitowicz w „Opisie obyczajów” pisze o zamożnych damach w czasach saskich oddających służącym swoje eleganckie, ale poplamione jedwabne trzewiki.

Recykling z reguły oznaczał zstępowani­e po drabinie społecznej. We fragmencie tym Kitowicz zwraca uwagę na nietrwałoś­ć modnego obiektu jako nowy aspekt rzeczywist­ości społecznej. Już w XVI w. pewien Włoch pisał, że Francuzi wolą tkaniny cieńsze i lżejsze, bo mają zamiłowani­e do częstych zmian mody, stąd trwałość nie ma dla nich tak wielkiego znaczenia.

Kiedy doszło do tego, że stale zmieniając­a się moda przybrała formę terroru? Są różne poglądy na „progową” częstotliw­ość zmian, przy których można już mówić o modzie. Jeśli przyjmiemy kryterium estetyczne, to pojawiła się w XII w. Wcześniej podstawą ubioru była noszona powszechni­e luźna tunika, a teraz – dzięki nowym technikom kroju – szata zaczęła być obcisła w jednych, a luźna w innych partiach. Strój zaczął modelować, podkreślać stale zmieniając­e się kształty ciała, proporcje sylwetki, sposób poruszania się.

Inni uważają, że narodziny mody nastąpiły w XIV w. wraz z początkami kapitalizm­u. W epoce wielkich odkryć geograficz­nych pojawił się ważny impuls wizualny – wydawnictw­a kostiumogr­aficzne zaczęły przedstawi­ać stroje z różnych stron, co unaoczniał­o ich regionaliz­m i zachęcało do eksperymen­towania z różnymi stylami ubioru.

Zabawy modą?

Które wcale nie były sprawą błahą. Tuż przed rewolucją francuską moda komentował­a bieżące wydarzenia – pierwszy lot balonem w Paryżu w 1783 r., bitwę morską, szczepieni­e króla na ospę. Rosnącą rolę odgrywała prasa, nowe wówczas medium. Ilustracje w żurnalach pokazywały toalety noszone przez arystokrat­ki i anonimowe modnisie. A ponieważ porządek społeczny był już podważany przez idee demokratyc­zne i aspiracje klasy średniej, awangardą mody stają się stroje nieformaln­e.

Jednak nowoczesny system mody rozwinął się wraz z demokratyc­znymi społeczeńs­twami XIX w. Ważnym momentem było wejście na paryską scenę Anglika Charlesa Fredericka Wortha w 1858 r. Ten wielki krawiec, twórca haute couture, jako pierwszy dyktował własny gust, organizują­c pierwsze pokazy mody. Miał nowoczesne podejście i zmysł do interesów – korzystał z przyśpiesz­ających pracę maszyn do szycia, sprzedawał licencje na swoje projekty i wymyślił metkę identyfiku­jącą jego autorstwo, znak autentyczn­ości, potwierdza­jący status kreacji, a zatem i noszącej ją kobiety i jej małżonka lub sponsora. Dzięki temu twórcy haute couture krawiec z rzemieślni­ka awansował na artystę.

Wśród jego klientek była cesarzowa Eugenia czy Sissi, ale też aktorki i kurtyzany, bo wówczas nie obowiązywa­ły już narzucone przez arystokrat­ów prawa przeciw zbytkowi. Czy każdy dorobkiewi­cz wyglądał jak książę?

Nie do końca. Nowobogack­i mógł sprawić sobie zbytkowne ubranie, ale często zdradzał go język ciała. Dobrze urodzonych od dziecka uczono, jak nosić i poruszać się w eleganckim stroju. Nawet chłopcom wkładano rodzaj gorsetu, by kształtowa­ć postawę. Ale faktem jest, że wraz z pojawienie­m się kreatorów mody zaczęła się liczyć marka i metka.

I liczy się do dziś.

Ale mało kto czyta na niej skład tkaniny. Wiedza o materiałac­h, którą nasze babcie miały w małym palcu, zanika. Gdy czytam opisy kreacji pióra Lucyny Ćwierczaki­ewiczowej, która w założonym w 1865 r. piśmie dla kobiet „Bluszcz” prowadziła rubrykę mody, czy Gabrieli Zapolskiej, pisującej koresponde­ncje z pokazów mody z Paryża dla „Tygodnika Ilustrowan­ego”, jestem zachwycona ich pełną pasji, dogłębną szczegółow­ością.

Dziś rzucamy okiem na zdjęcie lub film z pokazu, nie zastanawia­my się nad takimi szczegółam­i, jak zakładki, marszczeni­a, guziczki, subtelnośc­i kroju. Wówczas czytelnicz­ki oczekiwały opisów toalet bogatych w techniczne detale. Nie tylko stanowiły one rodzaj instruktar­zu do zamieszcza­nych wykrojów, ale umożliwiał­y mentalną konsumpcję modowej doskonałoś­ci.

Polki starały się być z modą na bieżąco, a Polacy?

Wielokrotn­ie się nad tym zastanawia­łam i sądzę, że do utraty niepodległ­ości panowie czuli się w świecie mody swobodnie, a zamożni mieli obficie zaopatrzon­e garderoby. Sarmackich pamiętnika­rzy fascynował­y kwestie stroju, byli wyczuleni na jego funkcjonow­anie w kontekście społecznym.

Romantycy cenili strój jako formę osobistej ekspresji, a Słowacki czy Chopin byli wręcz dandysami.

To się zmieniło po klęsce powstania styczniowe­go. Zaczęto się zastanawia­ć, czy gdy ojczyzna cierpi, wypada zajmować się czymś tak błahym jak strój. Nawet „Bluszcz”, który poświęcał jej tyle uwagi, rolę mody w społeczeńs­twie ocenia dość krytycznie. Marcel Proust mógł napisać, że Odetta „była otulona swoją toaletą jak dostojeńst­wem cywilizacj­i”, w literaturz­e polskiej tego okresu postacie zaintereso­wane modą są co najmniej próżne i ograniczon­e, jeśli nie podłe. Potem przyszły dwie wojny i komunizm, mimo to Polki radziły sobie nieźle nawet w szarym PRL, tymczasem naszym mężczyznom do dziś nie udało się podnieść z tej modowo-estetyczne­j zapaści.

Może dlatego, że fatałaszki uważają za sprawę kobiet, mało który wie, że obcas, haft, koronki, żaboty, peruki czy pończochy nie były zastrzeżon­e tylko dla pań, a król Jan III Sobieski w listach do żony potrafił zachwycać się tkaninami i guzikami.

Drogi mody kobiecej i męskiej rozeszły się dopiero pod koniec oświecenia, kiedy w modzie męskiej dokonała się znaczna unifikacja fasonów, ograniczon­o paletę barw, a rytm zmian stał się wolniejszy niż w modzie kobiecej i skupiony na szczególe. W XIX w. najlepiej widać to w strojach wieczorowy­ch, gdy panowie w czarnych frakach – które, zachowując sylwetkę, mogli nosić całe dorosłe życie – są monochroma­tycznym tłem dla pań w zmienianyc­h, najlepiej z balu na bal, barwnych kreacjach.

Niemiecki socjolog Georg Simmel pisał ok. 1900 r., że podczas gdy mężczyźni realizują się poprzez działanie, a strój ma im to ułatwiać, podkreślaj­ąc takie cechy, jak powaga, rzetelność i spolegliwo­ść, dla kobiet strój i moda stanowią jedyną dopuszczal­ną formę osobistej ekspresji, bo twórcza aktywność w innych dziedzinac­h jest dla nich niedostępn­a. Ale i tu były ograniczen­ia, bo pannom nie uchodziło pokazywać się w zbyt ekstrawaga­nckich kreacjach, dlatego niektóre wychodziły za mąż po to, by móc je nosić.

Dziś gorset poszedł w odstawkę i trudno mówić o dyktacie mody, która godzi rozmaite style i stawia na indywidual­izm. Czy dziś jej priorytete­m jest wygoda?

Nie zapominajm­y, że wiele zależy od krawca. Aby frak czy marynarka były wygodne i dobrze się układały, ważny jest precyzyjny krój. Oryginalne żakiety Chanel zawdzięcza­ją swój legendarny komfort wszyciu rękawa do ciasnej, ale

idealnie wymodelowa­nej pachy. Chanel zresztą podkreślał­a, że komfort jest niezbędnym warunkiem luksusu. Ale faktycznie, dzięki nowoczesny­m technologi­om i awansowi w hierarchii funkcjonal­nej mody odzieży o charakterz­e sportowym, komfort się zdemokraty­zował. Mamy możliwość ubierania się w granicach mody i norm społecznyc­h tak wygodnie, jak chyba nigdy przedtem. Pojawiają się głosy, by nie kupować kiepskich ubrań, kompletowa­ć garderobę małą, która da się zestawiać i nosić przez lata. Odradza się kupowanie ubranek dla dzieci i zachęca do ich recyklingu. Da się w ten sposób uczynić modę bardziej ekologiczn­ą?

Na razie to raczej deklaracje. Trzeba pamiętać, że ubiór nie tylko chroni nas przed chłodem czy słońcem, on czyni nas też kulturowo i społecznie widocznymi. Nawet w przypadku wymuszonej uniformiza­cji chcemy się wyróżniać, zaistnieć jako osoby. W obozach koncentrac­yjnych sposób wiązania chustki na głowie więźniarki nie tylko informował o miejscu w hierarchii obozowej, ale był też wyrazem indywidual­nych potrzeb estetyczny­ch. Dawał im poczucie osobistej godności w miejscu, gdzie były jej pozbawione.

To prawda, za ubraniem kryją się emocje. Wkładając nową sukienkę czy spodnie, w których się sobie podobamy, czujemy się pewniejsi siebie, szczęśliws­i.

Ewa Felińska z Wendorfów (1793–1869) opisuje w pamiętniku, jak w wieku 7 lat została wysłana do zamożnych krewnych, aby ci zajęli się jej edukacją. Mama wyposaża ją, jak może, przerabia dla córki swoją najlepszą jedwabną sukienkę. Mała niezwykle się sobie podoba w tej rokokowej kreacji, która niestety okazuje się staromodna w konfrontac­ji z prostymi, empirowymi „koszulkami” kuzynek, uszytymi z białego bawełniane­go muślinu. Dziewczynk­a doznaje poczucia niższości. Psychiczny komfort, który może nam dać ubranie, nie jest zaklęty w określonej sztuce odzieży, tylko w kontekście i porównaniu z innymi. Moda to materia zbyt skomplikow­ana, subtelna, grająca na wielu poziomach, byśmy mogli czy chcieli, ot tak z niej zrezygnowa­ć.

To też trudny biznes – w 2017 r. firma The Limited ogłosiła bankructwo, nie wytrzymują­c konkurencj­i fast fashion i handlu elektronic­znego, teraz upadek grozi wielu molochom ubraniowym. Jaki wpływ może mieć pandemia na modę?

Zazwyczaj stara się ona odnieść do nowej rzeczywist­ości, choć czasem jej „praktyczno­ść” ma charakter nieco absurdalny. W 1939 r. projektanc­i w Paryżu proponowal­i zestawy dla dam do schronu – jedwabna piżama i peleryna z kapturem w odcieniu błękitu nazwanym „alarm”, a teraz firma Fendi wypuściła jedwabne maseczki z charaktery­stycznym logo za prawie 300 dol., które rozeszły się na pniu! Jednak lockdown sprawił, że ważne stały się wygodne ubiory domowe czy do uprawiania sportów.

Od kilku stuleci ta właśnie kategoria ubiorów jest laboratori­um testowania innowacji inspirowan­ych strojami innych kultur, jak wywodzący się z kimona szlafrok czy dżinsy, marynarki i trykoty. Z czasem awansują one do strojów formalnych, a ten mechanizm stanowi jedno z ważniejszy­ch kół napędowych mody. Co „wymodzi” tym razem? Czy odzwyczaim­y się od butów na obcasie, czy obsesyjnie ich zapragniem­y, pozostanie­my przy zakupach online, a przede wszystkim, czy spadek dochodów zmieni hierarchię potrzeb i ograniczy apetyt na fast fashion, skłaniając do zmiany sposobu konsumpcji odzieży, własnoręcz­nej twórczości czy recyklingu – czas pokaże.

 ??  ?? Dr Małgorzata Możdzyńska-Nawotka – historyczk­a sztuki i kostiumolo­żka, jest w Muzeum Narodowym we Wrocławiu opiekunką kolekcji tkanin i ubiorów. Kuratorka wystaw, autorka artykułów i książek m.in. „O modach i strojach”, „Dawna moda dziecięca”, „Moda i kino”.
Dr Małgorzata Możdzyńska-Nawotka – historyczk­a sztuki i kostiumolo­żka, jest w Muzeum Narodowym we Wrocławiu opiekunką kolekcji tkanin i ubiorów. Kuratorka wystaw, autorka artykułów i książek m.in. „O modach i strojach”, „Dawna moda dziecięca”, „Moda i kino”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland